Nowy premier Francji z żoną |
Od kilku dni Francja ma nowego premiera. Prezentuje się
świetnie, jest dużo młodszy od swojego poprzednika Jean Marca Ayrault, przystojny,
elegancki, pełen wigoru. Świetnie wychodzi na zdjęciach, w kolorowych magazynach imponuje elegancją garniturów i według sondaży, 20 proc. Francuzek chciałoby spędzić z nim noc... Z pochodzenia, po ojcu, artyście- malarzu, jest Hiszpanem, zaś po matce
–włoskojęzycznym Szwajcarem, wychowanym jednakże w Katalonii. Ważnym atutem w wizerunku nowego premiera jest
jego piękna żona, Anne Gravoin, skrzypaczka i artystka, którą były minister Spraw
Wewnętrznych poślubił przed trzema laty. Z Nathalie, poprzednią żoną, Valls ma czworo dzieci (podobnie jak
prezydent Francois Hollande z Segolene Royal) ale szczęście, takie prawdziwe,
znalazł dopiero w ramionach tej smukłej, przystojnej blondynki, która nagle znalazła się na pierwszych stronach wszystkich kolorowych magazynów.
To, co mnie jednak najbardziej zbulwersowało, to komentarz tygodnika, że „z Nathalie nie zawsze było mu wesoło” (mogę sobie tylko wyobrazić jak wesoła musi być kobieta-żona polityka- wychowująca prawie samotnie czworo dzieci), a "Manuel Valls odnalazł wreszcie dzięki tej drugiej to, czego mu przez dwadzieścia lat w poprzednim związku bardzo brakowało- artystycznej atmosfery w domu". I dalej, co już jest szczytem nieelegancji, Paris Match pisze, że "piękna skrzypaczka lepiej będzie reprezentowała Francję, niż żona byłego premiera, zwyczajna nauczycielka niemieckiego", mowa o pani Eyrault. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że była żona premiera Vallsa też jest nauczycielką... Ponoć jest to cytat z wypowiedzi aktualnej pani premierowej, o której mówi się również, że mimo zewnętrznego sznytu, brakuje jej jednak autentycznej elegancji. To zdanie oburzyło jednak nie tylko mnie, czytałam pod tym tekstem komentarze osób urażonych takim stwierdzeniem. A do tego, jeśli wierzyć plotkom krążącym po Paryżu ( a w których zawsze jest trochę prawdy) nowa pani premierowa nie ma najłatwiejszego charakteru, a nawet ponoć jeszcze gorszy od Valerie Trierwailer, byłej partnerki prezydenta Hollande’a.
Inna sytuacja męsko-damska intryguje Francuzów od tygodnia. Do nowo powołanego rządu weszła jako "pierwsza dama" była żona prezydenta Francois Hollande'a Segolene Royal. Prasa sfotografowała ją, jak opuszczała Pałac Elizejski wracając ze spotkania...ze swoimi dziećmi, które ma z prezydentem i które mają prawo z nim mieszkać. Czy to oznacza powrót do poprzedniego związku? Sytuacja jest mocno niejednoznaczna...
To, co mnie jednak najbardziej zbulwersowało, to komentarz tygodnika, że „z Nathalie nie zawsze było mu wesoło” (mogę sobie tylko wyobrazić jak wesoła musi być kobieta-żona polityka- wychowująca prawie samotnie czworo dzieci), a "Manuel Valls odnalazł wreszcie dzięki tej drugiej to, czego mu przez dwadzieścia lat w poprzednim związku bardzo brakowało- artystycznej atmosfery w domu". I dalej, co już jest szczytem nieelegancji, Paris Match pisze, że "piękna skrzypaczka lepiej będzie reprezentowała Francję, niż żona byłego premiera, zwyczajna nauczycielka niemieckiego", mowa o pani Eyrault. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, że była żona premiera Vallsa też jest nauczycielką... Ponoć jest to cytat z wypowiedzi aktualnej pani premierowej, o której mówi się również, że mimo zewnętrznego sznytu, brakuje jej jednak autentycznej elegancji. To zdanie oburzyło jednak nie tylko mnie, czytałam pod tym tekstem komentarze osób urażonych takim stwierdzeniem. A do tego, jeśli wierzyć plotkom krążącym po Paryżu ( a w których zawsze jest trochę prawdy) nowa pani premierowa nie ma najłatwiejszego charakteru, a nawet ponoć jeszcze gorszy od Valerie Trierwailer, byłej partnerki prezydenta Hollande’a.
Inna sytuacja męsko-damska intryguje Francuzów od tygodnia. Do nowo powołanego rządu weszła jako "pierwsza dama" była żona prezydenta Francois Hollande'a Segolene Royal. Prasa sfotografowała ją, jak opuszczała Pałac Elizejski wracając ze spotkania...ze swoimi dziećmi, które ma z prezydentem i które mają prawo z nim mieszkać. Czy to oznacza powrót do poprzedniego związku? Sytuacja jest mocno niejednoznaczna...
Ale to nie afery miłosne powinny spędzać sen z powiek francuskim politykom. Mimo niedostrzegalnego gołym okiem kryzysu (w operze, teatrach,
sklepach i restauracjach tłumy!) i znakomitej beztroskiej formy francuskich elit, sytuacja w gospodarce jest katastrofalna.
Francja ma dług w
wysokości 125 mld euro i udaje jej się spłacać odsetki tylko
dzięki bardzo niskiemu oprocentowaniu- 2,7 proc.. Gdyby oprocentowanie nagle
wzrosło, a może tak się stać, i było
wyższe, na przykład takie jak w 1993 roku czyli 8.7 proc. to Francja musiałaby
spłacać rocznie nie 51 mld euro, jak w roku ubiegłym, ale… 120 mld. Czy podzieliłaby losy Grecji albo zbankrutowała, bo dług dochodzi do rekordowego
poziomu 93,5 proc. PKB, a deficyt w
skali rocznej 4.3 proc.? Kryteria z Maastrichtu nigdy tu chyba nie były
i nie są do dziś respektowane.
Na pocieszenie, w
Petit Palais trwa od kilku dni wielka wystawa Paryż 1900, wystawa o epoce, gdy Francja
dominowała nad światem pod każdym względem: rozwoju cywilizacyjnego,
artystycznego, technicznego. To tak na otarcie łez…
Bardzo podoba mi się 'linijka na otarcie łez" :)
OdpowiedzUsuńNie tylko we Francji nasze mózgi skurczyły się widać na tyle, że najchętniej ogarniamy skandaliki i ploteczki.
Paryskie skandaliki są jednak dalece bardziej 'rajcowne' niż u nas. U nas znacznie siermiężniej, ale deficytu (dzięki zamachowi na system emerytalny) w 2014 podobno unikniemy. Mamy mieć 5,0 % PKB na plusie.
Chociaż, liczymy na tyle 'kreatywnie', że jedni twierdzą (Rostowski) że nasz dług to 900 mld, inni (Balcerowicz), że to 3 bln.
I tym optymistyczny akcentem :)
Właśnie przed sekundą wysłuchałam w radiu francuskim reportaż z Polski-o doskonałych warunkach stworzonych firmom, które chciałyby delokalizować usługi wszelakie. Nie wiem, jak wy to robicie, Polsce się udaje a Francuzi się z roku na rok pogrążają się i nawet zmiana rządów nie odwróciła tej sytuacji. Rządy Hollande'a miały obniżyć dług a jeszcze go zwiększają. Może więc przygody miłosne, afery i skandale polityków są trochę "ku pokrzepieniu serc" czy też odwróceniu uwagi? W każdym bądź razie Valls stał się we Francji nowym idolem, ale czy on coś zmieni?
UsuńZalezy gdzie ucho przystawic...wielu takze z pana Vallsa robi sobie zarty - slyszalam wiwiady w ktorych politycy innych partii wypowiadajac sie odliczali dni :) rzadow nowego premiera. Natomiast w ostatniej wolnej rozmowie z pewna Francuzka, na temat rzadow nowego premiera, uslyszalam, ze zarowno on jaki i Anne Hidalgo sa z pochodzenia Hiszpanami ... Pochodzenie zdaje sie byc wazniejsze od rzadzenia ;)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że Valls jest, delikatnie mówiąc, postacią bardzo kontrowersyjną, i nie wszyscy za nim przepadają. I to prawda, że oboje, zarówno on jak i Anne Hidalgo są z pochodzenia Hiszpanami. Ale odbieram to raczej jako dobry znak, że cudzoziemcy nie tylko łatwo się integrują, ale mają też dostęp do wysokich stanowisk. A co pan Valls zwojuje, to dowiemy się już niebawem...
OdpowiedzUsuńW porównaniu z bujnym życiem erotycznym francuskich polityków (ewidentnie sprzężonym z pociągiem do ... sztuki;), u nas prawdziwy zaścianek. Zaszalał swego czasu jedynie Marcinkiewicz.
OdpowiedzUsuńA propos życia erotycznego i obyczajów, to przed chwilą usłyszałam w radiu, że we Francji nie przysięga się na głowę matki, ale na głowę... kochanki(sur la tête de sa maitresse). Co kraj, to obyczaj:)))
UsuńŚwietne, nie znałam tego powiedzenia!
Usuń