Był najbardziej francuskim z polskich pisarzy i genialnym tłumaczem. Włączył
w obieg naszej kultury skarby literatury francuskiej, ale we Francji, która
stała się jego drugą ojczyzną jest zupełnie nieznany. To paradoks, ale nie znajdziecie
żadnej jego książki w paryskich bibliotekach i księgarniach, nie ukazało się
żadne tłumaczenie jego felietonów czy
powieści historycznych, nie wyszła żadna
biografia. Nieznana jest też jego myśl społeczna: boje o świadome macierzyństwo
i antykoncepcję, o legalizację aborcji i
edukację seksualną. Może właśnie to „zapomnienie” o Boyu sprawiło, że Biblioteka
Polska w Paryżu, Centrum Polskiej Cywilizacji na Sorbonie i Inalco-Instytut
Języków i Cywilizacji Orientalnych zorganizowało poświęconą mu dwudniową sesję
starając się, tę „francuską” lukę zapełnić. Przez dwa dni, naukowcy, tłumacze i pisarze
przybyli z Polski i całej Francji debatowali na temat spuścizny autora „Piekła
kobiet”.
O czym mówiono na konferencji? W skrócie, bo o wszystkim nie
jestem w stanie napisać. Otóż pierwszy dzień dotyczył przede wszystkim
stosunków Boya-Żeleńskiego ze współczesnymi mu pisarzami: Irzykowskim,
Witkacym, Słonimskim, Przybyszewskim czy Gałczyńskim. Jedni kochali go ogromnie,
inni troszkę mniej, zarzucając, że
zajmuje się nie tym, czym powinien. Na przykład ze „Stachem” Przybyszewskim,
jak przekonywała nas prof. Bernardette Bost z Lyonu-stosunki układały się znakomicie.
Boy hołubił Stacha, spędzali razem wiele czasu w krakowskich kawiarniach, gdzie
Przybyszewski grał na fortepianie jak wirtuoz .
Już mniej gorące relacje łączyły go z Witkacym. Jak
sugerował prof. Jarosław Fazan z Uniwersytetu Jagiellońskiego Witkacy zarzucał
mu, że ten, zamiast podnosić poziom intelektualny w Polsce, zajmuje się
sprawami świadomego macierzyństwa i przerywania ciąży. Pisał w 1932 roku: ” A
teraz posłuchaj Tadeuszu Boyu-Żeleński. Ty, któryś lansował kiedyś moje sztuki,
ale nigdy nie chciałeś ze mną dyskusji(...) zleź raz z tej swojej macicy, z
Pirożyńskiego, z brązownictwa, rozwodów i ustawy małżeńskiej i nawet dawnej
literatury francuskiej-zajmij się więcej literaturą naszą obecną i jej
problemami. Mimo całej szlachetności tamtych zamierzeń i „poczynań” a nawet
dokonań, więcej ta sfera potrzebuje Ciebie(...) niż tamte zakazane przeważnie
dziedziny. Zajmij głos w tych wszystkich kwestiach, bo duszno jest, ciemno i
okropnie. (...) Powiedz coś o stosunku intelektu do literatury, powiedz tak,
żeby aż „zatrzeszczało” jak mówiono dawniej:, wejdź w istotne problemy literackie". Ale Boy był lekarzem i o tym Witkacy wydawał się był zapominać...
Natomiast z młodszym od niego o 21 lat Słonimskim łączyły go
więzy bardzo serdeczne. Byli pisarzami- jak podkreślił prof. Marek Tomaszewski,
o podobnej formacji intelektualnej. Słonimskiego Boy fascynował i uważał go za
najlepsze polskie pióro. Cenił za antyklerykalizm, za odrzucenie narodowego
patosu, za znakomite krytyki teatralne, za humor i satyrę, za wszechstronność i
odbrązawianie naszych narodowych świętości. Podziwiał za walkę o wolność
kobiet, o prawo do legalnego przerywania ciąży oraz o wolność seksualną i walkę
z obskuranckim klerem.
Ale od 1932 roku, publikacji tekstu „Nasi okupanci”, Boy
staje się przedmiotem ataków ze strony środowisk skrajnie prawicowych i
kościelnych, jest krytykowany także przez pisarzy a jednym z jego wrogów staje się Konstanty Ildefons Gałczyński, który nie ukrywa niechęci do członków
grupy Skamander, a Boyowi zarzuca mu, że lubuje się w perwersjach.
Miał też Boy i obrońców. Jednym z nich był Gombrowicz,
który uważał, że wraz ze Słonimskim są jedynymi „normalnie” piszącymi autorów bo potrafiących wypuszczać powietrze z "patriotycznych balonów".
Znakomicie „uwspółcześnił” Boya młody naukowiec z Cambridge,
Stanley Bill, analizując dwa teksty napisane w obronie praw homoseksualistów. Podkreślił
sympatię Boya do społeczeństwa wielonarodowego, w którym szanuje się prawa
wszystkich mniejszości, przeciwstawiając je hasłom faszyzującej, skrajnie
prawicowej endecji i zwrócił
uwagę, że z nietolerancją podobną do tej z okresu międzywojnia mamy również do czynienia w Polsce dzisiejszej a za przykład podał podpalaną regularnie tęczę na placu Zbawiciela w Warszawie. Polska ma
tradycje państwa wielonarodowego, wielokulturowego i tolerancyjnego-mówił- do
tych tradycji nawiązywał Boy i do tych tradycji powinna nawiązywać również III
Rzeczpospolita. Było to bardzo ciekawe spojrzenie kogoś "z zewnątrz".
Ale Tadeusz Boy-Żeleński, to przede wszystkim genialny
tłumacz i drugi dzień sesji poświęcony był, w bardzo szerokim ujęciu,
dziedzictwu i sztuce translatorskiej pisarza. Boy pozostawił po sobie ponad sto
tłumaczeń dzieł literatury francuskiej. Praca tytaniczna. W jego tłumaczeniu wielu
z nas czytało po raz pierwszy w życiu Stendhala i Flauberta, Villona i
Brantome’a. Krytycy byli świadomi, że podjął się gigantycznego zadania, jednak nie wszystkie jego tłumaczenia, w okresie w którym były publikowane, wzbudzały
entuzjazm. Niektóre książki brane na warsztat znajdowały się na czarnej liście
kościoła katolickiego i jak podkreślił pan Tomasz Stróżyński-szokowały. Krytykowano je za obsceniczność, za niemoralność samego Boya nazywano tłumaczem - deprawatorem- na przykład za przekłady Rabalais’ego i Brantome’a.
Nikt jednak nie podważał jego profesjonalizmu. Młody wówczas
krytyk, Wacław Borowy, nazwał go „Szekspirem przekładu”. Boy znał wyśmienicie literaturę polską-
czerpał z niej pełnymi garściami, a francuskie teksty polonizował, „udamawiał”
i dlatego wchodziły one tak łatwo do obiegu czytelniczego. Przez wiele, wiele
lat po wojnie, tłumaczenia Boya były niedościgłym wzorem. Pierwszym poważnym krytykiem
Boya, okazał się wybitny romanista prof. Andrzej Siemek. Krytykował go za to,
że nie trzymał się stylistyki oryginału. Ale najszybciej starzały się
tłumaczenia dramatów, teatr musi podążać za zmieniającym się językiem.
Dyskusję podczas paryskiej sesji wywołało tłumaczenie
Moliera dokonane dla Teatru Narodowego przez Jerzego Radziwiłowicza na potrzeby
francuskiego reżysera Jacquesa Lassalle’a, który wiersz trzynastozgłoskowy
przerobił na jedenastozgłoskowy, dynamizując tym samym tekst i do czego upoważniał
go fakt, że sam jest aktorem i grał w tym przedstawieniu Orgona. Ale zdania na
temat tego, czy można było tego dokonać na Molierze, były podzielone.
Wspaniałym głosem w dyskusji na temat sztuki translatorskiej
Boya była wypowiedź znakomitego tłumacza Piotra Szymanowskiego. „Traddutore
traditore”- tłumacz – kłamca-mawia się często- rozpoczął wystąpienie stawiając
pytanie, co można zrobić, aby zminimalizować
efekty niewierności wobec tekstu oryginalnego? I co to tak naprawdę znaczy dobre tłumaczenie?
Marek Bieńczyk, który opowiadał o własnych doświadczeniach
jako tłumacza Kundery i Ciorana odpowiedział na to pytanie żartując z Rousseau,
który stwierdził, że człowiek jest natury dobry i należy mu ufać. Ale nie wolno
wierzyć tłumaczom-ironizował.
Prof. Kinga Siatkowska-Callebat wzięła na warsztat „Króla
Ubu” Alfreda Jarry i pokazała jego rozmaite tłumaczenia i interpretacje. Niektóre
z nich, aczkolwiek odległe od oryginalnego tekstu wspaniale oddały ducha
Jarry’ego np.-opera „Ubu Rex” z muzyką Pendereckiego i w reżyserii
Warlikowskiego oraz film Piotra Szulkina o tym samym tytule.
Czego mi podczas tej sesji zabrakło? Może pokazania Boya
walczącego o nowoczesne społeczeństwo, o prawa kobiet, Boya antyklerykalnego. Może
się mylę, może takie są prawa sesji naukowej, ale miałam wrażenie, że uciekano
od współczesności, uciekano przed tematami, które mogłyby się okazać
kontrowersyjne, drażniące. A przecież taki właśnie był Boy-Żeleński-drażniący,
niepokorny, współczesny. Mam też wrażenie, że byliśmy dzięki niemu w Europie w
awangardzie walki o świadome macierzyństwo, antykoncepcję, edukację seksualną i
legalizację aborcji.
Michał Sutowski z „Krytyki Politycznej” powiedział jedno
zdanie, które mi utkwiło w pamięci :„Kampanie i kluczowe misje intelektualne
prowadzone przez Brzozowskiego i Boya ponad sto lat temu, nadal nie są wygrane.”
A może ktoś skusi się przetłumaczyć teksty Boya na
francuski? Chyba sobie na to zasłużył i warto by może pokazać w świecie frankofońskim,
że mieliśmy w naszej kulturze tak wspaniałego pisarza, publicystę i tłumacza.
Prof Callebat, moja dawna profesorka! uwielbiam ja niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńmusze czesciej do Ciebie zagladac i poprosic o wydanie jakiegos kalendarza kulturalnego, nie wierze, ze az tyle fantastycznych wydarzen przegapilam.
Całkowicie się zgadzam! Cudowna osoba! Niestety nie mam wersji drukowanej jej referatu, ale proszę mi wierzyć na słowo-było to bardzo ciekawe, nowe spojrzenie na możliwości interpretacyjne jakie daje tekst dramatyczny. Może dodam tylko, że z tej sesji ukaże się wydawnictwo-będzie więc można do wspomnianych konferencji dotrzeć.
OdpowiedzUsuńOj dzieje się, jak zawsze w Paryżu:) Kalendarz rzeczywiście by się przydał...pomyślę!
No i przykro, ze "młodzi naukowcy z Cambridge" powtarzają tak bezrefleksyjnie oficjalną propagandę III RP...
OdpowiedzUsuńEndecja nie była skrajnie prawicowa, a gdyby komuś zależało na tym, by tęcza nie płonęła, już dawno zrobiona byłaby z niepalnego materiału... (jak to było? "mówią ze tęcza nie zdobi lecz szpeci... " ? ;))
A poza tym, to piękny blog i serdecznie pozdrawiam.
Będę bronić prof. Billa, gdyż jego analiza była oparta na doskonałej znajomości naszej historii. Słowa "endecja" użyłam trochę szerzej. Nie chodziło mi jedynie o Narodową Demokrację, ale również o inne ugrupowania utworzone przez Romana Dmowskiego po 1926 roku o charakterze antysemickim i faszyzującym jak OWP.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:) Pozdrawiam serdecznie!