W dniu Wszystkich Świętych na paryskim cmentarzu Père
Lachaise było prawie pusto. Między grobami przemykali nieliczni turyści,
jakaś grupa zwiedzała nekropolię z przewodnikiem, zatrzymując się przed grobem Colette.
Ale stare, obrośnięte mchem groby były puste. Nie stały na nich ani wazony ani
donice kwiatów, bardzo rzadko można było dostrzec choćby
najmniejszą świeczkę.
Wybrałam się tradycyjnie, jak co roku, na grób Chopina.
Trochę z patriotyzmu, trochę z sentymentu do kompozytora i jego muzyki a trochę
dlatego, że żadnego innego grobu w Paryżu do odwiedzenia nie mam. A jakiś grób
w tym dniu odwiedzić przecież trzeba.
Nie byłam sama. Po drodze minęłam kilku innych Polaków
zmierzających w tym samym kierunku. Przed grobem polskiego pianisty stało już
kilka osób. I jak co roku, był zarzucony kwiatami, paliło się na nim wiele
świeczek. I jak zawsze, był to chyba najbogaciej udekorowany grób na cmentarzu Père
Lachaise.
Przeszłam jeszcze kilkoma alejkami, aby pokłonić się kilku innym artystom i zamierzałam wracać już do domu, gdy nagle zobaczyłam ekscentrycznie ubranego wysokiego,
barczystego mężczyznę w czarno-białym, kraciastym płaszczu-szlafroku, czerwonych spodniach i butach. Nie sposób było nie
zwrócić na niego uwagi. Tuż obok kroczył na wpół zgięty mężczyzna-prawdopodobnie
służący i niósł ogromnych rozmiarów donicę z żółtymi chryzantemami.
Kim by ów mężczyzna i dla kogo przeznaczone były kwiaty?
Zaintrygowana postacią dziwnego nieznajomego zaczęłam iść jego śladem. Szliśmy
najpierw długą aleją i nagle skręcił w lewo, pod sam mur cmentarza, pod
którym rozciągał się szeroki trawnik. Ale ten trawnik tylko z pozoru wyglądał
normalnie. Dostrzec bowiem dało się rozrzucone gdzie nie gdzie bukiety albo
pojedyncze róże, a co kilka metrów, tuż przed trawnikiem stały zgrupowane dziesiątki donic z
kwiatami i to tam zatrzymywali się najczęściej ludzie. W jednym z takich zagłębień mój tajemniczy
nieznajomy kazał postawić donicę z chryzantemami. Na trawniku, w głębi, stała
tabliczka z napisem. „Ogród wspomnień”.
Stanęłam wśród ludzi patrzących na trawnik i po kilku
minutach zapytałam skupioną w rozmyślaniach kobietę o wyjaśnienie mi miejsca, w
którym się znaleźliśmy. „ Po kremacji-powiedziała- każdy może poprosić o
rozrzucenie prochów bliskiej osoby na tym trawniku. Tu leży mój mąż. Nie, nie robi
się tego samemu, czyni to upoważniony pracownik cmentarza”. Spojrzałam na
trawnik i dostrzegłam na niej długie pasma białego proszku...Ten Ogród Pamięci
to najbardziej uczęszczana część cmentarza. I pomyślałam sobie, że to jednak wspaniale, znaleźć się nawet po śmierci w Paryżu i to w tak doborowym towarzystwie...
To niesamowite! Pomieszane prochy! Taka piękna Komuna po śmierci!
OdpowiedzUsuńEch, na Père Lachaise byłam już tak dawno temu i tak jak chyba wszystkim Polakom najbliższy memu sercu był grób Chopina.
Uściski :)
No popatrz, a ja o tym, że są pomieszane nawet nie pomyślałam:) Piękny zwyczaj, nie wiem, czy praktykowany jeszcze gdzieś na świecie...Na Montmartrze jest też grób Lelewela, tuż koło Damy Kameliowej:) Może to tam się wybiorę w przyszłym roku?
UsuńPamiętam swoje rozczarowanie, kiedy po raz pierwszy trafiłam na P-L. Przyzwyczajona do polskich nekropolii, a przede wszystkim do polskich zwyczajów czułam się dziwnie w miejscu, w którym ani kwiatów, ani zniczy, ani moich ukochanych kamiennych aniołów. I też pewnie - pomijając wszystko inne- tak mi się spodobało miejsce spoczynku Chopina, bo nie dość, że udekorowane dowodami pamięci, narodowymi barwami, to jeszcze z piękną rzeźbą. A Ogród Pamięci to ciekawe miejsce, a dużą w tym zasługę mają kwiaty. Zastanawiające, iż na pomnikach ich prawie nie ma, a tutaj pięknie i kolorowo. Moja ciocia opowiadała, iż wzbudziła we Włoszech niezłe poruszenie, kiedy podczas wizyty na cmentarzu postawiła zapalony znicz na grobie znajomego. Ktoś kto zobaczył zapalony znicz przeprowadzał dochodzenie, o co chodzi z tym zniczem. Niektóre nasze tradycje są bardzo piękne. I uśmiecham się na stwierdzenie, iż jakiś grób trzeba odwiedzić. Przypomina mi to czasy, kiedy jako dziecko byłam prawie "zazdrosna", że inne koleżanki miały swoje groby, a ja wyszukiwałam małych, opuszczonych mogiłek, na których stawiało się urodzinowe świeczki, które paliły się przez parę minut i często gasły niczym nie osłonięte.
OdpowiedzUsuńW Szwajcarii też panują dziwne zwyczaje pochówku. Na przykład, nie nosi się na pogrzebie kwiatów ze sobą, ale zostawia w kościele. I nie przynosi na grób, robią to pracownicy. Pamiętam, że jako jedna, jedyna maszerowałam w pochodzie z wiązanką. Każdy kraj, społeczność ma swoje obyczaje, czasem wydają nam się one bardzo dziwne. Czy w Polsce też są miejsca w którym rozrzuca się prochy zmarłych? Czy istnieją ogrody pamięci?
UsuńPiękna opowieść. Polscy paryżanie odwiedzają grób Chopina, francuscy Ogród Pamięci.
OdpowiedzUsuńByłam dziś na naszym cmentarzu, pogoda równie piękna jak ta na twoich zdjęciach. Odwiedzających bliskich nadal bardzo wielu, porządkują, palą świeczki. Wszędzie morze kwiatów; tylko u nas... na całym świecie jest tak pięknie.
Oj chyba tak:) Czy to nie dziwne, że taką ogromną wagę nadal przywiązujemy do święta zmarłych? Zaduszki, nasze "Dziady", to obcowanie żywych z umarłymi, wiara, że żyją-tego już też nigdzie nie ma...
Usuń