foto

foto

niedziela, 1 marca 2015

Paryż stolicą książki?

Genialny francuski rysownik Sempé
Miałam to szczęście, że dorastałam w czasach, gdy czytanie nobilitowało, książka była przedmiotem pożądania, jej posiadanie świadczyło o statusie społecznym i było świadectwem przynależenia do tej lepszej części społeczeństwa a rodzice wpajali w nas, że książka jest źródłem mądrości, wiedzy i emocji, jakich nic nie jest nam w stanie zastąpić...

Moja osobista miłość do książek zaczęła się bardzo wcześnie, chyba od bibliobusu, który przyjeżdżał raz w tygodniu na naszą ulicę i dzieci pędziły, żeby wymienić wypożyczone książki na nowe. Ale największą radością były majowe kiermasze przed Pałacem Kultury, corocznie rozstawiały tam stoiska wszystkie polskie najważniejsze wydawnictwa i można było, po odstaniu w kolejce, zdobyć autograf ulubionego pisarza. Wiele zawdzięczam również rodzicom-pod choinkę kupowali mi tylko książki!

W paryskim metrze
Warszawa była wówczas naszpikowana księgarniami i starymi antykwariatami. Na studiach, po zajęciach obchodziłam je moją ulubioną trasą. Zaczynałam zazwyczaj od Wydawnictwa Literackiego na rynku Starego Miasta, później szłam do antykwariatu na Piwnej, następnie do Księgarni wojskowej na Krakowskim Przedmieściu, do Prusa a na końcu rozpoczynały się antykwariaty i księgarnie na Nowym Świecie, z obowiązkową wizytą u pani Blanki w PIW-ie na Foksal, która jeśli była w dobrym nastroju, to zawsze wyciągała jakieś cymesy spod lady. Kończyłam obchód w Czytelniku na Wiejskiej, albo w  Kosmosie ze starodrukami w Alejach Ujazdowskich.

Od tego czasu minęły lata, zmieniły się czasy... Książka w Polsce stała się towarem - trzeba na niej zarobić, musi być dochodowa i już niestety nie nobilituje. Nobilitują dalekie podróże, własne mieszkanie, samochody. To dziwne, ale wśród moich znajomych prawie nikt już nie chwali się, że przeczytał książkę. Raczej pozbywają się tych zajmujących zbyt wiele miejsca i niezbyt atrakcyjnych przedmiotów. Księgarze są na wymarciu, antykwariaty zresztą też a te, które się utrzymały, stosują ceny zaporowe. W grudniu byłam w Warszawie i zajrzałam na Piwną-Stare Miasto stało się kulturalnie wymarłą dzielnicą, wyprowadziły się stamtąd prawie wszystkie galerie sztuki, ale antykwariat jeszcze jest. Rozmawiałam z właścicielką- waha się czy go nie zamknąć - rodzina coraz częściej się buntuje, nie chce dokładać do „interesu”. Byłam też w kilku brzydkich "sieciówkach", ale nie znalazłam w nich nic z mojej listy. Czuły barbarzyńca, gdzie robię zazwyczaj zakupy był zamknięty-remanent. Wydaje mi się, że dla książki w Polsce przyszły trudne czasy...

Mediateka w Kremlin-Bicetre
A jak sytuacja wygląda we Francji, gdzie od kilku już lat, ogarnięta moją pasją do słowa drukowanego kupuję, wypożyczam i wyszukuję je na pchlich targach i w antykwariatach? Dla miłośników książek, Francja jest rajem. Pewnie też takim była za czasów Boya-Żeleńskiego, ale mam wrażenie, że przez cały okres powojenny w rozwój rynku księgarskiego włożono wiele pieniędzy. Na powodzenie składa się jednak wiele elementów-wysoki poziom wykształcenia, tradycja i polityka państwa, które mimo iż musi ostatnio zaciskać pasa, to jednak nadal bardzo wysoko subwencjonuje kulturę.


Francuzi czytają, wypożyczają i kupują. Widać ich z książkami w metrze, w parkach, w kawiarniach i bibliotekach. Czytają wszędzie. Czy książka jest droga?  Istnieje stała, ustalona odgórnie przez wydawcę cena na książki, co sprawia, że we wszystkich księgarniach kosztują one tyle samo, z wyjątkiem sieci FNAC-a, gdzie po wykupieniu odpowiedniej karty, za kilka euro, można mieć 5 proc. zniżki. Obniżki, wyprzedaże? Jak najbardziej, ale na kolorowe albumy o sztuce, książki kucharskie i przewodniki o tym jak uprawiać ogród.

Nowoczesna biblioteka w Malakoff
Z ostatniej „Polityki” oraz z wypowiedzi Zygmunta Miłoszewskiego dowiedziałam się, że w Polsce trwa debata nad ustaleniem stałej ceny na książki. Przeciwnicy projektu utrzymują, że książka jest takim samym towarem jak każdy inny i musi podlegać zasadom rynkowym. W debacie, zwolennicy stałej ceny książki powołują się na obowiązujące od 1981 roku we Francji prawo Jacka Langa, socjalisty, polityka, który je wprowadził. Miało ono na celu ochronę czytelnictwa i doskonale się moim zdaniem sprawdziło. Wydawca ustala cenę wydrukowaną na okładce książki i za taką cenę muszą ją sprzedawać dystrybutorzy. Wszyscy dystrybutorzy! Supermarkety i księgarnie internetowe, księgarnie i sieci takie jak FNAC. Państwo doszło do wniosku, że książka jest wartością- nie towarem i żeby wspierać pisarzy i czytelnictwo, trzeba ją chronić.

Wnętrze księgarni Albin Michel na St. Germain
Istnieje więc wiele wspaniałych, pięknych i doskonale wyposażonych księgarń, które zachowały klimat świątyń słowa drukowanego. Wchodzi się do nich, jak do miejsc wyrafinowania i elegancji, książki są rozłożone na eleganckich stojakach.  Byłam wczoraj w księgarni Albin Michel na St. Germain de Pres i jest to miejsce, gdzie przebywa się z przyjemnością. W tych najlepszych księgarniach, nie sprzedaje się ani artykułów papierniczych ani zabawek. Mniejsze znane mi księgarnie otwierają również w swoich wnętrzach kawiarnie albo herbaciarnie-na przykład Thé des Ecrivains, która organizuje regularnie spotkania z autorami i wydawcami.

Gdzie można więc kupić książki naprawdę tanio? Chyba jedynie u bukinistów nad Sekwaną-czasem nawet można natrafić na jakąś nowość, ale z reguły sprzedają oni książki starsze. Ale jak to wiedzą ci, którzy uczyli się marketingu, wyższa cena nie musi odstraszać, wręcz odwrotnie! Z tym, że ceny nowych książek we Francji nie są wysokie, od kilku do kilkunastu euro. Za ostatni bestseller Houllebecque’a trzeba zapłacić 21 euro, ale z reguły większość nowości kosztuje poniżej 20 euro.

Francuzi dbają o czytelnictwo i kulturę nie tylko poprzez wprowadzenie stałych cen. Wybudowali w Paryżu i na jego przedmieściach nowoczesne, bardzo dobrze wyposażone mediateki. Byłam ostatnio w trzech z nich, w Massy, Malakoff i w Kremlin-Bicetre. Książki są dostępne za darmo, natomiast, aby mieć dostęp do płyt i filmów, trzeba zapłacić 60 euro rocznie, co nie jest kwotą zbyt wygórowaną...Te Mediateki to są całe centra kultury-odbywają się tam festiwale, spotkania, wystawy-są również bardzo dobrze wyposażone w książki. Na przykład, zaskoczyły mnie bogate zbiory tłumaczeń literatury polskiej. W takich mediatekach działają Kluby żywego słowa-czytelnicy zbierają się i czytają na głos literaturę, albo o niej dyskutują. Raz w tygodniu, raz w miesiącu...znam kilka takich klubów. 
Wnętrze mediateki w Kremlin-Bicetre


Dlaczego ustawa o stałych cenach na książki jest ważna? Ponieważ daje społeczeństwu sygnał, że czytanie książek jest czymś ważnym, że państwo ceni pisarzy, szanuje ich pracę. Ten sygnał odbiorą również czytelnicy. We wrześniu, gdy rozpoczął się tzw. sezon literacki, na rynku pojawiło się 400 tytułów stających w szranki o nagrody debiutujących pisarzy i to tylko francuskojęzycznych! Paryż stolicą książki? Jak najbardziej!


Wszystkich wielbicieli literatury polskiej w Paryżu czeka niebawem wielka niespodzianka, bowiem najbliższy paryski Salon książki będzie gościł 21 (!!!) pisarzy z Polski. Już od 20 marca! 

14 komentarzy:

  1. Świetny wpis... Boleję nad tym co dzieje się w naszym kraju... Jest dokładnie tak jak napisałaś droga Holly.
    A ostatnio jeszcze znęcają się nad klasykami, chcąc zmienić listę lektur... Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki:) Rozmawiałam przed kilkoma dniami z panią pracującą w polskiej księgarni w Paryżu, skarżyła się, że nie ma nowych, dobrych wydań klasyków a niektóre wydawnictwa proponują je jako bryki szkolne-robią w egzemplarzach coś w rodzaju marginesu na którym jest na przykład napisane "A tu Wokulski wzdycha do Izabeli"- o ile pamiętam chodziło o wydawnictwo "Zielona Sowa" . Listę lektur to może warto by zmienić, tylko na jaką? Chodzi o to, żeby nie równać w dół. Potrzeba nam polskiego Jacquesa Langa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Holly!
    Z zaciekawieniem przeczytałam Twój wpis. Nie ukrywam, że sprowokowałaś mnie do myślenia... Ja mieszkam w Hiszpanii i zarówno tutaj, jak i w Polsce, kiedy tylko mogę, poluję na książki "okazyjne", z promocji, przeceny, prawdę mówiąc im lepszą okazję złapię, tym bardziej jestem zadowolona. I pomysł wprowadzenia ustawy o stałych cenach książek wydaje mi się naprawdę kontrowersyjny (a żeby jeszcze było śmieszniej, to jestem prawniczką). Dbanie o czytelnictwo i kulturę... Trochę przewrotnie :) Jedyne wytłumaczenie jakie znalazłam w Twoim poście jest takie, że ceny książek nie są wysokie, od kilku do kilkunastu euro.. W Hiszpanii też jest FNAC, ale tutaj ceny są dowolne, jakie sobie ustali sieć (i też funkcjonuje zniżka 5% za kartę członkowską ;) ). Tutaj jednak jest BARDZO trudno znaleźć jakąkolwiek książkę poniżej 10 euro, najczęściej ceny plasują się pomiędzy 15-23 euro, ostatnio kupiłam sobie co prawda książkę PARIS Edwarda Rutherfurda za niecałe 13 euro, ale wydaje mi się to raczej wyjątkiem (a nie kupuję książek w twardych okładkach ani nic, najczęściej "makulaturowe" wydania). Traktowanie książek jako dobra kultury, a nie jako towaru, jak widać we Francji działa, ale wydaje mi się, że potrzebny był na to czas... Wyobraź sobie, że nagle w Hiszpanii lub w Polsce wprowadza się taką ustawę, która zabrania sprzedawać książki po cenie niższej niż wydrukowana na okładce. Już sobie wyobrażam te protesty wszystkich środowisk (oprócz wydawniczych i sieci dystrybucji, hehe): studenckich, naukowych, zwykłych ludzi, którzy nie zarabiają milionów dolarów... A może sobie tylko wmawiam, w końcu raporty o czytelnictwie w Polsce były dość druzgocące... :( Ale się rozpisałam, ale to wynik tego, że to, co napisałaś skłoniło mnie do przemyśleń :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten długi i ciekawy komentarz:) Wszyscy polujemy na okazje i nawet nie wiesz jaka jestem dumna, gdy targam od bukinistów jakieś ciekawe i mocno wytargowane pozycje. Chodzi chyba jednak o to, żeby nie wylewać dziecka z kąpielą. Jeśli jakiś pisarz napisze nową książkę, to niech ona nie zostanie od razu, z rozdania, sprzedawana z rabatem, zniżką czy jak ją tam zwał. I niechaj wszyscy dystrybutorzy zostaną zmuszeni do tej samej ceny. Nie będą w ten sposób upośledzone księgarnie w stosunku na przykład do supermarketów czy wielkich sieci, które mogą sobie odbić na sprzedaży na przykład alkoholu. Nie będzie to również, jak wspominałam, dewaluowało książki. A że po jakimś czasie, bodajże roku, pojawią się tanie wydania w tzw. miękkich okładkach to już jest to naturalne.
      Sytuacja książki w Polsce jest zdaniem aktorów rynku wydawniczego katastrofalna, i ja też to dostrzegam podczas moich pobytów w Polsce. Upadają księgarnie i antykwariaty. O tym pisałam. Może więc właśnie stała cena książki by coś zmieniła? Ale to nie może być jedyne działanie, przydałoby się jeszcze kilka innych, które wpłynęłyby na poprawę czytelnictwa...

      Usuń
  4. uwielbiam książki :) piękne te biblioteki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam umieszczać zbyt wielu zdjęć, ale przyznaję, na mnie też wszystkie zrobiły niesamowite wrażenie przestronnością, światłem, nowoczesną architekturą i wspaniałym zaopatrzeniem w książki. Gdy wchodzę do takich miejsc jak Mediateka w Kremlin-Bicetre, gdzie tylu ludzi spotyka się wokół książki, to zdaje mi się , że wiem, na czym polega sekret szczęśliwego społeczeństwa.

      Usuń
  5. Piękny wpis. Aż przypomniałam sobie pierwszą książkę jaką przeczytałam w całości - "Chłopcy z Placu Broni". Od tamtej pory ukochałam sobie księgarnie i biblioteki. Moja mama też - kupowała tony książek, które pochłaniałyśmy wieczorami skulone w fotelach przy lampce.
    Dlatego chyba jestem trochę "staroświecka" i pozostaję przy tym, że książki nobilitują. Dlatego martwi mnie to, co dzieje w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! We Francji, ta "staroświeckość" jest bardzo ceniona, pewnie już to zauważyłaś:) Wspaniale, że istnieją jeszcze tacy ludzie jak Ty!

      Usuń
  6. Wspaniały wpis, kocham książki, nie wyobrażam sobie życia bez nich. Nie umiałabym zastąpić ich niczym innym! Ostatnio znalazłam tani dyskont książkowy i upolowałam kilka fajnych książek, myślałam, że wystarczą mi na jakiś czas, ale okazuje się, że zaraz nie będę miała co czytać. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś bym chętnie podrzuciła, ale pewnie jesteś daleko...i nie wiem, co lubisz! Pozdrawiam także!

      Usuń
    2. @Dola: Już wiem co lubisz! Przeczytałam bloga i znalazłam mnóstwo ciekawych informacji:)

      Usuń
  7. Na pewno jest wiele racji w tym co piszesz. I mnie nie podoba się traktowanie książki, jak towaru, czy polityka wydawców, którzy wydają niemal wyłącznie nowości i to często wydają niechlujnie (bez korekty, z błędami, przypisami, jak dla debili, czy o zgrozo z ingerencją w treść książki - okrojeniem jej zawartości). Mnie przeraża poziom czytelnictwa spowodowany chyba nie tyle, albo nie tylko wysoką ceną książki, ale wychowaniem młodego człowieka, któremu w szkole odpuszcza się czytanie książek, skoro nawet nauczycielki twierdzą, iż nie lubią czytać (spotkałam kilka takich pań), który nie ma wzorców w domu, skoro rodzice miewają zaledwie kilka półek na książki, a i te w większości wypełniają płyty z filmami. W mojej bibliotece, która ma kilkanaście filii na terenie całego miasta (duża dostępność do bezpłatnej książki - cena 1 zł za kartę do biblioteki) największą poczytnością cieszy się 50 twarzy Greya, po książkę ustawiają się kolejki, robione są zapisy i rezerwacje, a wartościowe pozycje niedługo pójdą na przemiał, ponieważ od początku istnienia biblioteki liczba ich wypożyczeń wynosi zero. W dodatku biblioteka ani nie przyjmuje starszych książek (starsze to te wydane przed 2000 rokiem),ani nie odsprzedaje tych nie znajdujących amatorów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Guciu, dziękuję Ci za Twój głos, tym bardziej ważny, że Ty naprawdę dużo czytasz i znasz sytuację książki w Polsce sto razy lepiej ode mnie! Bardzo ciekawe jest dla mnie to, co piszesz. Winę ponoszą w dużym stopniu media, za dużo się mówi o Greyu a za mało o znakomitych a nawet lepszych polskich pisarzach-chociażby, piszę z głowy,Szczepanie Twardochu (Wieczny Grunwald w niczym nie ujmuje Greyowi, a jest nawet lepszy) czy Zygmuntowi Miłoszewskiemu, którzy piszą w sposób przystępny ale inteligentny i o czymś a nie o przysłowiowej...Mamy wspaniałą klasykę, tylko chyba trzeba o niej pisać i mówić, cytować...Znajoma z Polski ma zamiar zrewolucjonizować biblioteki w Polsce i obiecałam, że ją obwiozę po tym paryskich mediatekaach, ciekawe czy jej się uda coś zdziałać. Dobrze, że są tacy ludzie jak Ty, naprawdę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wychowałam się w domu z książkami, którego większa część wygląda jak na rysunku autorstwa Sempe i z czasem nadmiar książek może przytłoczyć ;) A ile czasu zajmuje ich odkurzanie ;)

    W Bretanii, mam wrażenie, że czytelnictwo nie ma się aż tak dobrze jak w Paryżu. To chyba przez brak metra ;)

    Jestem za tym, żeby pisarze zarabiali więcej. Z szacunku do nich, np. nigdy nie ściągam nielegalnie e-booków, zawsze je kupuję. Jednak moim zdaniem 18-20 euro za "duży" format, w miękkiej okładce, na papierze niskiej jakości, średnio 350 stron to zbyt wysoka cena... i myślę, że dla większości francuskiego społeczeństwa książka w takiej cenie to luksus. Dobrze, że są "livres de poche" i bukiniści :)

    OdpowiedzUsuń