foto

foto

czwartek, 21 listopada 2013

Kinopolska w Paryżu: dzień pierwszy: Polański, Wajda, Fabicki

 Coroczne, paryskie święto kina polskiego powoli nabiera prędkości. Podczas wczorajszego, pierwszego dnia  festiwalowego, który po raz kolejny odbywa się w moim ulubionym (i najbliższym geograficznie!) kinie Balzac, pokazano wczoraj cztery obrazy. Kultowy„Nóż w wodzie”-pierwszy długometrażowy film Romana Polańskiego, „Pokolenie”- też pierwszy długometrażowy film, ale Andrzeja Wajdy ( w którym debiutowała plejada wspaniałych aktorów) oraz dwa filmy, które stanęły do konkursu: „Miłość" Sławomira Fabickiego oraz "Paktofonika” Leszka Dawida.

Tegorocznej, szóstej edycji towarzyszy, oprócz najnowszych, polskich produkcji biorących udział w konkursie, program filmowy wybrany przez Romana Polańskiego. Są to jego własne filmy, ale również te, w których grał, albo które odgrywały jakąś rolę w jego rozwoju artystycznym. Tak przynajmniej myślę, bo dziś zobaczymy kolejny obraz z tzw. szkoły polskiej czyli „Popiół i diament” a sobotę i niedzielę m.in. „Ulicę graniczną “Forda i „Cień” Kawalerowicza. A więc klasykę, ale taką, którą trzeba i warto przypominać i która nigdy się nie starzeje.

Zygmunt Malanowicz w "Nożu w wodzie"
Zacznę może od filmu, który pewnie już widzieliście, od „Noża w wodzie”. Ja też ten film znam, ale widziałam go po raz ostatni wiele lat temu, a przecież ewoluujemy, rozwijamy się, dojrzewamy i czasem odnoszę wrażenie, że zupełnie zmienia się nasze spojrzenie na obejrzane niegdyś filmy czy przeczytane książki. Przede wszystkim "Nóż w wodzie" ogląda się z wielką przyjemnością-delektując się każdą sceną, bowiem wszystko w tym filmie jest doskonałe: muzyka Komedy, cudowne czarno-białe zdjęcia czy gra aktorów:  precyzyjna, oszczędna w środkach. A jest w tym filmie pokazane, między słowami,  bardzo wiele: pyszałkowatość i zadowolenie z siebie dorobkiewicza, arogancja i moc młodości, strach przed utratą zdobyczy, ludzka małość. To pod każdym względem film mistrzowski i gdyby Polański nie zrobił żadnego innego, to i tak, tylko za ten jeden, powinien się znaleźć  w panteonie twórców kina. Zwróciłam uwagę na dwie rzeczy. Na powtarzające się w jego filmach chwile wahania i nieustające powroty bohaterów. Młody człowiek, zanim zdecyduje się na odbycie wspólnej podróży na łódce, wielokrotnie wycofuje się, odchodzi i za każdym razem, wołany, wraca. Podobnie z bohaterami w przedostatnim filmie Polańskiego "Rzeźnia"-goście wychodzą do windy…i za chwilę wracają…ale to już może być ciekawy temat do pracy dla krytyka filmowego pracującego nad filmami Polańskiego. Niezdecydowanie, wahania, powroty.
I jeszcze jedno. Nie tak dawno we France Inter Polański wyrecytował wiersz Gałczyńskiego „Spotkanie z matką”-po polsku. Odkryłam, że ten wiersz recytuje na żaglówce kobiecie młody autostopowicz, jako gażę za utracony podczas gry w bierki pasek. „Noża w wodzie” można słuchać i oglądać bez końca…to film znakomity.

Tadeusz Łomnicki w "Pokoleniu"
Drugi pokazywany wczoraj obraz, „Pokolenie” Wajdy oglądałam po raz pierwszy w życiu. To pierwszy długometrażowy film Wajdy. Rzecz dzieje się podczas wojny, w 1942-43 roku na przedmieściach Warszawy. Główną rolę gra w tym filmie Tadeusz Łomnicki, ale debiutują również i inni późniejsi „wielcy”: Roman Polański, Tadeusz Janczar i Zbigniew Cybulski.  To nic, że sfałszowana została w tym filmie historia. Że ludzie związani z AK pokazani są jako obrzydliwi kolaboranci Niemców, a do tego aroganccy. Że pozytywni bohaterowie to komuniści, związani z Gwardią Ludową. To, co mnie najbardziej zainteresowało, to dokonująca się na naszych oczach, wspaniale zagrana przez Tadeusza Łomnickiego wewnętrzna przemiana bohaterów. Stach, bo tak ma na imię główny bohater „dojrzewa” na naszych oczach. Mnie ten film pozwolił zrozumieć, to wszystko, co stało się później w życiu artystycznym Wajdy, Łomnickiego…
Jest rok 1981. Na scenie teatru na Woli Roman Polański reżyseruje "Amadeusza". Sam gra Mozarta-Salierego –jego partner z "Pokolenia"-Tadeusz Łomnicki. Gdy rozpoczyna się przedstawienie, Salieri siedzi na krześle, jest schorowanym, na wpół niewidomym, zgorzkniałym starcem. Gdy zaczyna opowieść-w przeciągu kilku sekund, przemienia się jego głos, stopniowo, wolno, zrzuca też z siebie kolejne warstwy ubrania, powoli wstaje z fotela i ukazuje nam się jako młody, pełen życia i wigoru młody człowiek. Na tym polegał geniusz Tadeusza Łomnickiego- na przemianie. I ta przemiana jest widoczna w „Pokoleniu”, po raz pierwszy. A akcesja do komunistycznej Gwardii Ludowej? Wielki aktor Tadeusz Łomnicki chyba weń wierzył, prawie do końca. Był pierwszym Sekretarzem Partii-pupilkiem komunistów w latach 70-tych.  Legitymację partyjną oddał dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego. Romana Polańskiego i Tadeusza Łomnickiego, którzy na planie filmowym spotkali się po raz pierwszy w „Pokoleniu” łączyła chyba wielka przyjaźń i wzajemny podziw. Po „Amadeuszu”, o którym wspomniałam, Łomnicki, chory na serce, poddał się operacji w Londynie, w sfinansowaniu której pomógł mu Polański. Wiadomo jakie były ówczesne gaże aktorów w komunistycznej Polsce, nawet tych największych.
Gdybym miała kiedyś możliwość spotkania Polańskiego prywatnie, to pewnie zapytałabym go właśnie o "Pokolenie", i oczywiście o wspomnienia dotyczące Tadeusza Łomnickiego, tak już zupełnie na marginesie, mojego wielkiego, wspaniałego rektora i największego aktora jakiego widziałam na scenie.

Sławomir Fabicki wczoraj na spotkaniu z widzami
I wreszcie film współczesny, dziejący się na naszych oczach ”Miłość”Sławomira Fabickiego. Młode małżeństwo na dorobku, gwałt i trudność poradzenia sobie z przeżyciami z nim związanymi. To pierwszy mój film tego reżysera. Obejrzenie go po dwóch klasycznych, ale perfekcyjnie wykonanych obrazach, nie wychodzi z korzyścią dla reżysera. Po pierwsze widać ewidentne pęknięcia w scenariuszu, mimo, że jest wiele dobrych rzeczy. Niezrozumiałe, nie do końca wyjaśnione są relacje głównego bohatera z matką. Zbyt szkicowo zarysowane relacje między  jego rodzicami. Coś zgrzyta, ale temat jest jak rzeka, trudno objąć kilkoma słowami dialogu.
Może najbardziej podobała mi się gra Julii Kijowskiej grającej Marię. Bardzo oszczędna w środkach, ale konsekwentna i pokazująca tragedię sytuacji w której się znalazła, brutalność dzisiejszego świata reprezentowanego przez szefa, męża, rodzinę męża. Maria, to współczesna Fedra, Ifigenia, Berenika a Julia Kijowska przywodziła mi na myśl Sarę Bernard. Wspaniale skonstruowana rola. Wielkie brawa.
Film nosi tytuł „Miłość”, ale tej miłości w filmie trudno się doszukać, bo związki pomiędzy ludźmi są chore. Jak powiedział podczas spotkania po filmie reżyser-widzimy trzy pary, ale każda z nich jest na swój sposób patologiczna. Rodzice głównego bohatera to typowy związek, tak częsty w Polsce-apodyktycznej, rozkazującej matki i żony oraz niczym z Moralności Panu Dulskiej-trzymanego pod pantoflem, posłusznego męża, Feliksa. „Modliłem się o jej śmierć-mówi w filmie ojciec Tomka, chciałem jej”-wyznaje. Może należało pójść tym, bardzo interesującym tropem, troszkę dalej? Trochę więcej powiedzieć o tych drugoplanowych bohaterach?

Ostatniego filmu, "Paktofonika" Leszka Dawida niestety nie widziałam, ale obiecano mi CD.

Instytut Polski-gospodarz festiwalu- ugościł wczoraj wieczorem widzów przepysznymi wódkami-spróbowała orzechowej. Znakomita!

Dziś dalszy ciąg kinowego maratonu! Popiół i Diament, Baby Blues i Papusza.


8 komentarzy:

  1. Znakomicie zrobił mi dziś kontakt z Tobą i tu i nie tylko tu :) Gdy widzę ile: energii, zapału i erudycji można zgromadzić, by wydatkować je najpierw na ogarnięcie tak wielu (i w tak krótkim czasie) kulturalnych przedsięwzięć, opisać je kolejno ze swadą, by zaprezentować nam te cuda interesująco - rozkładam skrzydła...
    Ciekawe jakie wrażenia wyniesiesz z Papuszy. Ciągnie mnie na ten film kuma, a ja po naczytaniu się o nim, naoglądaniu trailerów zwlekam z decyzją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba uważać, żeby nie stracić głowy, gdy czyta się aż tyle komplementów, bo jak pisał La Fontaine :"bywa często zwiedzionym, kto lubi być chwalonym"..."Papuszę" po prostu trzeba zobaczyć, nawet jeśli wyjdziesz z tego filmu rozczarowana, chociażby ze względu na wyjątkową tematykę.

      Usuń
  2. Ciekawe spostrzeżenie o powracających bohaterach u Polańskiego. Vanda w "Venus w futrze" też kilka razy próbuje wyjść z teatru, ale dochodzi do drzwi i zawraca :) Widziałam "Miłość". Zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, może dlatego że wcześniej obejrzałam prawie za jednym zamachem inne polskie filmy (Obława, Pokłosie, Dzień kobiet, Róża) i w porównaniu z nimi film Fabickiego był chyba najprościej ale i najlepiej zagrany. Czekam na recenzję "Papuszy" :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wróciłam z Papuszy i obiecuję, że jutro napiszę o filmie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo ciekawie napisałaś ... czytając miałem w głowie muzykę Komedy
    zazdroszczę festiwalu i słonecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za słoneczne pozdrowienia, tego mi tu chyba w Paryżu najbardziej potrzeba! Wzajemnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. a film Leszka Dawida owszem o Paktofonice, ale to nie ten tytul

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Paryżu był wyświetlany pod tym tytułem.

      Usuń