Miał to być taki zwyczajny wypad za miasto. Nie za daleko, nie za blisko, przede
wszystkim, aby nabrać trochę czystszego powietrza w płuca i zobaczyć coś, czego
jeszcze nie widzieliśmy. W przewodniku znalazłam średniowieczne miasteczko o romantycznie
brzmiącej nazwie Montfort l’Amaury a w nim muzeum Maurice’a Ravela, którego znałam
słabo, przede wszystkim z cudownego, tańczonego przez balet Béjarta Bolera oraz
Obrazków z wystawy przerobionych z Musorgskiego. Sobota, godzina 9 rano, wyruszyliśmy...
Z
Paryża do Montfort l’Amaury dojeżdża się szybko. Byliśmy przed czasem ze
zwiedzaniem zamówionym na godz. 10. Dom Ravela, zwany Belwederem, położony jest
na wzgórzu klimatycznego, zadbanego, średniowiecznego miasteczka z katedrą
przypominającą architekturą paryską Notre Dame. Gdy na zegarowej wieży wybiła punktualnie
dziesiąta, na pobliski parking podjechał
samochód i wysiadła z niego starsza pani. Domyśliliśmy się, że to była nasza
dzisiejsza przewodniczka. Ile mogła mieć lat? Może 80 a może dużo więcej?
Dom Maurice'a Ravela zwany Belwederem |
Gustownie urządzony salon artysty |
Po pierwsze zapach. Zapach starego domu, w którym nikt od lat nie mieszka, ale też
w którym nikt niczego nie zmienia, nie przestawia i nie remontuje.
Maurice Ravel otrzymał w 1921 roku spadek po stryju. Wówczas kupił ten dom, i
sam, własnymi rękoma prawie w całości go wyremontował i zaadoptował. W domu nie
było światła, wody ani kanalizacji. Ten grubszy remont pewnie ktoś wykonał za
niego, ale wystrojem wnętrz, każdym drobiazgiem wyposażenia zajął się już sam.
I wszystko, w co wyposażył ten dom, co tworzy jego magię, absolutnie
niepowtarzalny klimat zakupił sam. Sam namalował również freski, dobrał kolory
ścian, drzwi i okien. Sam urządził każde pomieszczenie-jadalnię, salon, biuro i
wyposażył je w tysiące bibelotów, przede wszystkich pochodzących z Japonii. Zbierał również grające pozytywki i oryginalne mechaniczne zabawki. Na ścianach jego domu wisiały stare japońskie
ryciny, portrety kompozytora i jego przodków.
Japońska ceramika i bibeloty |
Na
pewno znacie „Bolero”, z jego hiszpańsko-arabską linią melodyczną, ale nie
wiem, czy wiecie, że klimat tego utworu nawiązuje do miejsca, w którym Ravel
się urodził czyli do St. Jean de Luz, miasteczka położonego w kraju Basków, tuż
przy granicy z Hiszpanią. Stamtąd pochodziła jego matka. Ojciec był z
pochodzenia Szwajcarem z Versoix. Zapytałam o poglądy religijne kompozytora i dowiedziałam się, że nie był on religijny, nie
związał się również z masonerią, bliska mu była lewica. Był humanistą, myślał o innych, to go cechowało-tłumaczyła pani przewodniczka.
Fotografia Maurice'a Ravela |
Fortepian Erarda na którym Ravel komponował |
Gdy
znaleźliśmy się w pokoju, w którym pracował, w którym skomponował
większość swoich utworów, nasza dobra pani otworzyła fortepian Erarda i
powiedziała mi- proszę-co prawda nie wolno, ale jeśli chce pani spróbować, to
proszę grać...broniłam się przez chwilę, nie jestem pianistką, ale czytam
nuty, na fortepianie rozłożona była partytura... spróbowałam. Miękki,
piękny dźwięk starego instrumentu. Tak, grałam dziś na fortepianie Maurice’a
Ravela i przyznam się, było to wielkie przeżycie.
Na
piętrze, na które wchodzi się od strony ulicy, znajdują się cztery
pokoje-jadalnia, salon, biblioteka/gabinet i pokój muzyczny z fortepianem. Ze
wszystkich tych czterech pomieszczeń wychodzi się na drewniany, pomalowany na biało balkon, z którego roztacza się
widok na miasteczko i okolicę. Oraz na japoński ogród.
Przepiękny ogród w stylu japońskim-w głębi Belweder, dom artysty |
Sypialnia kompozytora |
Po godzinnej wizycie, mam w uszach już tylko muzykę Ravela, mimo iż przecież jej nie słyszę... Odnoszę wrażenie,
że ten delikatny, subtelny artysta o niezwykłej muzycznej wyobraźni za chwilę
wejdzie i zapyta, czy nie mamy ochoty wypić z nim dobrej herbaty, zaparzonej w
japońskim dzbanuszku...
Nigdzie
na świecie nie ma już chyba takich miejsc, takich muzeów, po których można
swobodnie poruszać się wśród setek bibelotów i przedmiotów należących do osoby,
która tam mieszkała i zachowanych w nienaruszonym stanie przez blisko 80 lat...A
może takie muzea znacie?
I
jeszcze jedna zabawna dykteryjka. Przez wiele lat po śmierci Ravela domem
opiekowała się...wierna guwernantka Marcela Prousta, Celeste Albaret, którą
zaangażował brat muzyka. Gdy została przyjęta do pracy, nawet nie wiedziała
kim był Ravel, a więc opowiadała gościom o Prouście a nie o Ravelu. Goście się
denerwowali, aż wreszcie jeden z nich postanowił wszystkie jej opowieści spisać
i tak 50 lat po śmierci pisarza powstała jego biografia napisana przez guwernantkę Celestynę-miała już wówczas ponad 80 lat...Gdy zmarła, pochowano ją
na cmentarzu w Montfort l’Amaury.
Od 1970 roku „Belweder” Maurice’a Ravela
należy do gminy, która troskliwie się nim opiekuje. W ubiegłym roku miał tam nawet
miejsce festiwal muzyki poświęcony kompozytorowi i ma on być powtórzony w tym roku, w
październiku. Jeśli wam się nie uda przyjechać na festiwal, to musicie
koniecznie odwiedzić chociaż muzeum kompozytora, jest to miejsce naprawdę magiczne.
A żeby pozostać w klimacie tego kompozytora-impresjonisty, polecam cudowne wykonanie jego Bolera:
Pieknie to opisałaś, mam wrażenie, że odwiedziłam to miejsce razem z Tobą :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło:)
UsuńMi chyba juz na zawsze Bolero bedzie sie kojarzylo z pieknym tancem na lodzie Jane Torvill i Christophera Deana, ktory zrobil furrore na Olimpiadzie w Sarajewie. O tym muzeum nigdy nie slyszalam, dzieki za relacje. W Paryzu takim miejscem, gdzie w czesci zachowala sie atmosfera epoki, jest dla mnie Musée Jacquemart-André, jedno z moich ulubionych.
OdpowiedzUsuńTo prawda, muzeum Jaquemart-Andre ma niezwykły klimat-uwielbiam tamtejszą kawiarenkę, jedna z najpiękniejszych w Paryżu. A znasz muzeum Nissim de Camondo? Też chyba jakimś cudem ocalał w nieskazitelnym stanie od międzywojnia.
UsuńJeszcze nie ale na pewno sie tam kiedys wybiore.
UsuńWspaniały post :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńDotknąć klawiszy fortepianu Ravela - niezwykłe.
OdpowiedzUsuńJeśli interesuje Cię Ravel to kilka chyba ciekawych drobiazgów znajdziesz tutaj ==> https://ewamaria2013texts.wordpress.com/2014/11/23/w-salonach/
Dziękuję za linka. Jest to bardzo interesujący wpis uzupełniający moją wiedzę o Ravelu. Koncertu na lewą rękę wysłuchałam, nie znałam natomiast kontekstu w jakim powstał. Maurice Ravel był niezwykłym kompozytorem, mam wrażenie, że jest we Francji niedoceniany, ale może się mylę.
UsuńŚwietnie napisane, aż żałuję, że nie umiem grać. Dom Ravela widziałam z zewnątrz zwiedzając Monfort l'Amaury. Czas wrócić i zajrzeć do środka!
OdpowiedzUsuńOj, tak! Tym bardziej, że pani, która cudownie oprowadza po domu Ravela i opowiada o jego życiu jest naprawdę wiekowa, warto więc skorzystać, póki czas:)
OdpowiedzUsuńDzieki Twojemu wpisowi notuje to fascynujace miejsce na liscie "to see before dying";-)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, Ravel, ktorego przypomniano w mediach w maju przy okazji konca praw autorskich "Bolero" we Francji (nota bene utwor przynosil z tego tytulu okolo 1.5 miliona euro rocznie) nie jest specjalnie popularny we Francji. A przeciez napisal wiele znakomitych utworow, z ktorych szczegolnie lubie "Pavane na smierc infantki".
Cudna notka (aż głupio to nazwać notką), więc wpis, post. Super. I ten finał! Czym się tak kameralnie dyryguje dużą orkiestrą? Robi wrażenie. Dziękuję!
OdpowiedzUsuń