foto

foto

wtorek, 11 lutego 2014

W prywatnym kinie Claude’a Lelouche’a


W tak wygodnych fotelach kinowych nie siedziałam nigdy! Zaproszona na przedpremierową projekcję filmu szwajcarskiego reżysera Lionera Bajera „Les grandes ondes”(„Długie fale”) długo szukałam pod adresem 15 Av. Hoche salki kinowej. Z trudem odnalazłam stylową bramę nad którą widniał ten właśnie numer.  Weszłam bez przekonania, że jestem pod dobrym adresem. Zeszłam po schodkach i znalazłam się we wnętrzach z lat 60-tych: bar, drewniane boazerie, lampy, wielkie fotografie aktorów z epoki. Przez moment miałam wrażenie, że jestem na planie filmowym, że cała ta scenografia została przygotowana do kręcenia jakiegoś filmu z „ swinging sixties”. Gdzie jestem? –zapytałam witającego mnie mężczyznę w mundurku portiera.-W prywatnym kinie Claude Lelouche’a-odpowiedział.



Tak naprawdę, to dyskretne miejsce w którym się znalazłam nosi nazwę Clubu 13. Należy do słynnego reżysera i działa od lat 60-tych. 

Szkoda, że na zdjęciach nie zobaczycie neonów wskazujących drogę do sal projekcyjnych ( dwie), bo są przepiękne, ani nie doznacie przyjemności wtapiania się w chyba metrowej szerokości skórzane fotele kinowe o  kasztanowym kolorze, ale można, jeśli ktoś chciałby obejrzeć to niezwykłe miejsce, wybrać się na obiad -restauracja otwarta jest dla wszystkich w porze lunchu.



Klub pełen jest filmowych rekwizytów, zdjęć aktorów, starych kamer filmowych stojących na stolikach oraz szaf pełnych kopii filmowych. Ma to niezwykły urok.







I jeszcze słowo o filmie Lionela Baiera, bo przecież to on był bohaterem wczorajszego wieczoru. Jego film wchodzi za kilka dni na ekrany kin w Paryżu, choć nie wierzę, że mógłby on was zainteresować, ani, że trafi on na ekrany kin w Polsce. To kino autorskie, zgrabnie napisana komedia o trójce dzielnych szwajcarskich dziennikarzy radiowych, którzy na kilka dni przez wybuchem rewolucji goździków w Portugalii wyruszyli tam, aby nakręcić  reportaż o inwestycjach finansowanych przez Szwajcarię. Szwajcarzy śmieją się sami z siebie, ale też pokazują, jak kiedyś „robiło się” informację, bez dostępu do anten satelitarnych, telefonów komórkowych i wszystkich tych cywilizacyjnych zdobyczy. Ale przede wszystkim jest to film przygodzie, jaką był niegdyś zawód dziennikarza. Świetne dialogi, znakomite poczucie humoru- chyba najlepszego obecnie szwajcarskiego reżysera filmowego.

A wracając jeszcze do Lelouche'a. Znacie go? Nie? Ale na pewno znacie muzykę do jego najsłynniejszego filmu...


6 komentarzy:

  1. Super tak sie znalezc w latach 60-tych a jeszcze w akompaniamencie tej znanej chyba kazdemu piosenki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że młode pokolenie jeszcze pamięta o Lelouche'u:) On jest taki trochę nie z tej epoki...

      Usuń
  2. Co za super klimatyczne miejsce. Fajnie byłoby tam chociaż zjeść lunch. Szkoda, ze zamknięte w weekendy, bo to nieco odsuwa termin w. Moim przypadku. Ale kiedyś może się uda :)
    Dzięki za ten opis :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybiorę się tam przy pierwszej nadarzającej się okazji i dam znać, czy warto:) Wczoraj odniosłam wrażenie, że wszystko tam tak jakby przykryte patyną: portierzy...barmani...bardzo dziwny klimat.

      Usuń
  3. Uwielbiam takie klimaty. Zazdroszczę;-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Klimat wnętrz przypominał mi bardzo modne obecnie w Paryżu sklepy "vintage"....z meblami z lat 60.

      Usuń