Są artyści, o których geniuszu dowiadujemy się dopiero po wielu, wielu latach, a nawet wiekach. Tak
jest w przypadku Johanna Georga Pinsela, rzeźbiarza baroku, który całe swoje
twórcze życie związał z małymi miejscowościami okolic Lwowa, z należącą wówczas
do Polski Galicją. Niezwykłą wystawę jego prac udało się zorganizować w Luwrze.
Gdy wchodzi się do
sali Luwru nazywanej kaplicą przeżywa się szok. Po prawej stronie, na ścianie, wisi
wielki Chrystus wyrzeźbiony w drewnie pokryty złotą polichromią. Otaczają go
dwa anioły, dziewica i Sw. Jan, a na zewnątrz- dwie grupy przedstawiające
Abrahama poświęcającego swego syna Izaaka oraz Samsona zabijającego Lwa. Rzeźby
pochodzą z okresu późnego baroku, poraża
pięknem ekspresja rzeźbionych twarzy i maestria z jaką zostały wyrzeźbione
postaci, wręcz tańczące lekkością, w arcydelikatnych, jakby zatrzymanych w
ruchu szatach, o oryginalnych « kubistycznych » formach.
Natychmiast
przychodzi nam na myśl, że te rzeźby musiały być fragmentem jakiegoś większego
zespołu i tak naprawdę jest, gdyż na zdjęciu umieszczonym tuż obok, można
zobaczyć ołtarz kościoła katolickiego w Hodowicy
z 1937 roku. Przerażające jest natomiast zdjęcie ruin tego kościoła dziś. A nam
uświadamia, jak potwornych zniszczeń dokonano na Kresach, na ziemiach zabranych
Polsce po wojnie.
Kim był autor tych
rzeźb, Johann Georg Pinsel? Wiemy o nim niewiele, nie znamy ani dokładnej daty jego
urodzenia ani daty śmierci. Wiadomo, że ożenił się w kościele w Buczaczu oraz
tam prawdopodobnie zmarł. Do Galicji, na swój „dwór” sprowadził go
prawdopodobnie jeden z najsłynniejszych i najbogatszych kresowych starostów
–Mikołaj Bazyli Potocki, który przeszedł do historii jako niesłychany
zawadiaka, hulak, rozpustnik a nawet, jako najokrutniejszy człowiek „na Rusi”.
Rozpisywali się na jego temat Julian Ursyn Niemcewicz, Seweryn Goszczyński, Henryk
Rzewuski w Pamiątkach Soplicy i jeszcze wielu innych. Był on właścicielem
majątków Złoty Potok, Horodenka, Buczacz i Gołogóry. Bardzo bogatych majątków,
bo ziemia w okolicy była nadzwyczaj płodna.
Galicja na początku
XVIII wieku była obszarem wciśniętym między ortodoksyjną Rosję na północy i
muzułmańsko-ortodoksyjną Rumunię należącą do Imperium Osmańskiego na południu.
Wiary katolickiej, nadszarpniętej szalejącą po całej XVII-wiecznej Europie
reformą, należało bronić za wszelką cenę. I właśnie ten rozbójnik i awanturnik,
który, jak krążą legendy, zabił własnymi rękoma 40 ludzi, staje się w Galicji
wielkim orędownikiem i mecenasem sztuki i katolicyzmu (zanim nie przeszedł, pod
koniec życia, na greko -katolicyzm). Nie wiadomo, czy był człowiekiem głęboko wierzącym, czy też raczej
bał się piekła, ale w przeciągu całego swojego życia kazał wybudować, albo
sfinansował budowę niejednego kościoła na Podolu: kościół w Horodence, konwikt
dominikanów w Podkamieniu, zespół cerkiewno-klasztorny w Poczajowie. Jego
rzeźby zdobiły również przed wojną ratusz w Buczaczu. Dla swoich współczesnych,
„oświeconych”, Mikołaj Bazyli Potocki utożsamiał obskurantyzm i wszystkie wady
tradycyjnego sarmatyzmu, mimo, że nikt nie odmawia mu wielkich zasług. Oczkiem
w głowie starosty kaniowskiego był Buczacz, tam mieściła się jego siedziba,
zamek, i gdzie zaprosił do pracy niezwykle zdolnego architekta Meretyna i rzeźbarza,
Johanna Georga Pinsela. Buczacz to przeurocze miasteczko malowniczo położone w
jarze podolskim nad rzeką Strypą. Przez wieki była to też katolicka twierdza,
która powstrzymywała napady Kozaków, Tatarów i Turków. Właśnie w Buczaczu Pinsel
miał swoją pracownię.
Rzeźby Pinsela, zdobiące
kościoły wybudowane przez starostę kaniowskiego przetrwały w doskonałym stanie
do września 1939 roku. Nie zostały zniszczone podczas działań wojennych, ale do
ich stopniowej degradacji przyczyniły się władze radzieckie. W kościołach
organizowano magazyny, na przykład nawozów chemicznych, które nieodwracalnie
niszczyły freski. Wykradano rzeźby a drewniane polichromowane prace Pinsela
używano do palenia w piecu. To była świadoma polityka zniszczenia religijnego
dziedzictwa kulturowego na tych ziemiach, zwłaszcza, że Polaków, którzy mogliby
stanąć w jego obronie, już tam wówczas nie było.
Na szczęście
pojawił się mąż opatrznościowy, dyrektor muzeum Sztuk Pięknych we Lwowie, Borys
Woznicki, który przez pięćdziesiąt lat starał się ocalić to, co było jeszcze do
ocalenia, wywożąc rzeźby z kościołów, odkupując je od handlarzy, wyszukując je
na cmentarzach, gdzie były wykorzystywane jako płyty nagrobne.
W znakomitym wywiadzie
opublikowanym w katalogu wystawy z Borysem Woznickim, dowiadujemy się w jaki
sposób udało mu się ocalić prace Pinsela. Gdy rozpoczął w latach 60-tych
ubiegłego wieku pracę w Muzeum Sztuki ukraińskiej we Lwowie, była to instytucja
podejrzana dla władz radzieckich. Podejrzana o nacjonalizm. Woznicki tymczasem
zdał sobie sprawę, że tysiące dzieł sztuki, uważanej za niebezpieczną z punktu
widzenia ideologicznego zostało skonfiskowanych, zniszczonych lub spalonych.
Większość Polaków, którzy do 1945 roku zamieszali te ziemie, wyjechało. W byłej
Galicji wschodniej znajdowało się około 500 kościołów rzymsko-katolickich, ale
w okresie władzy radzieckiej, tylko cztery służyły za miejsca kultu. Zamknięto
1300 miejsc w których odprawiano nabożeństwa, w tym 800 kościoły
greckokatolickie. Większość z nich została zamieniona na magazyny. Organizował
więc ekspedycje z grupą kolegów z muzeum Sztuki ukraińskiej. Pierwsza wyprawa
odbyła się do kościoła w Hodowicy, zaledwie kilka kilometrów od Lwowa. Uratował
wówczas stamtąd rzeźbę „ Abraham poświęcający Izaaka i Samsona. „Włożyliśmy
rzeźby do samochodu, i odjechaliśmy”. Jak wspomina „nie zdawałem sobie jednak
wówczas sprawy, że należało zabrać wszystko”. Gdy kilka lat później przyjechał
do kościoła w Hodowicy, rzeźby leżały na ziemi, a niektóre były już częściowo
spalone. „Wówczas zrozumiałem, że aby je uratować, muszę zabierać wszystko”.
Większość ekspedycji odbyła się w latach 60-tych i 70-tych. W latach 80-tych sytuacja
się zmieniła, władze stały się bardziej świadome, że jest to dziedzictwo, które
należy chronić.
Przez pięćdziesiąt
lat Borys Woznicki przemierzał cmentarze, kaplice i kościoły w poszukiwaniu
dzieł sztuki religijnej, będącej przedmiotem świadomej i systematycznej
polityki destrukcji. Z czasem pojawił się pomysł utworzenia muzeum Johana Pinsela
we Lwowie. W wywiadzie wspomina jak do tego doszło. Otóż w latach panowania
władzy radzieckiej inteligencja lwowska była zdania, że aby zabezpieczyć
kościoły, należy je przekształcić w muzea. Powstało nawet w jednym z kościołów
muzeum ateizmu. W którymś momencie, Muzeum Sztuki we Lwowie, której dyrektorem był
Woznicki sprawowało pieczę nad dziesięcioma kościołami katolickimi. Jednym z
nich był kościół Klarysek w którym w 1996 roku zorganizowano muzeum Pinsela.
Pierwsza wystawa jego dzieł pokazywana była m. in. w 1990 roku w Polsce, w
Warszawie.
Minęło 20 lat,
„mistrz” Pinsel stał się Johannem, Georgiem Pinselem. Ukoronowaniem
pięćdziesięciu lat pracy Borysu Woznickiego miała być wystawa w Luwrze, los chciał,
że człowiek, który uratował dzieła Pinsela zginął w ubiegłym roku w wypadku
samochodowym. Może dlatego katalog został opracowany m.in. przez Jana K. Ostrowskiego,
profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i dyrektora Muzeum na Wawelu.
Wystawa w Luwrze
poświęcona Pinselowi pozwala nam również odkryć cały świat rzeźby tzw. szkoły
lwowskiej. Bo Pinsel wykształcił ok. czterdziestu uczniów i nie był jedynym
rzeźbiarzem Galicji XVIII wieku. Jak napisał jeden z krytyków „mamy ochotę przyjrzeć
się sztuce tego miasta jeszcze bliżej, jego muzeom i wszystkiemu temu, co udało
się uratować z czterdziestu lat komunizmu.
Wystawa trwa do 25
lutego. Jeszcze trzy tygodnie na obejrzenie prac tego niezwykłego galicyjskiego
artysty. To takie piękne małe polonicum
do zobaczenia w Luwrze.
Oto film zarejestrowany podczas wernisażu tej wystawy w Luwrze:
Oto film zarejestrowany podczas wernisażu tej wystawy w Luwrze:
Fascynująca opowieść. I (niestety) kolejny przyczynek do rozważań o okrucieństwach wojen i bezmyślności satrapów.
OdpowiedzUsuńTe rzeźby są niewiarygodnie piękne, aż wierzyć się nie chce. Bardzo mnie to podekscytowało.
Po raz kolejny wielkie dzięki, tropicielko!
OdpowiedzUsuńEwo,
Poszłam po tropie Galicji w opisie wystawy i... oniemiałam po wejściu do sali wystawowej. Rzeczywiście, jak piszesz, te rzeźby zachwycają. Byłam już je oglądać dwukrotnie i każdym razem widziałam tłumy zwiedzających, mimo, iż trzeba się wdrapać do kaplicy wysoko po schodach! Niezwykła historia starosty kaniowskiego a jeszcze ciekawsza, ratowania rzeźb Pinsela. Jest to niewielka rozmiarem, ale przepiękna wystawa...
bardzo dziękuję za relację, z wielką przyjemnością czytałam:)
OdpowiedzUsuń
UsuńDziękuję za miłe słowa!
Pasjonująca historia i taka nieznana... Spróbuję się może tam wybrać w najbliższy weekend, bo mnie bardzo zaintrygowałaś...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nika
OdpowiedzUsuńJak będziesz w Paryżu, to koniecznie daj znać, wybierzemy się do bukinistów nad Sekwanę. Tam spędzam najczęściej niedzielne popołudnia...Pozdrawiam serdecznie!
Dopiero teraz zobaczylam twoj powyzszy wpis, no ale dzis bylam na chinskim pochodzie noworocznym (zdjecia i krotki wpis juz u mnie). Weszlam tu do ciebie teraz, bo chcialam napisac, ze dzis w poludnie widzialam te wystawę (zabralam tez mlodsze dziecko i dawno niewidziana kolezanke). Niewielka (wystawa, nie kolezanka), ale robi ogromne wrazenie. Szczegolnie zachwycilam sie sciana po prawej stronie.
UsuńA zwrocilas moze uwage jakie on im robil nosy? Takie jakies orle, szpiczaste. Wlasciwie wszystkie figury mialy takie nosy. Moze to byl jakis jego znak rozpoznawczy.?
Natomiast zdjecia tuz na prawo od wejscia sa przerazajace, oltarz w 1939 i stan kosciola z 2009! Horror.
W kazdym razie gdyby nie twoj wpis, to pewnie bym nie zwrocila uwagi na te wystawe (raczej na pewno nie). Dlatego bardzo ci za podrzucenie wyczerpujacych informacji , dziekuje.
Dzieki za propozycje wybrania sie nad Sekwane, pewnie na wiosne skorzystam. Gdy jestem w Paryzu, to planing mam napiety, bo dzieci, maz, zaleglosci towarzyskie.Najblizse tygodnie jestem tez troche tu, potem Polska i u siebie na wsi na poludniu. Ale u bukinistow dawno nie bylam, wiec moze poprosze cie kiedys o zabawienie sie w cicerone... Jak znajde taki moment, to uprzedze odpowiednio wczesniej i jesli akurat bedziesz wolna, to pobuszujemy w ksiazkach...
Pozdrawiam i ide juz spac, bo jutro wstaje o 5h30...
UsuńCieszę się, że się nie zawiodłaś! Będzie mi oczywiście bardzo miło pospacerować z Tobą nad Sekwaną na wiosnę. Czekam więc na wiadomość.
Pozdrawiam serdecznie.
Holly, dzięki za kolejny świetny wpis, który jest kopalnią wiedzy. To znakomita i ważna wystawa, więc cieszę się, że na nią trafiłam wędrując w grudniu po Luwrze. Uduchowiona ekspresja i dramatyzm przedstawień Pinsela zapierają dech i budzą podziw dla mistrzostwa warsztatu. Odczułam coś na kształt dumy, że takie arcydzieła powstawały na terenie dawnej Rzeczpospolitej, choć nie jestem pewna, czy do wszystkich zwiedzających to dotarło... Równocześnie ekspozycja przypomina kolejny obrzydliwy wymiar komunizmu w naszej części Europy.
OdpowiedzUsuńBee,
OdpowiedzUsuńOglądałam tę wystawę w ostatnią niedzielę ze znajomą i uznała, że jednak. jeśli ktoś przyjrzy się mapom, to dostrzeże, że te perełki powstały na terenach dawnej Rzeczpospolitej. Pozostaje już tylko wybrać się do Lwowa i okolic i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Jedziemy? Ja już mam plan na kwiecień...