Chaim Soutine, Polka |
Ci, którzy mieli okazję pozować do obrazów
Soutina opowiadali po latach, że seanse trwały nieskończenie długo i podczas
ich trwania, nie wolno było nawet drgnąć powieką. Nienawidził, gdy ktoś się
ruszał, krzyczał wówczas, złościł się, wpadał w histerię. To zaskakujące, bo
przecież z portretów patrzą na nas osoby o rozmazanych konturach, wykrzywione,
zdeformowane, brzydkie. Nie potrafił malować „z głowy”, ale widziany obraz zawsze przetwarzał na swój
sposób, wyłapując najbardziej ukryte właściwości duszy.
Soutine
nie pokazywał nikomu swoich obrazów, ani portretów swoim
modelom, może obawiał się reakcji? Ci, którzy je zobaczyli, nie mieli zbyt
zadowolonej miny. Ponoć portretowana i mieszkająca z nim młoda dama, podczas nieobecności
mistrza próbowała nawet ów portret poprawiać. Gdy zauważył zmiany, wpadł w
furię i obraz zniszczył.
Był niezwykłym psychologiem, kilkoma
ruchami pędzla potrafił opisać ludzkie emocje : strach, małość, dumę, ale i
dużo więcej. Był człowiekiem bardzo trudnym we współżyciu „dzikusem”, jak
niektórzy o nim mówili i co tu dużo
mówić, nieprzyjemnym, aroganckim i źle, zdaniem wielu osób, wychowanym.
Żona marszanda Zborowskiego, który wspierał
malarza finansowo, po prostu go nie znosiła, skarżąc się na mało wyrafinowany
sposób obcowania z innymi.
Pochodzenie Soutine’a jest bardzo trudno
zaszufladkować. W katalogu opublikowanym z okazji wystawy w paryskiej
Pomarańczarni przez Gallimarda, z zdziwieniem przeczytałam, że był malarzem
litewskim. W Wikipedii pod hasłem Chaim
Soutine w języku francuskim, napisane jest, że był malarzem francuskim pochodzenia
żydowskiego, pod wersją białoruską-
francuskim pochodzenia białoruskiego, rosyjską-tylko
żydowskiego. Skąd więc tak naprawdę pochodził i kim był ten genialny malarz?
Urodził się w Śmiłowiczach, dziś należących do
Białorusi, ale niegdyś, dawno temu, do Polski- miasteczku, w którym zegarów
zamkowych słuchał w dzieciństwie Stanisław Moniuszko. Był dziesiątym spośród
jedenaściorga rodzeństwa dzieckiem. Chciał malować, za wszelką cenę, wbrew
religijnym zasadom panującym w jego żydowskiej rodzinie. Gdy miał 14 lat,
wyjechał się uczyć rysunku do Mińska, później do Szkoły Sztuk Pięknych w Wilnie, a stamtąd,
w ślad wielu innych kolegów, do Paryża, który wówczas dla młodych artystów z
Europy Wschodniej był ziemią obiecaną.
Tu trafił, jak wielu jego kolegów z litewskiej
szkoły do artystycznego „ula”, do „la Ruche”- kuźni młodych talentów, ufundowanej
przez rzeźbiarza Alfreda Bucher na początku ubiegłego wieku. Bucher, pamiętając
trudności na jakie napotkał debiutując jako artysta- zakupił teren i odkupił stoisko
win Bordeaux z wystawy w 1900 roku,
przekształcając ten obiekt w około stu
pracowni i mieszkań dla artystów. W „La Ruche” mieszkali wówczas wszyscy:
Shapiro (też z Białorusi!), Chagall, Modigliani, Leger, Appolinaire, Max Jacob…
przede wszystkim Polacy, Żydzi i Rosjanie. „La Ruche” dała początek tak zwanej
Ecole de Paris. Był to zupełnie prosty, mało funkcjonalny budynek i co tu dużo
mówić, panował tam„chłód i głód”, ale mimo to, jak wspomina po latach Chagall„
Te pracownie zamieszkiwała bohema artystyczna ze wszystkich krajów. (…) Porzuciłem
moje ghetto i tu, w La Ruche, w Paryżu, w Europie, stałem się człowiekiem”
Tak wygląda dziś "la Ruche", passage de Dantzig, w 15-stej dzielnicy Paryża
Soutine w „Ulu” poznał Modiglianiego, i tam też nawiązała się przyjaźń, która przetrwała przez całe życie artysty. Z Modiglianim, który jest nim zafascynowany, artysta przeprowadza się następnie do Cité Falguière, do innego miejsca, w którym mają swoje pracownie ubodzy artyści. Modigliani przedstawia go polskiemu marszandowi, Zborowskiemu, który jest zainteresowany pracami malarza, i który finansuje mu pobyt na południu Francji, w Pirenejach Orientalnych, w Céret.
Jeden z obrazów namalowanych w Céret |
Soutine zabiera się do pracy, maluje jak szalony. Malowane widoczki miasteczka nie mają w sobie nic z XIX-wiecznego realizmu, to wściekle barwne, zdeformowane, niczym widziane w krzywym zwierciadle obrazy domów, rozwichrzonych drzew, sprawiających wrażenie ciągłego ruchu ścieżek i uliczek. Gdy Zborowski przyjeżdża obejrzeć prace swojego podopiecznego, jest załamany. Soutine część prac niszczy. Ale Zborowski nie chce wrócić do Paryża z pustymi rękoma, przywozi ok. 70 obrazów i jak relacjonują świadkowie, pyta „I co ja mam z tym wszystkim zrobić”? Na szczęście dla Soutine’a do Europy przyjeżdża bogaty, amerykański kolekcjoner, Albert Barnes i kupuje prawie wszystkie obrazy namalowane w Céret…To zdecydowanie poprawia sytuację materialną artysty i czyni go sławnym…
Autoportret artysty |
W Orangerii pokazano obrazy, które malował wzorując się na mistrzach oglądanych w Luwrze (Soutine był zafascynowany Luwrem!) przede wszystkim Rembrandtem. Pokazane jego serie: mieczyków, tusz mięsnych, które malował na wzór Rembrandta, polewając je krwią, gdy zaczynały tracić ostry, wyraźny kolor, i wreszcie portrety, może najbardziej niezwykle.
Największym i pierwszym sukcesem był portret piekarza, z wielkimi czerwonymi uszami. Lubił portretować ludzi w uniformach, portierów, kelnerów. I portrety kobiet. Jedna z nich opowiada, że jej portret namalował, gdy była jeszcze młodą dziewczyną. Gdy po kilkudziesięciu latach odwiedził ją dziennikarz, nie mógł się nadziwić-jak bardzo podobna była osoba, która otworzyła mu drzwi do namalowanego przed laty przez Soutine'a portretu. Mimo deformacji, jakiej poddawał swoje modele, potrafił wychwycić w ludziach coś, co było łatwo rozpoznawalne nawet po latach, znak, skrzywienie twarzy, kształt oczu. Był niezwykłym obserwatorem i psychologiem.
Chaim Soutine, Piekarz |
I jeszcze jedno. Żaden katalog, żaden plakat nie odda genialnej i unikalnej kolorystyki stosowanej przez Soutine’a. Ci, którzy mieszkają w Paryżu muszą się pośpieszyć, wystawa trwa jeszcze tylko do 21 lutego.
Nie pozostaje więc nic jak żałować, że się wystawy osobiście nie obejrzy albo polować na tani bilet ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa „La Ruche”, może kiedyś oprowadzisz po jego pokojach ubarwiając je swoją wiedzą i kreśląc żywe sylwetki jego mieszkańców...
UsuńMiałam właśnie takie plany, bo spacerując przed kilkoma dniami śladami Brassensa po "Piętnastce", natrafiłam właśnie na "Ruche" i doszłam do wniosku, że tak naprawdę to mało kto wie, że jest to miejsce o takiej niezwykłej historii i w dalszym ciągu czynne! Oczywiście, że chętnie napiszę, i to już niedługo...
w takim razie czekam z niecierpliwością ;), bo co innego wirtualna wizyta po tym miejscu, a co innego wirtualna w Twoim towarzystwie ;)
UsuńNie łatwo było pokochać Soutine'a i jego obrazy. Nam, otrzaskanym już z impresjonizmem, łatwiej.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się jednak Zborowskiemu, że zwątpił w możliwość odzyskania 'inwestycji'.
Bardzo to wszystko musiało być nieoczekiwane, dla żyjących pośród 'naturalistycznego' postrzegania świata.
Szkoda, że nie widzę tych kolorów, pewnie ekscytowałabym się tak jak ty, holly.
Litwin, Białorusin; tak czy siak, odzyskaliśmy wielkiego rodaka, choć znajdą się niezadowoleni z tego faktu :)
UsuńA dzisiaj jego obrazy na aukcjach dochodzą do astronomicznych sum! Czy mógł to sobie wyobrazić biedny Soutine, który przez pierwsze 40 lat swojego życia mocno niedojadał? Zborowski też nie miał szczęścia, wszystko stracił w okresie wielkiego kryzysu, umarł w biedzie. Dziwny ten ludzki los, nieprawdaż? Dowiedziałam się przy okazji, że w Smiłowiczach produkuje się obecnie znane w całej Europie "walonki"-czy wiesz co to jest?
Walonki? każde dziecko wie. Przeżywają niebywały modowy renesans. Niektórych modeli ceny, są również astronomiczne :)
UsuńDzięki za ten wpis holly, dowiedziałam się wielu nowych rzeczy. Ceret jest niedaleko mej południowej Arkadii. Do tej pory to dość prężne miasteczko pełne artystów nie tylko francuskich. Często odbywają się wystawy, wernisaże i koncerty. Maja tez ciekawe muzeum sztuki, odwiedzane przez tłumy turystów. Może na wiosnę znajdę chwile by poszukać tam śladów Soutina :) ?
OdpowiedzUsuńJa tez czekam niecierpliwie na wpis o "ulu".
Pozdrawiam złożona paskudnym wirusem
Nika
UsuńW Cerecie Soutine nie był sam, byli tam również i inni malarze, może stąd jest to takie artystyczne miasteczko. Czekam w takim razie na opowieść o Cerecie i życzę szybkiego powrotu do zdrowia!
Soutine zawsze mnie troche przerazal. Cos takiego jest w tych obrazach, ze wzbudza niepokoj o ludzka nature. Chetnie bym obejrzala. Do tego Dali polecany przez Nike. Ehhhh, musze opracowac jakis plan, zeby jezdzic na jeden dzien do Paryza i wracac do domu tego samego dnia. Nie musialabym ciagac ze soba zadnych bagazy. Milla
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńNa odwiedzenie wystawy Soutine'a boję się, że jest już trochę za późno, ale oczywiście warto do Paryża przyjechać choćby na jeden dzień...tyle się dzieje!
Do 21 lutego trwa wystawa, jeszcze miesiac. A ja sprawdzilam, ze TGV jedzie ode mnie w 3 godziny:) Milla
OdpowiedzUsuńHolly, jak zwykle zaserwowałaś szalenie interesującą porcję wiedzy. Wystawę widziałam, bardzo mi się podobała, Soutine`a pamiętałam zresztą z poprzednich wizyt w Orangerii, która ma w stałej kolekcji sporo jego dzieł. Portrety pomimo a może dzięki groteskowym zniekształceniom są porażająco sugestywne, obnażają psychicznie modeli. Pozowanie u Soutina było jak seans na kozetce u psychoanalityka...
OdpowiedzUsuńJeszcze w sprawie pochodzenia Soutina - taki sam z niego Francuz, jak z Chopina i Marie Curie ;)
OdpowiedzUsuńChyba do 21 stycznia trwa wystawa
OdpowiedzUsuńtrochę inną historię o Soutine można znaleźć w biografii Modiglianiego - " Piekło i raj"
OdpowiedzUsuńJeśli nie czytałaś, a lubisz te klimaty to gorąco polecam :)
Dziękuję, chętnie zajrzę z ciekawości!
OdpowiedzUsuńzapraszam też do mnie http://stylestation1.blogspot.com/ a ja się bardzo cieszę, że odnalazłam twojego bloga bo to moje klimaty :) czuję że leniwą jutrzejszą niedzielę spędzę na czytaniu twoich wpisów :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń