foto

foto

sobota, 16 stycznia 2010

Radu Mihaileanu film o marzeniach

Jesli ktos pamieta czasy komunizmu, to zakocha sie w filmie „Koncert” w rezyserii Radu Mihaileanu. Rezyser mial zaledwie 22 lata, gdy wyjezdzal z Rumunii ale okres ten zdaje sie doskonale pamieta, widac to po kazdej klatce filmu, po kazdym zdaniu scenariusza...

Scenariusz to prawdziwa perelka. Andriej Filipow, szef orkiestry za czasow Brezniewa przeciwstawia sie zwolnieniu artystow pochodzenia zydowskiego i za kare zostaje skazany na prace sprzatacza. Ktoregos dnia, pucujac biuro dyrektora natrafia na fax...od dyrektora teatru Châtelet w Paryzu, ktory to zaprasza za dwa tygodnie orkiestre Balszoj na wystep. W glowie maestra pojawia sie pomysl, aby odnalezc wyrzuconych przed trzydziestoma laty z pracy muzykow, podszyc sie pod orkiestre Balszoj i skorzystac z zaproszenia. Przed jego oczami jawi sie Paryz, Pola Elizejskie, Sekwana...teatr Châtelet i zaczyna marzyc. To tak jakby zycie dawalo mu jeszcze jedna szanse...Dzieki pomocy bylego manadzera, pomysl przeksztalca sie w projekt. Ale narastaja przeszkody nie do pokonania. Do ostatniego momentu nie wiadomo, czy dojdzie do koncertu.
Film opowiada wiec o rewanzu ludzi ktorzy przeciwstawili sie systemowi, czy tez zostali przez ten system zniszczeni. O tych, ktorych system ukaral za odwage czy tez pochodzenie, zlamal zycie, odebral najblizszych, srodki na zycie, prace. Ale nie odebral im godnosci i pasji do muzyki i marzen, ze kiedys uda im sie jeszcze raz rozwinac skrzydla i zagrac przed wielka publicznoscia, wielkiego teatru...

Film tryska humorem, ironia i pomyslami. Wszystko co dzieje sie w tym filmie jest irrealne, tak jak nierealne byly czasy o ktorych opowiada. Czy jeszcze ktos uwierzy, ze wirtuozi Filharmonii narodowej mogliby handlowac kawiorem czy komorkami...?

Film jest cieply, humanistyczny, dajacy nam wiare w siebie - po prostu genialny i mysle, ze wiele osob mysli podobnie. Rzadko zdarza mi sie bywac w kinie na zwyklym seansie, po ktorym ludzie zupelnie spontanicznie bija brawo. A tak bylo w piatek po poludniu w kinie George V na Polach Elizejskich. Wychodzilismy wszyscy z czerwonymi oczami i chusteczkami przy nosie, starajac sie ukryc kapiace z oczu lzy...Ale moze spowodowala to muzyka Czajkowskiego?



Jutro "Biala wstazka"

1 komentarz:

  1. Anonimowy29.4.10

    Gdzie można kupić z polskimi napisami? Piękny film, polecam

    OdpowiedzUsuń