„ Paryż
to choroba, na którą nie ma lekarstwa”-napisała Paula McLain w blisko
400-stronnicowej bestsellerowej powieści „Paryska żona” wydanej w tym roku w
Polsce i opowiadającej o paryskich latach słynnego amerykańskiego pisarza
Ernesta Hemingwaya i jego pierwszej żony Hadley Richardson. Książkę tę
przed kilkoma dniami znalazłam w skrzynce pocztowej z prośbą o recenzję i nie
mogłam się z tak kuszącej propozycji nie wywiązać, opowiada bowiem nie tylko o niezwykłym
okresie w dziejach miasta- latach 20., ale także o niezwykłym człowieku i
pisarzu-Erneście Hemingwayu.
Kilka
słów o okresie, w którym rozgrywa się akcja powieści - Paryżu lat 20. Stolicę
Francji upodobała sobie wówczas amerykańska bohema artystyczna, która niczym odlatujące
na zimę ptaki, porzuciła Amerykę dla miasta Świateł. Przyczyn było kilka. Po
pierwsze, zniszczona, podnosząca się z trudem z powojennych ruin Francja była w
kiepskiej sytuacji gospodarczej. Szalała galopująca inflacja i Amerykanie ze
swoimi mocnym dolarem mogli sobie we Francji pozwolić na o wiele
więcej niż u siebie. Po drugie-w Stanach szalała prohibicja i obowiązywały bardzo rygorystyczne normy moralne. Paryż był natomiast miastem wolnych ludzi-panowała całkowita
tolerancja wobec par homoseksualnych, trójkątów małżeńskich a alkohol lał się
strumieniami. Stolica Francji była wówczas również artystycznym tyglem, do którego zdążali artyści
z całej Europy, polscy i rosyjscy Żydzi tworzyli Ecole de Paris, Apollinaire i
Blaise Cendrars pisali w kawiarniach wiersze, Picasso spacerował bulwarem St.
Germain a artystyczna bohema spotykała się w les Deux Magots, La Coupole, café
Flore...Nie było bardziej stymulującego i bardziej wolnego miejsca na świecie. Paryż
się bawił, Paryż to było nieustające Święto.
Ernesta
Hemingwaya z pewnością znacie, może nawet ze szkolnych lektur. Czy pamiętacie
ten słynny cytat rozpoczynający powieść „Komu bije dzwon”? Do dziś potrafię go wyrecytować z pamięci: „Żaden człowiek
nie jest samoistną wyspą: każdy stanowi ułamek kontynentu, część lądu...”? W
moje bibliotece znalazłam egzemplarz powieści Hemingwaya z wpisem mojego taty z
1975 roku. „Kiermasz książki” Warszawa, 11 maj 1975 rok. Piąte wydanie. W 1954 roku pisarz
za „Starego człowieka i morze” otrzymał nagrodę Nobla, gdy w 1961 popełnił samobójstwo, był już w Polsce
najchętniej czytanym pisarzem amerykańskim. Kochaliśmy jego książki, marząc o tym, aby nasze życie okazało się równie ciekawe jak Hemingwaya. Podróżowaliśmy z nim po
świecie, braliśmy udział walkach byków w Pampelunie, w wojnie we Włoszech, w
afrykańskich Safari. Przeżywaliśmy miłość bohaterów ”Pożegnania z bronią” na
wojnie we Włoszech i okrucieństwa hiszpańskiej wojny domowej w „Komu bije
dzwon”. „Stary człowiek i morze” dawał nam wiarę, że wszystko w życiu jest
możliwe, wystarczy tylko czegoś bardzo, bardzo chcieć.
Nie wiedzieliśmy tylko jednego: Ernest Hemingway narodził się jako pisarz
w Paryżu i nie wiadomo, czy kiedykolwiek miałby szansę zaistnieć,
gdyby się tu i właśnie w tym momencie nie znalazł. Jego muzą i opiekunką była Hadley Richardson: uległa, ciepła, całkowicie
mu oddana. Przybyli do Paryża trzy miesiące po ślubie i zamieszkali pod
adresem, pod który wczoraj zajrzałam- pod numerem 74 Cardinal –Lemoine, w
Piątej Dzielnicy, dwa kroki od placu Contrescarpe i Mouffetard. Na domu, w
którym mieszkali przez dwa lata widnieje pamiątkowa tablica, okolica niewiele się zmieniła,
pełno tam barów i małych restauracyjek, może
trochę więcej teraz turystów, zwłaszcza amerykańskich...
Tablica oraz wejście do domu Hemingwaya |
Powieść Pauli McLain jest napisana w pierwszej osobie, autorka wcieliła się w postać Hadley. Napisana jest lekko, beletrystycznie, ale oparta jest na całej serii
dokumentów, źródeł, biografii i listów. Autorka przekopała się przez
bardzo bujną korespondencję jaką Hemingway prowadził z żoną, przestudiowała
biografie Hadley napisane przez Alice Hunt Sokoloff i Gioię Diliberto, książki
o kobietach Hemingwaya, i skorzystała ze wspomnień samego pisarza z tych młodzieńczych lat-z książki znanej w Polsce jako „Ruchomeg Święto” (a tak na marginesie-fatalnie przetłumaczony został angielski tytuł na
polski-powinno być Nieustające Święto-miałoby to o wiele większy sens!)
„Paryska żona” pozwala spojrzeć na Hemingwaya oczami kobiety, towarzyszki życia. Hadley nie jest typem
feministki, jaką była jej matka, nie buntuje się, odda mu się całym sercem bez
żalu straconego czasu, z wyczuciem pozostawi mu wiele swobody, nie zje go
swoją zaborczą miłością niczym Zelda Scotta Fitzgeralda, ale pozwoli się rozwijać, pozostawiając wiele wolnego czasu, nawet gdy narodzi się syn John. Nie jest też kobietą kapryśną, pretensjonalną snobką, akceptuje warunki na jakie ich stać-a w tych paryskich
latach naprawdę im się nie przelewa: mieszkanie nie jest ogrzewane, nie ma łazienki, prymitywną toaletę na piętrze. Hadley nie ma na stroje, na jakie stać inne kobiety w ich
środowisku, żyją skromnie- z oszczędności i ze spadku, który Hadley zapisał
zmarły tuż przed wyjazdem do Paryża wuj.
Hemingway miał raptem 22 lata, Hadley była od niego o kilka lat
starsza. Cieszyli się tym wspólnym życiem, jak dzieci. Chodzili po barach i restauracjach,
spacerowali po ulicach Paryża, kochali się i pili francuskie wina. Z dnia na
dzień, coraz mocniej wsiąkając w środowisko pisarzy i artystów: Scotta
Fitzgeralda i Zeldy, Ezry Pounda, Jamesa Joyce’a i guru środowiska
literackiego-Gertrudy Stein. Zaprzyjaźnili się również z właścicielką księgarni
„Shakespeare and Co” Sylwią Beach, od
której na początku pożyczali książki a później dla której Hemingway przemycał nielegalnie
egzemplarze „Ulyssesa” Jamesa Joyce’a do Stanów Zjednoczonych, gdzie ich
publikacja była zakazana.
Książka opisuje najbardziej romantyczny czas w życiu
Hemingwaya: podróże z Hadley do Hiszpanii, do Pampeluny-na walki
byków, do szwajcarskiego Champy koło Montreux na narty do klimatycznego
austriackiego miasteczka Schruns i włoskiego Rapallo. To cudowny
dla nich czas tanich restauracji i mocnych alkoholi, przygód (na przykład
wyprawy ze Szwajcarii do Aosty przez przełęcz Sw. Bernarda w letnich
pantofelkach) i beztroskiego w sumie życia za kilka dolarów dziennie. Może do
czasu pojawienia się dziecka, którego Hadley chciała, ale Hemingway, który miał
wówczas 24 lata, raczej nie. Ale to nie Bumpy-jak go nazywali- stał się
przyczyną rozpadu związku, ale najlepsza przyjaciółka Hadley, szczuplejsza i
młodsza, może bardziej niezależna, lepiej wykształcona Pauline?
Gertruda Stein i syn Ernesta Hemingwaya John |
Tych pierwszych wspólnych kilka lat, to okres w którym Hemingway
pracuje rozdarty pomiędzy koniecznością zarabiania pieniędzy na życie jako
dziennikarz a marzeniami, aby poświęcić się całkowicie pisaniu. Znajdziecie tam
sporo informacji o samym jego warsztacie, o katorżniczej, godnej
pozazdroszczenia dyscyplinie pracy, samotnych dniach spędzanych na poddaszu,
stukającego w rozklekotaną maszynę do pisania,.
Paryż jest w tle, ale obecny. Do tego stopnia, że gdy znalazłam się
wczoraj na placu Contrescarpe to miałam wrażenie, że unosi się po okolicy duch
Hemingwaya, że za chwilę usiądzie on obok nas w barze i zamówi rum albo jakiś
inny trunek za którym przepadał. Albo, że spotkamy Hadley spacerującą po Ogrodzie Luksemburskim z małym
Bumbym w wózku, czekającą aż Ernest skończy kolejne opowiadanie.
Ostatnia część książki to rozpaczliwa walka Hadley o zatrzymanie
odchodzącego do innej kobiety męża, niezgoda na życie w trójkącie, cierpienia
obojga, bo Hemingway twierdził, że kocha je obie i z żadną nie miał zamiaru się
rozstawać. A więc odchodzi, do najlepszej przyjaciółki żony, dziennikarki
zajmującej się modą, eleganckiej Pauline. Oboje opuszczają Paryż i Francję.
„Mówiliśmy o Paryżu, że jest wielki i wspaniały, i taki był. W końcu go
wymyśliliśmy, stworzyliśmy z naszej tęsknoty i papierosów i rumu St. James: z
naszych intelektualnych i zajadłych dyskusji i niechby się tylko ktoś ośmielił
powiedzieć, że nie jest nasz”-mówi w którymś miejscu Hadley.
Polecam tę pozycję każdemu zakochanemu w Paryżu, w prozie Hemingwaya, w
latach 20., literaturze Lost Generation, które odeszło
pozostawiając nam swoje wzruszenia, przygody i radość życia. Paryż stworzył
Hemingwaya, ale to Hemingway również stworzył Paryż. Jego książka, „Paris est
une fete” czyli „Nieustające święto” od czasu zamachów terrorystycznych
utrzymuje się we Francji na liście bestsellerów, bo jest jak stara fotografia,
na którą patrzymy z nostalgią i czułością.
Jesteś kolejną osobą polecającą tą książkę, ale Twoja recenzja sprawia, że chce się sięgnąć po książkę już, natychmiast :)
OdpowiedzUsuńUkazała się przed zaledwie przed kilkoma dniami, chyba nie będzie trudności z kupieniem, ale jeśli nie znajdziesz, to z przyjemnością prześlę Ci mój egzemplarz...
UsuńPodpisuję się pod słowami Jo. Zachęciłaś do lektury i do wizyty w Paryżu.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz w Paryżu, to oprowadzę Cię śladami Hemingwaya, znam już wszystkie jego ulubione miejsca. Dziś byłam w Closerie de Lilas, gdzie Scott Fitzgerald czytał Hemingwayowi rękopis Wielkiego Gatsbiego. Natomiast nie potrafię wyjaśnić, co stało się z domem, w którym mieszkał po powrocie z Torontu z synkiem, na 113 Notre Dame des Champs. Ostał się numer 111 i 115, ale gdzieś wyparował ten środkowy. Podejrzewam, że został rozebrany i pod numerem 115 zbudowano nowy dom, na dwóch działkach. Jeszcze muszę to sprawdzić...
OdpowiedzUsuńPrzeczytam tę książkę z ogromną przyjemnością, zachęciłaś mnie i sprawiłaś, że zatęskniłam za Pryżem. W Closerie de Lilas siedziałam dokładnie w ulubionym przez Hemingwaya miejscu. To trochę jak podróż w czasie. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń