W tak wygodnych fotelach kinowych nie
siedziałam nigdy! Zaproszona na przedpremierową projekcję filmu szwajcarskiego
reżysera Lionera Bajera „Les grandes ondes”(„Długie fale”) długo szukałam pod
adresem 15 Av. Hoche salki kinowej. Z trudem odnalazłam stylową bramę nad
którą widniał ten właśnie numer. Weszłam
bez przekonania, że jestem pod dobrym adresem. Zeszłam po schodkach i znalazłam się we wnętrzach z lat 60-tych: bar, drewniane boazerie, lampy,
wielkie fotografie aktorów z epoki. Przez moment miałam wrażenie, że jestem na planie filmowym, że cała ta scenografia została przygotowana do kręcenia
jakiegoś filmu z „ swinging sixties”. Gdzie jestem? –zapytałam witającego mnie
mężczyznę w mundurku portiera.-W prywatnym kinie Claude
Lelouche’a-odpowiedział.
Tak naprawdę, to dyskretne miejsce w którym
się znalazłam nosi nazwę Clubu 13. Należy do słynnego reżysera i działa od lat
60-tych.
Szkoda, że na zdjęciach nie zobaczycie neonów
wskazujących drogę do sal projekcyjnych ( dwie), bo są przepiękne, ani nie
doznacie przyjemności wtapiania się w chyba metrowej szerokości skórzane fotele kinowe o kasztanowym kolorze, ale można, jeśli ktoś chciałby obejrzeć to niezwykłe miejsce, wybrać się na obiad -restauracja otwarta jest dla wszystkich w porze lunchu.
Klub pełen jest filmowych rekwizytów, zdjęć aktorów, starych kamer filmowych stojących na stolikach oraz szaf pełnych kopii filmowych. Ma to niezwykły urok.
I jeszcze słowo o filmie Lionela Baiera, bo przecież to on był bohaterem wczorajszego wieczoru. Jego film wchodzi
za kilka dni na ekrany kin w Paryżu, choć nie wierzę, że mógłby on was
zainteresować, ani, że trafi on na ekrany kin w Polsce. To kino autorskie, zgrabnie
napisana komedia o trójce dzielnych szwajcarskich dziennikarzy radiowych,
którzy na kilka dni przez wybuchem rewolucji goździków w Portugalii wyruszyli tam,
aby nakręcić reportaż o inwestycjach finansowanych przez Szwajcarię.
Szwajcarzy śmieją się sami z siebie, ale też pokazują, jak kiedyś „robiło się”
informację, bez dostępu do anten satelitarnych, telefonów komórkowych i
wszystkich tych cywilizacyjnych zdobyczy. Ale przede wszystkim jest to film
przygodzie, jaką był niegdyś zawód dziennikarza. Świetne dialogi, znakomite
poczucie humoru- chyba najlepszego obecnie szwajcarskiego reżysera filmowego.
A wracając jeszcze do Lelouche'a. Znacie go? Nie? Ale na pewno znacie muzykę do jego najsłynniejszego filmu...
Super tak sie znalezc w latach 60-tych a jeszcze w akompaniamencie tej znanej chyba kazdemu piosenki :)
OdpowiedzUsuńMiło, że młode pokolenie jeszcze pamięta o Lelouche'u:) On jest taki trochę nie z tej epoki...
UsuńCo za super klimatyczne miejsce. Fajnie byłoby tam chociaż zjeść lunch. Szkoda, ze zamknięte w weekendy, bo to nieco odsuwa termin w. Moim przypadku. Ale kiedyś może się uda :)
OdpowiedzUsuńDzięki za ten opis :)
Wybiorę się tam przy pierwszej nadarzającej się okazji i dam znać, czy warto:) Wczoraj odniosłam wrażenie, że wszystko tam tak jakby przykryte patyną: portierzy...barmani...bardzo dziwny klimat.
UsuńUwielbiam takie klimaty. Zazdroszczę;-).
OdpowiedzUsuńJa też! Klimat wnętrz przypominał mi bardzo modne obecnie w Paryżu sklepy "vintage"....z meblami z lat 60.
Usuń