Gdy wychodziłam ok. godz. 19. z salonu, mój ulubiony autor
Zygmunt Miłoszewski przechadzał się wśród stoisk z lampką białego wina. Prawdopodobnie świętował swój ogromny dzisiejszy sukces: najbardziej prestiżowy dziennik francuski "Le Monde" poświęcił mu całą stronę. Gratuluję! Sukces w pełni zasłużony! Z kolei na polskim stoisku, bohaterem
ostatniej konferencji był Thorgal i jego wspaniały twórca-Grzegorz Rosiński. Przed
spotkaniem podpisywał swoje komiksy i zebrały się takie tłumy, że trzeba było
co najmniej godzinę wystać w kolejce. Cierpliwszym się udało, mnie nie.
Po pełnym wrażeń i bardzo nasyconym wydarzeniami dniu
zapomniałam, że minęła już godzina aperitifu, więc poczłapałam szybkim krokiem w stronę wyjścia. Dzisiejszy dzień należał niewątpliwie do
Wrocławian. Przede wszystkim w Paryżu zjawił się prezydent Dudkiewicz (
francuski-Hollande był na naszym stoisku dziś rano !) Byłam go ogromnie
ciekawa, bo nie ukrywam, że wobec Wrocławia, jako warszawianka odczuwam od
czasu, gdy ujrzałam zbiory sztuki współczesnej, głębokie uczucie zazdrości. To
jest dopiero prezydent, któremu udało się to wszystko zakupić i
zgromadzić ! I nie rozczarowałam się –tryskał energią, humorem i dumą
ze swego miasta. Jak z rękawa sypał dowcipami: elokwentny, błyskotliwy,
doskonały komunikator.
Słynny prezydent Wrocławia dziś w Paryżu |
Skąd sukcesy Wrocławia ? I dlaczego jesteśmy lepsi od Krakowa ? Proste ! W Krakowie, żeby czegoś dokonać, to trzeba mieć
zastępy przodków na cmentarzu. U nas nie.
Dowcip ten tak bardzo przypadł do gustu siedzącemu obok profesorowi
Daviesowi, że ten natychmiast wsparł słowa prezydenta naukową argumentacją.
Przed wojną-mówił, we Wrocławiu były cmentarze żydowskie, polskie i niemieckie.
Po wojnie zniszczono niemieckie-zostały polskie i dobrze zachowane żydowskie,
no i doszły prawosławne. Oczywiście głównym tematem była najnowsza książka
prof. Daviesa o Wrocławiu, Mikrokosmos. Wrocław, Praga i Berlin tworzą trójkąt
trzech kultur i cywilizacji-powiedział profesor a prezydent Dudkiewicz
dodał : przed wojną mawiano, że każdy szanujący się Berlińczyk powinien
pochodzić z Wrocławia. A ja dziś mówię, że każdy szanujący się Berlińczyk
powinien przyjechać do Wrocławia. I pewnie, skoro prezydent tak zachęca, to przyjadą!
Georges Banu, Ludwik Flaszen i Eric Veaux |
Troszkę smutniejsza była natomiast konferencja innego
słynnego Wrocławianina- Ludwika Flaszena. Zapytany, czy Grotowski go
nigdy nie zawiódł, odpowiedział ze szczerością, że tak. I wyjaśnił, że stało
się to wówczas, gdy wyjechał za granicę, że chyba miał kompleks Lorda Jima, bo
opuścił tonący wówczas statek a wyjeżdżając pozostawił ich samym sobie. Cały
prestiż, wizerunek, wszystko to, co wypracowali razem zabrał a przecież na
sukcesy zapracował nie tylko on sam, ale cały zespół. Byłem dyrektorem teatru w
agonii-powiedział. Grotowski, gdy wyjechał z Polski, najpierw do Paryża, to korzystał z
Labolatorium niczym ze sztandaru pełnymi garściami a o nas zapomniał, zapomniał o naszym istnieniu.
Podobnie ze schedą po Grotowskim. Przecież autorami byliśmy wszyscy my, a
podpisywał się pod tekstami tylko on. To bardzo, bardzo smutne-powiedział, ale
musiałem to z siebie wyrzucić zanim... Georges Banu, który słuchał Flaszena w którym wyraźnie gaśnie życie dodał jedynie od siebie, że miasto Wrocław wiele zawdzięcza Grotowskiemu-to dzięki niemu stało się sławne na cały świat. To prawda.
Wojciech Tochman i Mariusz Szczygieł |
Dzisiejszego dnia, były chwile pogodne i smutne, mądre
analizy naukowców przeplatały się z dziennikarskimi uwagami. Nie czuło się
upływającego czasu trwających często blisko dwie godziny debat.
Odkryciem był dla mnie dziś jeden z najzdolniejszych uczniów
Ryszarda Kapuścińskiego-Wojciech Tochman, zakupiłam trzy jego książki i wzięłam
udział w dwóch konferencjach: mówił o polskiej szkole reportażu literackiego,
o tym, jakie warunki powinien spełniać
dobry reporter, o szacunku do ludzi, o swojej książce z Rwandy... Wyważony,
oszczędny w słowach, skromny-robi niezwykłe wrażenie.
Wiele radości sprawiło mi również ostatnie spotkanie, na
temat „nieobecnej” Europy, gdyż brał w nim udział profesor Beauvois, którego
wspaniałą „Historię Polski” skończyłam przed kilkoma tygodniami. Nie jest to
historia wobec Polski pobłażliwa, ale za to bardzo życzliwa, pisana niczym przez
kochającą matkę, która karci, ale po to, aby nie popełniać tych samych błędów.
Profesor jest jednym z najlepszych, moim zdaniem, specjalistów w Europie do spraw
Polski i Ukrainy i w przeciwieństwie do wielu innych zaprzedanych Rosji
naukowców francuskojęzycznych potrafi być bezstronny i obiektywny. Szkoda, że
jego wypowiedzi były ograniczone czasem. Zdołał jednak powiedzieć, że Europa w
Sprawie Ukrainy jest wielką nieobecną, że Zachód zdymisjonował a wygadywanie o
nacjonalizmie ukraińskim jest chwytem propagandowym stosowanym w Rosji od
Piotra Pierwszego. Brakuje nam pamięci-powiedział, dziś trzeba reagować, nie
wolno pozwolić, aby to Putin nam dyktował, co mamy robić i brak reakcji z
naszej strony jest czymś dramatycznym.
W debacie brał również udział ukraiński pisarz Jurij
Andrukowycz, ale jego słowa nie brzmiały zbyt mocno. Miałam wrażenie, że ból
mówienia jest zbyt wielki, że wolał oddać głos w sprawie Ukrainy
Prof. Daniel Beauvois i Jurij Andrukowycz |
Z zakupów, to przyniosłam dziś do domu komiks „Western” Grzegorza Rosińskiego, podsunięty mi przez jego fanów, kolejną książkę prof. Daviesa
„Serce Europy” oraz wykłady prof. Michela Foucault z lat 1980-81 dotyczące Historii
seksualności w kontekście społecznym, kulturowym i religijnym. Zapowiada się
pasjonująca lektura wielkiego filozofa!
I na koniec o miłym wrocławskim akcencie-otóż przywieziono
korale-piękne czerwone korale otrzymują
goście polskiego stoiska ( i jabłka). Ja też już takie mam!
Dzień był więc dziś znów arcyciekawy. Co przyniesie jutro?
Jak zawsze-czeka Was relacja wieczorem!
... i kolejne wspaniałe 'sprawozdanie', dziękuję, mam świeży zastrzyk energii na niedzielę:)
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć, że R. Dutkiewicz zrobił tak pozytywne wrażenie w P., bo zbyt wielu wrocławian, zbyt często - nie docenia go...
Mnie też zasmuciło to co piszesz o Ludwiku F. , na prawdę aż tak utyskiwał na "opuszczenie" przez Grota? Nie wiele w tym obiektywnej prawdy, choćby w tym, że mógł on mieć 'kompleks Lorda Jima'. Po prostu, J. G. był już w zupełnie innym obszarze, na kolejnej ścieżce swoich badań. Zresztą, Ludwik dobrze o tym wie, gdy nie powodują nim doraźne emocje, bo kto-jak-kto ale on właśnie, nie ma najmniejszych powodów by czuć się niedocenionym. Tak to widzę :)
Przy okazji, czy Grotowski czerpał korzyści, niedawno okazało się, właściwie wcale; nawet 'statystyczny wrocławianin' nie wie o nim - nic zgoła.
Dzięki, fajnie, że czytasz:) Miłoszewski dzisiaj powiedział, że Wrocław jest najpiękniejszym i najciekawszym miastem w Polsce a mówili o Twoim mieście w niezłym duecie -z Markiem Krajewskim-kolejny niesamowity Wrocławianin! A jaka osobowość!!! Pisze kryminały, których akcja toczy się w Breslau w latach 20-tych-są tłumaczone chyba na wszystkie języki europejskie!
OdpowiedzUsuńTo, co powiedział pan Flaszen było ważne. Był słabiutki fizycznie, ale w pełni władz umysłowych. Miałam wrażenie, że to jest takie jego ostatnie być może wyznanie, które przez lata głęboko ukrywał, sekret, o którym nigdy nikomu nie powiedział, coś w rodzaju ostatniej spowiedzi...Mnie też zawsze intrygowało, co stało się z ludźmi, z zespołem, gdy Grotowski nagle sam, nie oglądając się na nikogo wyjechał, najpierw do Paryża a później do Pontedery.
A to, że mało kto wie, kim był, to może też trochę jego wina? Nie szukał w Polsce rozgłosu, "W stronę teatru ubogiego" ukazała się w Polsce 40 latach po wydaniu na Zachodzie. Wiozłam tę książkę z Londynu w 1980 roku jak literaturę zakazaną. I dziwić się, że metoda słabo się przedostała do świadomości społecznej!
Czytam, czytam Holly :) Tak, tak p. MK to nasza duma, 'zręcznie pisze' i ... jaki uroczy.
OdpowiedzUsuńWracając do LF, słabiutki? był w grudniu we Wro, w świetnej formie, ponownie ma być w kwietniu. Ciągle go gdzieś niesie (bo go proszą), teraz już pewnie właśnie leci, do Campinas w Brazylii, na wykłady na tamtejszym uniwersytecie itd. itp. Nie wyjawiał 'sekretu' od czasu do czasu, właśnie tak, lubi sobie pomarudzić.
Co do Grota i 'opuszczonych' ludzi Laboratorium. Gdy wyjechał 'ci biedacy' wszyscy, byli już ok. pięćdziesiątki. Nie nagle wyjechał, nastał stan wojenny. A w tym 'dalekim świecie, nie miał się jak pączek w maśle, wcale. Wszystkich ich cudownie wyposażył, dał im renomę (aktor Laboratorium Grotowskiego) i ciężko wytrenowane umiejętności, które wykorzystywali w swojej dalszej pracy.
W Pontaderze podjął kolejny etap badań, poprzednie już go nie interesowały (tak mają badacze). Ku teatrowi? nie chciał dłużej podpisywać się pod swoim i aktorów - wczesnym ('60-te lata) etapem badań; mierziło go, że zbyt często ten sposób pracy jest 'małpowany', bez najmniejszego zrozumienia procesów powstawania tamtych spektakli. Ot i cała tajemnica.
1/ On nigdy nie szukał rozgłosu, to wokół niego krążono szukając, głównie, sensacji.
2/ Nie ma i nie było 'metody Grotowskiego', były jedynie 'wycinkowe' metody treningowe, opracowywane przez poszczególnych aktorów, na potrzeby prac przy kolejnych spektaklach. Jeśli mieli określone przeszkody - starali się znajdować odpowiedzi na pytania - szczególnie te - czego nie robić, i jakiego typu napotykają przeszkody.
Jednak dziwię się, może trochę, bo długo żyję i coś już wiem o 'świadomości społecznej'. Pozdrawiam
Mnie rowniez zaskoczyla relacja wypowiedzi Ludwika Flaszena i zasmucila informacja o jego slabym zdrowiu.
OdpowiedzUsuńDobrze wiec, ze p.Ewa przywrocila pewna rownowage. Spotkanie z nim w latch 70-tych bylo waznym etapem w moim zyciu.