foto

foto

poniedziałek, 26 listopada 2012

Festiwal Kinopolska 2012 z kobietą w tle



Kadr z filmu "Dzień Kobiet"
Spędziłam prawie trzy dni w kinie Balzac na festiwalu Kinopolska i miałam zamiar ponarzekać, że w czwartek przegapiłam Master Class z Agnieszką Holland, bo żadnej informacji na stronie kina Balzac, współorganizatora imprezy, o festiwalu Kinopolska nie było. A także, że w piątek seans "Róży" rozpoczął się z ponad 20 minutowym opóźnieniem, i tyleż trzeba było czekać, aby ktoś z organizatorów za opóźnienie przeprosił „ bo jeszcze na kogoś czekamy…”, że na większości seansów sporo foteli niewielkiej salki kina Balzac była pusta, bo chyba festiwalowi nie towarzyszył żaden porządny marketing, a organizacja sprawiała, co tu dużo ukrywać, wrażenie bardzo amatorskie i  nawet pani w kasie, pytana o seans polskiego filmu, robiła wielkie oczy, tak jakby nikt ją nigdy o tym wydarzeniu nie poinformował. Ale nie będę! Bo mimo wszystkich niedociągnięć organizacyjnych, potknięć i niezręczności, był to jednak ważny festiwal, i dobrze, że się jednak odbył.

Nie wierzę, że będą tego festiwalu jakieś konkretne rezultaty, chociaż pewnie tego najbardziej oczekują autorzy filmów. Festiwal nie przełoży się na większą obecność polskiego kina w Paryżu, gdyż nie dopisali, mam wrażenie, ani krytycy filmowi ani dystrybutorzy. Niemniej jednak ci,  którzy chcą być na bieżąco w tym, co dzieje się w polskim filmie, będą usatysfakcjonowani. 

Tematem tegorocznego przeglądu była kobieta w polskim kinie, a więc filmy dobierano pod jej kątem: kobiety-bohaterki, kobiety aktorki, kobiety reżyserki. Gościem honorowym i członkiem jury wybrana została Agnieszka Holland, pokazano w związku z tym kilka zrobionych przez nią produkcji m.in.  „Kopię mistrza”, „Gorączkę”, „Aktorów prowincjonalnych”. Ale poza konkursem. Ponieważ do konkursu o nagrodę jury stanęło pięć filmów fabularnych i trzy średniometrażowe. Jakie to były filmy?

Kadr z filmu "Róża"
Przede wszystkim „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, do której znakomite wprowadzenie zrobił Jean-Yves Potel –historyk, pisarz i specjalista od Europy Środkowej i znawca naszej współczesnej historii, a w tym wypadku, powojennej historii regionu niegdysiejszych Prus Wschodnich a dzisiejszej Warmii i Mazur. Film niezwykły, zasługujący na uwagę pod każdym względem: tematu, scenariusza, znakomitych zdjęć, gry aktorów… Że przerysowany? że za dużo w nim drażliwych scen? Wychodzimy z tego filmu, jak napisała na swoim blogu Tamaryszek, całkowicie „znokautowani”-dramatem Mazurów i własną niewiedzą. Jak to możliwe, że znając historię tego regionu Polski nigdy nie zadałam sobie pytania, co stało się z niemieckojęzyczną, luterańską ludnością tego regionu? Wojciech Smarzowski sobie to pytanie zadał. Jest to film, który w nas pozostaje, nie tyle ze względu na drastyczność scen, ale ponieważ uświadamiamy sobie w jakich warunkach zaprowadzano nową władzę w Polsce i jakim kosztem. Ile jeszcze mamy na sumieniu takich zamiecionych pod dywan „białych plam” w naszej historii?

Ale „Róża” nie była jedynym znakomitym filmem pokazywanym podczas festiwalu. Pominę dwa filmy średniometrażowe, z których pierwszy, film Any Brzezińskiej o belgijskiej grupie teatralnej NeedCompany Jana Lauwersa jest sprawnie zrobionym, ciekawym dokumentem, natomiast nie bardzo rozumiem, jak znalazł się on w konkursie z filmami fabularnymi, natomiast drugi  jest moim zdaniem wielkim nieporozumieniem. Nie mogłam się niczego doszukać w nudnej opowieści o „przebogatym i fascynującym” życiu młodej zakonnicy w prawosławnym klasztorze. Wydawał mi się bardzo naiwny, zwłaszcza, że jestem tuż po obejrzeniu znakomitego „ Za wzgórzami” rumuńskiego reżysera Cristiana Mungiu, z bardziej otwartymi oczami przyglądającemu się klimatowi życia panującego w prawosławnym klasztorze. A może po prostu nie znoszę wszelkiego rodzaju prozelityzmu i bezkrytycznego estetyzmu?

Przemysław Bluszcz w filmie "Być jak kazimierz Dejna"
Bardzo się wszystkim podobał, mimo, iż nie zdobył ani nagrody publiczności (może dlatego, że wyświetlany był tylko jeden jedyny raz, podczas gdy inne filmy konkursowe pokazywano dwukrotnie!) ani nagrody jury nostalgiczny,  dowcipny, znakomicie wyreżyserowany i zagrany film Anny Wieczur-Bluszcz. Jest to historia chłopca, który w bólach matki przychodził na świat w dniu, w którym Kazimierz Dejna, nasz narodowy mistrz piłkarski, strzelił bramkę w meczu Polska –Portugalia, a było to w  roku…w każdym bądź razie bardzo dawno… Film opowiada z humorem historię przeobrażeń naszej prowincji po 89 roku z perspektywy małego, a później dorastającego chłopca, oczywiście Kazia,  i marzeń jego ojca o jego piłkarskiej karierze, oczywiście takiej, jaką zrobił inny, słynny Kazimierz. Ale jak to w życiu często bywa, dzieci rzadko robią to, czego chcą od nich rodzice i Kaziu piłkarzem nie zostanie…W filmie sceny grozy, mieszają się, jak w życiu, z groteskowymi. Jest to film bardzo zbliżony w klimacie do „Good by Lenin”, filmów Kusturicy albo mojego ulubionego „Koncertu” Radu Mihaileanu.
Gdyby nasza dystrybucja się postarała, to ten film naprawdę mógłby zrobić wspaniałą karierę w Europie, ale „na kino polskie nie ma mody”-doszliśmy do wniosku w rozmowie z odtwórcą głównej roli Przemysławem Bluszczem. A może tę modę udałoby się jakoś stworzyć?

Zdecydowanym faworytem jury okazał się film debiutującego młodego reżysera Tomasza Wasilewskiego „W sypialni”, i wcale nie jestem tym wyróżnieniem zaskoczona. To nie jest ot taki sobie łatwy filmik o kobiecie, która któregoś dnia ucieka z domu. Nic nie jest w nim powiedziane, wszystko możemy sobie dopowiedzieć sami. Ogląda się obraz, tak jak zdjęcia, w które każdy może wpisać swoją własną historię. Czy zdarzyło wam się wyjść z domu i nie mieć ochoty do niego wrócić? Bohaterka filmu, Edyta, ucieka do Warszawy i tam stara się jakoś „przeżyć” wykorzystując do tego ogłoszenia internetowe. Czy ten film ma coś wspólnego z francuską nową falą? Nie, nie dam się skusić na zbyt łatwo nasuwające się porównania. Myślę, że jest raczej zrobiony własnym językiem reżysera i który bardzo podoba się zachodniej publiczności. To czuje się w każdej scenie i jestem bardzo ciekawa, jaki będzie kolejny film Tomasza Wasilewskiego.

Kasia Kwiatkowska w filmie "Dzień kobiet"
Nie ukrywam, że moim faworytem, ale również filmem, któremu palmę przyznali widzowie, jest obraz Marii Sadowskiej „Dzień kobiet”. Zrobiony na podstawie bardzo odważnego scenariusza opowiadającego o pracy kobiet w znanej sieci sklepów „ o niskich cenach” -mówi o ich sytuacji bez owijania niczego w bawełnę. Jest to też próba szukania odpowiedzi na pytanie- dlaczego? Dlaczego człowiek, kobieta, nie potrafi powiedzieć nie, dlaczego brakuje jej minimalnej asertywności i godzi się na upadlanie siebie i innych? Jak daje się wciągnąć w system uzależnień hierarchicznych, finansowych, które uniemożliwiają jej jakikolwiek ruch? Jak to możliwe, że zwierzchnik bohaterki filmu- Haliny, manipulator, hypokryta i cynik, który miesza ją z błotem, zmusza do nieludzkiego traktowania koleżanek i robienia najpodlejszych świństw, jest jednocześnie praktykującym katolikiem?

Znakomity moim zdaniem film Marii Sadowskiej, to coś w rodzaju kina moralnego niepokoju, ale w innych czasach i innym systemie. Kiedyś popełniano kompromis z władzą w imię lepszego życia. Teraz władzę zastąpiły pieniądze, awans, perspektywa lepszego życia. 

Chciałabym wspomnieć jeszcze o kilku filmach krótkometrażowych przedstawionych przez młodych reżyserów wyłonionych  w ramach festiwalu Cinessonne, owoc spotkań pomiędzy wrocławskim festiwalem Nowe Horyzonty i La femis we Francji. Zwłaszcza dwa filmy zasługują na uwagę, „Kichot” Jagody Szelc oraz film niewymienionego w programie reżysera o „szkole przetrwania”, którą ojciec funduje swojemu dorastającemu, nieco rozpieszczonemu przez matkę, synowi…

Obejrzałam również kilka starszych filmów, które nie brały udziału w konkursie, ale zostały zrealizowane przez kobiety-reżyserki. Na przykład „Wrony” Doroty Kędzierzawskiej czy też „ Boisko bezdomnych “Kasi Adamik, na którego projekcji pojawiła się jego znakomita, a do tego przesympatyczna realizatorka. Po projekcji wspólnie z widownią zastanawiała się dlaczego polskie kino tak słabo się sprzedaje. Jej zdaniem, brakowało dotąd filmów „środka” i ta „dziura” się powoli nimi zapełnia.

Ale chyba nie jest to jedyna przyczyna. Na ceremonii wręczania nagród było nas na widowni bardzo mało. Szkoda. Festiwal Kinopolska to idealna okazja do promocji naszej kinematografii. Myślę, że okazja została bardzo słabo wykorzystana. Mamy bez wątpienia naprawdę znakomitą kinematografię, nie gorszą od zdobywającej wszystkie nagrody kinematografii rumuńskiej, niemieckiej czy irańskiej. Trzeba i chyba warto  o nią powalczyć.

17 komentarzy:

  1. Niestety zbyt wielu filmów z tego zestawu nie widziałem (oprócz Róży tak naprawdę - ale mogę się podpisać obiema rękami pod Twoimi wrażeniami Holly). Szkoda jednak słyszeć, że na festiwalu polskich filmów w Paryżu były pustki, bo zgodzę się z czymś jeszcze, pomimo wielu fatalnych filmów nasza kinematografia jednak nie musi wstydzić się reszty Europy.

    A przy okazji, wkradł Ci się mały błąd w 4 akapicie - "Smażowski", pewnie bym nie zwrócił uwagi, ale nazwisko strasznie często się ostatni przewija :)

    Pozdrawiam,
    jesif

    OdpowiedzUsuń

  2. Jesif,
    Dziękuję za uwagę, oczywiście, że Smarzowski, za pierwszym razem było poprawnie, a za drugim się rozpędziłam...Nie było pusto, ale nie było też tłumów, niestety...Gdy po rozdaniu nagród wszyscy aktorzy i realizatorzy wyszli z sali, na "Boisku Bezdomnych" wczoraj wieczorem zostało nas naprawdę mało...Filmy polecam, choć przed chwilą rzuciłam okiem na krytykę i obchodzi się z wymienionymi filmami dość arogancko i bezceremonialnie...O nagrodzonym Tomaszu Wasilewskim przeczytałam, że " pokazał, że potrafi robić filmy, niech teraz pokaże, że ma o czym"-pokazał, używając własnego języka. "Dwaj ludzie z szafą" to przecież na dobrą sprawę też film " o niczym"! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesująca relacja z festiwalu! Mam duże zaległości filmowe, np. nie widziałam "Róży". Muszę to naprawić. „Na kino polskie nie ma mody” - kiedy słyszę coś takiego z ust jakiegoś przedstawiciela polskiej kinematografii, to mnie krew zalewa... Dobrze to skomentowałaś. Otóż taką modę na polskie filmy trzeba stworzyć! Uważam, że polskie kino jest znakomite, tylko ten nasz odwieczny kompleks, uparcie hodowany przez pewne środowiska skupione w Polsce wokół michnikowszczyzny, które ciągle grają w Polsce pierwsze skrzypce... Poza tym jak moda na polskie filmy ma zapanować, skoro - jak piszesz - osoby odpowiedzialne za organizację paryskiego festiwalu nie poradzili sobie z nią, nie wypromowali go odpowiednio? Z czego to wynika? Nie wiem, ale mimo to dobrze, że odbywają się takie festiwale, a kropla, jak wiemy, drąży skałę. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Problem polega na tym, że drąży już piąty rok z rzędu a rezultaty są raczej bardzo marne. Do kin paryskich w przeciągu ostatnich kilku miesięcy trafiły jedynie dwa polskie filmy, Kret oraz W ciemnościach-mało!

      Usuń
  4. Zapowiedzi o takim festiwalu powinny krążyć wśród potencjalnej publiczności od przynajmniej 2-3 tygodni. Od czego mailingi, strony internetowe?
    Ja o festiwalu dowiedziałam się bardzo późno, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem, a wtedy miałam już plany (i służbowe i prywatne) zapięte na ostatni guzik i nie mogłam być na żadnym seansie. Na szczęście mam znajome nieco mniej zajęte, którym udało sie wybrać na "Dzień kobiet" i przysłały mi potem obszerna recenzje.

    Podobne kłopoty organizacyjne miał w lutym tego roku festiwal filmu polskiego w Perpignan. Inicjatywa nieomalże prywatna i brak szerokiego środowiska polonijnego w Roussillon spowodowało, ze sale były ledwo ledwo zapełnione. Jedyna różnica, to fakt ze kasjer wiedział jaki film polski jest wyświetlany :)

    Ciekawe ile jest takich inicjatyw w całej Francji? Szkoda, ze nie można połączyć wspólnych wysiłków takich osób i tak jak piszecie "stworzyć modę"

    Mam nadzieje, ze Kinopolska powtórzy się w przyszłym roku i ze nieco wcześniej ustala daty seansów i puszcza wieści w świat ... :) Na pewno podamy dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. O ile mi wiadomo, filmy zaprezentowane w Paryżu będą teraz krążyły po całej Francji, ale żadnej konkretnej informacji w tej sprawie nie było, a szkoda, bo pocztą pantoflową taka informacja by się na pewno przedostawała dalej. Na stronie Instytutu też nie ma informacji co, gdzie i kiedy...

      Usuń
  5. to chyba nie tylko kwestia mody, tylko właśnie czego? Dystrybucji, marketingu, medialnego szumu? Przecież tu też można dać metkę "dobre bo polskie", nie tylko jako wyraz patriotyzmu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Pewnie wszystkiego po trochu. A może wizerunku kraju? Ale ten wizerunek może zmienić albo poprawić dynamiczny Instytut Kultury, to on powinien powalczyć, aby o tym festiwalu było głośno...taka jest jego rola!

      Usuń
  6. Po raz kolejny pozostaje nam (tylko ?) utyskiwanie na mizerne efekty w promowaniu naszej (szeroko pojętej) kultury w świecie czy Europie. Ciekawe z czego to wynika; braku umiejętności, determinacji, środków. Braku sensownych długoterminowych planów na pewno. Pozostaje wiara, że kiedyś powstaną i realizowane będą z impetem. Dorobek naszych twórców na pewno na to zasługuje.

    Dziękuję za kolejny przyczynek ("Dzień kobiet") do dyskusji nad trudnym, lekceważonym, traktowanym przedmiotowo życiem współczesnych kobiet. Mimo, że to najczęściej kobiety właśnie ponoszą większość trudów życia. Dwa dni temu obchodzony był dzień 'przeciw przemocy wobec kobiet'. 'Rycerscy', praktykujący przykazania własnej wiary mężczyźni wciąż, nielicznie, dostrzegają związek pomiędzy kobietą a bliźnim-człowiekiem. Najwyraźniej i Kobieta i Kultura Polska - w jednym stoją domu. Dziwne (!?)

    OdpowiedzUsuń

  7. Ewo,
    Żeby już nie tylko narzekać...Funkcję wpółfikcyjnie działającego Instytutu Kultury, przejmuje w Paryżu...Księgarnia Polska, organizując spotkania z pisarzami, tłumaczami, promocje książek. Jest to bardzo miłe i dynamiczne miejsce na polskiej mapie kulturalnej Paryża. Ale chyba ludzie się już o tym zwiedzieli, bo wczoraj na spotkaniu z francuskimi tłumaczami nie tylko polskiej literatury nie było gdzie szpilki wcisnąć...A możliwości lokalowe mają naprawdę skromne...



    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy29.11.12

    http://www.polskieradio.pl/8/1698/Artykul/730266,Mistrzyni-parodii-walczy-z-supermarketami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to naprawdę znakomity film!

      Usuń
  9. Organizatorzy festiwalu żyją widać na innej planecie, skoro nie dotarła do nich wiedza, że w naszych czasach bez marketingu, reklamy i piarów nawet Leonardo da Vinci by się nie przebił... Wystarczyło powiesić kilka anonsów na słupach ogłoszeniowych w centrum Paryża lub w przestrzeniach reklamowych na uczęszczanych stacjach metra lub RERu, a oddźwięk byłby zupełnie inny. W kilkunastomilionowej aglomeracji, gdzie tysiące interesują się szeroko pojętą kulturą... Reklamują się giganci - Luwr, Muzeum Orsay. Plakaty "Impresjonizmu i mody" widziałam w Rouen. Świetnie, że ten festiwal istnieje, że garstka Polaków skorzystała z możliwości obejrzenia filmów i spotkania się z twórcami, ale ... Kinu polskiemu, zaproszonym do Paryża filmowcom i publicznym pieniądzom należy się więcej profesjonalnych starań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Jak najbardziej popieram! Ale oby tylko nie wieszać tego wyjątkowo brzydkiego plakatu, który towarzyszył tej imprezie w tym roku, raczej chyba odstraszał niż przyciągał publiczność...Impreza się odbyła, Instytut może wysłać raport do Warszawy i wypiąć pierś po nagrody, bo przecież w końcu o to w tym wszystkim chodzi, a nie o jakąś tak widownię, promocję czy naszą obecność, nieprawdaż?

      Usuń
  10. Holly, najwyraźniej festiwalowi przydałby sie ktoś taki jak Ty, bo od razu nabrałam ochoty na obejrzenie każdego z tych filmów, co oznacza, że zrobiłaś im doskonałą promocję.

    Przemysława Bluszcza pamiętam z filmu W dół kolorowym wzgórzem i uważam, że jest jednym najbardziej niedocenianych polskich aktorów - w tamtym filmie zrobił na mnie niesamowite wrażenie, a wydaje się, że od tamtej pory nie otrzymał żadnej ważnej roli. Szkoda!

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem, czy to dla Ciebie blisko, ale przegląd powędrował teraz do Tuluzy, może na cały jeden dzień opłaca się dojechać i obejrzeć kilka filmów za jednym razem?

    Ale w filmie wyreżyserowanym przez żonę gra rewelacyjnie! Naprawdę znakomity aktor i przy okazji przeuroczy człowiek, na pewno popędzę do teatru Ateneum podczas mojej następnej wyprawy do Warszawy...

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj Holly
    Wtrącę swoje trzy grosze w sprawie "Róży"
    Smarzowski twierdzi, że to film o miłości.
    Byłam zaraz niedługo po premierze.
    Nawet nie słuchając Smarzowskiego mam takie samo zdanie.
    Filmy tego typu nie zdobędą popularności na sytym zachodzie z bardzo prostej przyczyny. Ludzie z bogatych krajów są bogaci dlatego, że potrafią pertraktować, ustępować. Cenią wyżej życie jako takie i to co posiadają. Nie uzależniają swego bytu i świadomości od tego, kto akurat chce nimi rządzić.
    Nie zrozumieją więc tej polskiej hardości, nieprzejednania.

    Dla mnie Smarzowski pokazuje wojnę.
    Tak w czasie wojny jest. Zwycięzca rości sobie prawo do wszystkiego co żywe i materialne.
    Iluzją jest, że szanuje się prawa jednostki w czasie jej trwania.
    Reżyser przerysował?
    Nie wiem
    To dzieje się współcześnie również. Wolimy mieć jednak niewidzące oczy(w Rwandzie kobiety mają po troje dzieci z gwałtów -kochają je jednocześnie nienawidząc)
    Na tle tego bezmiaru nieszczęścia jak niewinny, polny, piękny kwiat rozkwita między dwojgiem bohaterów coś wyjątkowego.

    Jak dla mnie jeden z lepszych filmów jakie widziałam.

    OdpowiedzUsuń