Przed kilkoma tygodniami cała prasa huczała o książce francuskiej dziennikarki argentyńskiego pochodzenia i temperamentu, która na początku 2012 roku, czyli całkiem niedawno i już po sprawie hotelu Sofitel, miała siedmiomiesięczny romans z niedoszłym prezydentem, który skrupulatnie opisała w książce wydanej w wydawnictwie Stock, "Piękna i bestia". Fragmenty opublikował "Le Nouvel Observateur" (coś w rodzaju naszej Polityki) oraz oczywiście peany wypisywała LIBERATION (jako, że dziennikarka w tym dzienniku pracuje). Francja wstrzymała oddech, gdy sprawa z powództwa DSK trafiła do sądu, bo bohater książki zażądał wstrzymania publikacji. Ale Francja, w której wolność słowa jest najwyższą wartością Republiki, nie mogła zakazać opublikowania tej książki. I nie zakazała, sąd zdecydował jedynie, że każdy egzemplarz wyposażony zostanie w adnotację, że z przedstawionymi faktami nie zgadza się główny zainteresowany nazywany przez Marcelę Iacub „pół człowiekiem, pół świnią”a i innych podobnych komplementów pod jego adresem w tej książce nie brakowało…Dzieło pani Iacub przeczytałam (na stojąco we FNAC-u), miałam nawet o nim napisać, ale mimo moich dalece libertyńskich poglądów, dostałam wypieków na twarzy i zrobiło mi się wstyd, że czytam takie sprośności. Ale to nie koniec.
Od nastania rządów Francois, Francja miała się
oczyścić z grzechów, rozpocząć post, wstrzemięźliwość w wydatkach, słowem, założyć
na głowę worek pokutniczy. Nowa moralność miała obowiązywać wszystkich bez
wyjątku, dzieci, młodzież, dorosłych, ale przede wszystkich znajdujących się na
wierchuszce członków rządu francuskiego. Miało być „normalnie”. Ale znów nie
jest.
Od kilku dni a nawet tygodni, Francją
wstrząsa kolejny skandal, którego bohaterem jest przystojny, z wysoką
reputacją, chirurg od implantów włosów i minister budżetu w rządzie Francois
Hollande’a- Jerome Cahuzac. Portal „Mediapart”-najlepsze inwestygacyjne media
we Francji ujawnił, że Cahuzac ukrywa przed fiskiem pieniądze w Szwajcarii.
Minister idzie w zaparte-nigdy żadnego konta w Szwajcarii nie miałem- zaklina się przed parlamentem(czytaj-nie byłem oszustem podatkowym), Szwajcarzy kilka dni później to potwierdzają i nagle, przedwczoraj,
przyznaje się-tak miałem konto w Szwajcarii, którego nie ujawniałem urzędowi
podatkowemu. Bum! Wczorajsze radio i telewizja mówiły o kryzysie moralnym,
demokracji, politycznym i nie wiem jeszcze jakim. Opozycja domaga się ustąpienia
rządu, więcej-rozwiązania parlamentu…Felieton trwa, a ja się raduję. Nie
dlatego, że cieszę się z cudzych nieszczęść, ale dlatego, że żyję w
pasjonującym kraju, który codziennie mam okazję śledzić i poznawać. Ciekawe czasy we Francji, nie ulega wątpliwości!
Zazdroszczę, nie żeby nic się u nas nie działo...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, bo 'wolność słowa jest najwyższą wartością Republiki'. U nas niby też, ale coraz częściej przekonujemy się, że niby.
A dlaczego się przyznał?
Podobno ruszyły go wyrzuty sumienia ;)
UsuńWyrzuty sumienia? Dawno niema ich na rynku.
UsuńJasne! Pewnie wolał sie przyznać zanim wytocza ciężka artylerie!!! Prawda jest taka, ze francuscy politycy nie pozwalają sie nam nudzić!
OdpowiedzUsuń:) jednym zdaniem - nie jest nudno ;)
OdpowiedzUsuńaż mnie kusi na tę książkę:) Twój opis super.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRzeczywiście możemy Ci pozazdrościć ;) Zdecydowanie ciekawsze są afery wokół pieniędzy i seksu, niż padliny w masarniach i wyklinających dyrektorek...
OdpowiedzUsuń