Od
wielu lat fascynują mnie umiejętności rzemieślniczo-artystyczne Francuzów. Ich
savoir–faire, który wynika najpewniej z liczącej kilka wieków tradycji
otaczania się pięknymi przedmiotami. Mają też ogromną ilość doskonałych szkół,
które kształciły i kształcą do dziś specjalistów ze wszystkich dziedzin. Ich
wiedzę i umiejętności mogłam dziś podziwiać w Saint Denis pod Paryżem, gdzie ukryły się dwie pracownie wykonywające od 1794 roku prace konserwacyjne i kopie dzieł sztuki dla Luwru i innych muzeów francuskich- członków Związku Muzeów Narodowych. Pierwsza z pracowni specjalizuje się w wykonywaniu gipsowych odlewów z liczącej 5600 egzemplarzy kolekcji. Niegdyś chodziło o dostarczanie eksponatów do szkół oraz muzeów, dziś realizuje zamówienia również osób prywatnych. Druga pracowania"atelier de chalcographie" czyli pracownia miedziorytów-konserwacją 14 tys. miedzianych matryc powstałych we Francji od XVII wielu oraz wykorzystuje je na potrzeby muzeów.
Zamówienia
na odlewy przyjmowane są nie tylko od instytucji ale również od osób
prywatnych. A więc jeśli na przykład zamarzy Wam się Wenus z Milo w kolorze fioletowym
naturalnej wielkości do salonu, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby
sobie takiej zachcianki odmówić. Cena? Raptem 5 tys. euro. Dobrze, że o tym nie
wiedzą nasi nowobogaccy...Cena nie jest uzależniona od wielkości rzeźby, ale od
komplikacji i ilości odlewów koniecznych do jej wykonania. Na przykład mały
biust Woltera, może kosztować aż 1200 euro.
Fachowcy
z tej pracowni są w stanie zaspokoić najbardziej wyrafinowane zachcianki. I nierzadko
takie im się zdarzają, zwłaszcza, że artyści lubią robić odlewy własnych dzieł.
Stałym klientem francuskiej instytucji jest słynny amerykański artysta Jeff
Koons, którego odlewy dzieł sprzedają się
nawet za 10 mln dolarów...Dlatego też, jak mi wyjaśniano...cenę za zamówione prace płaci też trzykrotnie wyższą niż francuskie muzea.
Ostatnio do sporządzania odlewów wykorzystuje się nowoczesne materiały, np. silicon,
który można powtórnie, nawet piętnastokrotnie wykorzystać. Jak pamiętamy,
niegdyś formy trzeba było tłuc, aby wyjąć zeń rzeźbę.
W pracowni, w trakcie przygotowywania odlewu |
Wzdłuż ścian biblioteki ze wzorami |
Cała półka z popiersiami Woltera |
Druga
pracownia zajmuje się techniką miedziorytów, stosowaną od
setek lat. Po francusku jest to technika nosząca nazwę chalcographie (chalkos-miedź i graphein-pisać), i stąd wydaje mi się, że chodzi o technikę wykonania miedziorytów. Miałam okazję przyjrzeć się, jak powstaje praca
wykonywana tą techniką. Powstaje pytanie, czy jeśli używa się
oryginalnych miedzianych tabliczek z XVIII wieku do odbitek, to można
powiedzieć, że są to oryginalne grafiki?
1 Otóż najpierw nakładana jest cieniuteńka warstwa
tuszu sporządzonego z rozmaitych produktów, którego podstawą jest olej lniany.
Proporcje innych produktów stosowane są w zależności od wyniku jaki chcemy
osiągnąć. Nakładanie farby to sztuka sama w sobie...trzeba mieć do tego "rękę"
Następnie płytkę ściera się bardzo delikatnie, żeby nie zetrzeć całej farby muślinową ściereczką a następnie rozciera wnętrzem dłoni- do czego potrzeba już dużej wprawy |
Następnie na płytkę nakłada się cieniuteńką warstewką papieru samokopiującego się |
Nakłada na miedzianą matrycę papier japoński |
Wsuwa pod prasę i gdy matryca wysunie się po drugiej stronie, nasz miedzioryt będzie już gotowy... |
Po lewej stronie matryca a po prawej to, co z niej powstało |
Wydawałoby się-proste, nieprawdaż? Ale wyszłam z tego seansu pełna podziwu dla kompetencji i talentu manualnego młodej osoby, którą pokazywała nam, jak się to robi. Jest absolwentką jednej z
najbardziej prestiżowych szkół artystycznych w Paryżu, Ecole Estienne. W obu pracowniach poznałam młodych pasjonatów, dla których praca dla sztuki to nie praca, ale służba.
Dzieki Tobie poznałam nowe miejsce, dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, gdy mogę się dzielić odkryciami:-)
UsuńNie miałabym nic przeciwko jakiejś miniaturce do salonu :) a i miedzioryt wygląda niezwykle interesująco. I myślę, że dla tych pasjonatów praca to też przyjemność, czemu im mogę tylko pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńWielka przyjemność! Dziewczyna miała błysk w oczach, gdy pokazywała nam proces powstawania miedziorytu i wszystkie bez wyjątku osoby zrobiły na mnie wrażenie pasjonatów. Niektóre figurki będą chyba do kupienia w paryskich muzeach...
OdpowiedzUsuńFascynujące miejsce, mogłabym się tam ukryć za szafą i spędzić dzień, tydzień, a może i dłużej podglądając ;). Tylko co do tych kolorowych odlewów nie mogę się zdecydować, czy umieścić je na półce artu czy kiczu, ale może lepiej nie szufladkować ;)
OdpowiedzUsuń