Zacznę może od życzeń, wszak to mój pierwszy tegoroczny wpis: aby Nowy Rok przyniósł Wam wiele wyjątkowych
przeżyć, spotkań z ciekawymi ludźmi, interesujących lektur i podróży, z których
wrócicie bogatsi i mądrzejsi, ale przede wszystkim, dajcie się w przyszłym roku ponieść radości, cieszcie się każdą chwilą. Aby Nowy Rok obfitował w momenty takiej zwyczajnej,
najprostszej, wynikającej już z samego faktu życia- radości.
Każdy z nas ma takie chwile, w których radość życia objawia się
nam najpełniej. Czasem jest to niezwykłe wrażenie słuchowe lub wizualne, czasem
takiego przeżycia dostarcza nam nasze ciało, taniec, dotyk, uścisk lub
pieszczota. O takich chwilach życia rzadko wypowiadają się filozofowie,
częściej próbują je utrwalić artyści.
W majestatycznym Pałacu Sztuki w Lille trwa właśnie wystawa „Joie de
vivre” czyli „Radość życia”, którą miałam dziś okazję obejrzeć. Temat ten przyciągnął bardzo licznie mieszkańców byłej stolicy
Flandrii, którzy przybyli razem z dziećmi, mimo, iż obrazów "tylko dla dorosłych" było sporo. Miałam jednak wrażenie, że ani rodzice, ani dzieci się
tym nie przejmowali. Wybrany temat-lekki i pogodny- okazał się strzałem w dziesiątkę.
Wejścia do wielkiego holu, w którym wyświetlano fragmenty
filmów z wybuchami radości w tle ( np. „Tańczyć w deszczu” Stanleya Donena) strzegła
gigantycznych rozmiarów „Nana” Niki de Saint Phalle-już sam widok tej pogodnej,
kolorowej rzeźby wprawiał nas w promienny nastrój wystawy.
A dalej były już tylko ciekawe niespodzianki,
podzielone na sześć sal i sześć tematów. Pierwszym, co może was zaskoczyć-było Słońce.
Nic nam tak dobrze nie robi, nic przecież nie sprawia nam tyle przyjemności, co oddanie
się słonecznej kąpieli. Słońce daje nam poczucie przyjemności, beztroski,
relaksu. Słońce i jego pochodne okazały się być, jak wiecie, jednym z ulubionych motywów malarskich. We Francji, gdzie słonecznych regionów jest bez liku, impresjoniści ukochali sobie Normandię a później, na przykład tak jak Cros, Matisse czy Picasso, źródeł radości zaczęli szukać
w słońcu Prowansji i Lazurowego Wybrzeża. Na wystawie w Lille,
w promieniach słońca skąpana jest modelka Renoire’a, słońce odbija się w
błękitnych wodach obrazów Kupki.
Druga sala poświęcona jest przyjemnościom: grom i zabawom dzieci, ale także tym z późniejszego okresu życia.
Kolejna sala to radość z przebywania poza miastem, ucieczka na łono natury,
modna i uwieczniana przez malarzy od XVIII wieku. Inna sala, to szaleństwo
zabawy, balu, karnawału-gdy chwile beztroskiej radości to jeden z ulubionych
tematów malarzy-mamy więc i Taniec weselny Breughla, mamy zabawy studentów
Akademii Sztuk Pięknych na Polach Elizejskich.
Nana- Niki de Saint Phale |
Kolejne sale, to obrazy związane tematycznie z więzami łączącymi
ludzi- przyjaźni, miłości, rodziny, matki i dziecka. I
wreszcie-przyjemności ciała, ciała uwolnionego z gorsetu i ograniczeń, ciała
pełnego zmysłów.
Taniec weselny- Jan Brueghel starszy |
Jan Verhas-Mistrz malowania |
Charles-Antoine Coypel: Zabawy dzieci w przebieranie |
Albert Fourie: Przyjęcie weselne w Yport |
Francois Boucher, Obiad po polowaniu |
Andre Kertesz, tancerka |
Paul Véronèse: Leda z łabędziem |
Gerard Rancinan: Girl meets girl |
Od antycznych bachanalii do średniowiecznych scen, od
szczęśliwych nagich ciał do libertyńskiej zmysłowości XVIII wieku u Bouchera,
namiętnych pocałunków i zmysłowych póz u Rodina
aż do współczesnej fotografii obrazy pokazują chwile zapomnienia i radości- ucieczki w zmysłowość i fizyczność. I wreszcie śmiech, niegdyś w sztuce
nieobecny-dziś uwolniony na przykład na fotografiach z prezydentem Obamą.
Carpe Diem chciałoby się powiedzieć po obejrzeniu wystawy w pięknym mieście Lille. Carpe Diem i radości życia życzę Wam Na
Nowy Rok! Bowiem jak mawiał Bergson "Wszędzie, gdzie jest radość, jest także twórczość: czym bogatsza jest twórczość tym głębsza jest radość".
Carpe diem Holly. Kiedy dziś tak bardzo obawiamy się o przyszłość miło tak oderwać się od strachów i obaw i zanurzyć w takiego zwykłej radości życia. Super pomysł na wystawę. I dobrego, lepszego roku:)
OdpowiedzUsuńGuciu, Francja rzeczywiście to taki powiew radości życia...Spędziłam ostatnie dwa tygodnie w Warszawie i odniosłam wrażenie, że nikomu nie jest do śmiechu. Nawet w rodzinach brakuje szczerości, przeważa nieufność, pojawiły się podziały polityczne... Przypomina mi to trochę atmosferę lat 80. gdy nie wierzyło się już, że jakiekolwiek zmiany będą możliwe w perspektywie kilku lat. Ale Tobie literatura daje chyba taki rodzaj wewnętrznej emigracji i dystansu do rzeczywistości, mylę się?
OdpowiedzUsuńMam to szczęście, że w mojej najbliższej rodzinie podziałów nie ma, a nawet dzięki pewnemu dziadu rozmowa przy stole wigilijnym nam się skleiła, połączył nas tożsamy stosunek do wroga:) Literatura może dawać wewnętrzny spokój i nieco dystansować, jednakże to co dziś się dzieje w kraju wypycha z domu na ulice nawet takiego introwertyka, jak ja. Ponieważ we wszystkim trzeba doszukiwać się dobrego to "dobra zmiana w mediach" da mi więcej czasu na czytanie książek. A zarówno na manifestacjach, jak i przy okazji WOŚP bywa wesoło i pogodnie, pod warunkiem, że narodowcy nie zrobią zadymy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń