Zdjęcie z filmu "Papusza" |
Drugi dzień festiwalu kina polskiego
rozpoczynam od „Popiołu i diamentu”. Na widowni może z połowa sali. Znajome
obrazy, aktorzy, sceny. Nie sposób uchronić się przed oglądaniem tego filmu i rozmyślaniami
o powojennej historii. Wiem, że rzeczywistość pokazana w filmie Wajdy jest
mocno zniekształcona, skrojona na ówczesne potrzeby, ale czy powstałe w tym
okresie antagonizmy i podziały należą już naprawdę do przeszłości, czy nie mają
spadkobierców w podziałach narastających dziś? Czy spór o historię nie trwa nadal, mimo upływu
lat?
Pokazana została przez Wajdę nienawiść byłych
powstańców, członków AK do nowej władzy. Nie mieli wyboru, bo komuniści, aby wprowadzić nowy ustrój nie przebierali w środkach. I nie byli wyrozumiali i łagodni jak
Szczuka: mordowali, osadzali w więzieniach, byli zdeterminowani do zastosowania
wszelkich środków, aby tę władzę utrzymać. Nienawiść była obustronna.
Czy stamtąd wywodzi się ta dzisiejsza? Po obu stronach barykady? To, że brakuje nam dziś
tolerancji, umiejętności budowania konsensusu, że tyle w nas zapiekłości,
agresji. Czy to ma związek z przeszłością pokazaną przez Wajdę?
Ginie akowiec Maciek reprezentujący wartości
tradycyjnej, katolickiej, konserwatywnej, antykomunistycznej Polski i ginie
stary komunista Szczuka, przedstawiciel laickiej, lewicy. Na placu boju
pozostaje tchórz, dorobkiewicz i cwaniak Drewnowski. To na nim zbuduje się
peerel. Na system moralnej i politycznej klęski nałoży się w 1989 roku dziki
kapitalizm. Jaki dziś obowiązuje system wartości, jaki model moralny człowieka narodził
się na gruzach naszej historii?
Odpowiedzi szukam w kolejnym filmie-to „Baby
blues” Katarzyny Rosłaniec. Widziałam przed dwoma laty jej „Galerianki” i
zaskoczyły mnie odwagą, bezkompromisowością obrazu „pod prąd”, bo wypychały na
światło dziennie to, co staramy się skrzętnie ukryć, zamieść pod dywan. „Galerianki” same w sobie to temat marginesowy,
problem jest dużo głębszy i poważniejszy. A jest to myślenie, dość powszechne
wśród młodych ludzi, że można łatwo i szybko zaspokoić wszystkie swoje fantazje
i zachcianki. Niekoniecznie pracą. Tym razem, taką zachcianką łatwą do
zaspokojenia łatwo i szybko jest dziecko. Wystarczy się przespać z chłopakiem. I
już.
Film ogląda się z przerażeniem w oczach. Kompletnie
zdemoralizowana, pozbawiona jakichkolwiek punktów odniesienia, zdezorientowana młodzież. Obojętni, a w
najlepszym razie, toksyczni rodzice, którzy potrafią tylko wyciągać portfel z
pieniędzmi. Dzieci pozostawione samym sobie. Blokowiska. Brudne klatki.
Narkotyki, seks za pracę. Wiem, wiem, to tylko film, ale ogląda się jak
reportaż i pewnie o to też chodziło reżyserce, to dlatego zatrudniła w tym
filmie amatorów. „Baby Blues” oglądany z francuskiej perspektywy robi piorunujące
wrażenie. Film trudny, bolesny. Rodzaj wiwsekcji pewnego środowiska młodzieży.
Czy Francja też ma takie problemy? Czy tu też jest taka młodzież?
I wreszcie „Papusza”, o której ostatnio w
Polsce tak głośno, że aż sala kina Balzac zapełniła się wczoraj po brzegi.
Wstęp wygłosił niezastąpiony Jean Yves Potel, wprowadzając nas w świat polskich
Romów. Przestrzega, że film jest w ich języku, że padnie tylko kilka słów po
polsku, więc trzeba będzie czytać francuskie napisy. Oraz, że film nie jest nakręcony
jak biografia i wymieszano w nim sceny z okresu sprzed wojny, wojny oraz czasów
powojennych.
Film jest czarno-biały. Nie ma w nich prawie
żadnego cygańskiego, kolorowego folkloru. Nie ma dzwoniącej nam w uszach cygańskiej
muzyki. Są natomiast obrazy cygańskich taborów, ciągnących, niczym na obrazach
Breughla, po zaśnieżonych płaskich drogach. Jest, wirtualnie zrekonstruowana na
podstawie zdjęcia, cygańska wioska sprzed wojny. Są też, już z okresu
powojennego, gdy zakazano im wędrowania, wnętrza domów i mieszkań: brudnych,
nieodnowionych, ciemnych i zagrzybionych ruder.
Ale mimo tej wielkiej brzydoty-film jest piękny. Piękne są zdjęcia
natury, scena wróżenia przy księżycu, odlatujących żurawi, mgły o poranku. I pięknie
pokazano Romów: dumnych, wiernych tradycji, obyczajom i sobie. Tak jak poetka
Papusza, która na sam koniec mówi, że byłaby szczęśliwa, gdyby nie nauczyła się
czytać. To opowieść o świecie, który przestał istnieć.
O Jerzym Ficowskim wiem wiele od dawna. Wiem, ile
zrobił dla upowszechnienia wiedzy o Cyganach. Mam w domu
jego książkę, znam piosenki, Ale nigdy, przez moment, nie przyszło mi do
głowy, że był do tego stopnia szykanowany przez ludzi, dla których zrobił tak
wiele. Nie wiedziałam też, a to bardzo mocno podkreśla film, że Romowie byli a
może i są aż tak nieufni, tak bardzo zamknięci na sobie, niewpuszczający nikogo
z zewnątrz, strzegący niczym skarbu własnej kultury i obyczajów.
Więc słowa podzięki i chwały autorom za przeogromną pracę jaką włożyli w realizację filmu. Za to, że film powstał w ich języku. Czterech aktorów
nauczyło się przy okazji języka Romów. Temat jest gorący, wszędzie w Europie, i nie wiem w jakim stopniu i czy uwrażliwi nas na trudny los tego narodu i
kultury, ale zapełni ważną lukę.
Dziś
wybieram się jedynie na krótkie metraże łódzkiej filmówki, ale zapowiadają się interesująco…
Holly, no to sie minelysmy na festiwalu :)
OdpowiedzUsuńMoze w przyszlym roku sie jakos umowimy i tam spotkamy? :)
Pozdrawiam serdecznie :)
I chyba siedziałyśmy oddalone od siebie o kilka rzędów! Umowa stoi-do przyszłego roku! Pozdrawiam:)
Usuń