Przez cały ubiegły tydzień lało, albo świeciło słońce. Z nieba toczyły się gęste
potoki deszczu, a za chwilę niebo się rozjaśniało, zza
chmur wyłaziło ciepłe, wiosenne słoneczko. Bitwę o niebieskie niebo wygrało wczoraj
zdecydowanie słońce przeganiając szare,
deszczowe chmurzyska i pozostawiając, pewnie tylko dla ozdoby, malownicze,
pierzyste obłoki. W takie dni, nie skusi nas już żadna książka
ani kino. I tak jak
wilka ciągnie do lasu, tak nas, do zieleni- na
trawę i słońce.
Mieszkam dosłownie dziesięć minut
spacerkiem od Lasku bulońskiego, ale zaglądam tam rzadko. Nadarzyła się więc
znakomita okazja, tym bardziej, że pragnęłam zaspokoić swoją ciekawość i
obejrzeć reklamowany już od kilku tygodni „ Japoński Ogród” utworzony w Ogrodzie Aklimatyzacyjnym.
Porte Maillot, przy którym
znajduje się wejście do Lasku jest potężnych rozmiarów węzłem komunikacyjnym,
stąd zjeżdża się na obwodnicę, w stronę centrum miasta, do Łuku Triumfalnego i nawet
trudno sobie wyobrazić, że dosłownie dwa kroki w głąb, może znajdować się
prawdziwa oaza spokoju. Przy wejściu do Lasku Bulońskiego od strony Porte
Maillot stoją kasy biletowe. W ciepłe dni, takie jak wczoraj stoi przed nimi dość
sporych rozmiarów kolejka i odnosi się wrażenie, że znalazły się w niej
wszystkie młode paryskie rodziny, które los i natura obdarzyła bardzo licznym
potomstwem. Jest ich co niemiara! Przytupują, podśpiewują, jazgoczą bez chwili
spokoju, i niecierpliwą się w kolejce na wycieczkę zabytkowym „małym pociągiem”
i na wszystkie atrakcje, które czekają
je w Ogrodzie Aklimatyzacyjnym…
Nadjeżdża lilipucich rozmiarów
pociąg, wagoniki napełniają się dzieciakami, robi się powoli tłoczno. Ten przeuroczy
pociąg ma swoją bardzo długą, sięgającą drugiej połowy XIX wieku historię. Został
wymyślony przez francuskiego inżyniera Paula Decauville’a, który jak wieść
niesie, skonstruował ten dwuszynowy pojazd, aby przewozić ze swojej fermy
buraki cukrowe. Ponad 130 lat temu zrobił nim furorę na wystawie światowej i
został zakupiony na potrzeby Lasku Bulońskiego.
Miniaturową kolejką wjeżdża się
do Ogrodu Aklimatyzacyjnego triumfująco. Po pierwsze , przygląda nam się z
zazdrością w oczach dziki tłum stojący wokół ogrodzenia i czekający w kolejce
po bilety. My już je mamy w kieszeni. Wysiadamy w samym środku japońskiego
miasteczka, które wygląda rzeczywiście imponująco. Przypomina on po trosze
jarmark pod gołym niebie, wzdłuż ścieżek stoją gęsto ustawione stragany z japońskimi
produktami, mnożą się bary i restauracje z japońską kuchnią. W głębi widać
scenę, z której dochodzi do nas śpiew i japońska muzyka, przemykamy się
pomiędzy atelier, w których młode japonki przymierzają kimona a dzieci szukają
dla siebie robionych z delikatnego pergaminu dmuchanych zabawek. Nie brakuje
też gigantycznych rozmiarów japońskich marionetek, które defilują wzdłuż
głównej alei.
Ogród Aklimatyzacyjny to jednak
przede wszystkim tysiące atrakcji dla dzieci, rodzaj wesołego miasteczka i
ogrodu zoologicznego z bardzo, bardzo długą, nie zawsze różową przeszłością.
Tak naprawdę ogród założony został z myślą o pokazywaniu w nim wszelkiego
rodzaju zwierząt egzotycznych (czy stąd pochodzi nazwa?), trzymano w nim żyrafy,
słonie, antylopy, niedźwiedzie i wiele
innych unikalnych okazów. Podziwiały je wówczas takie sławy jak Dumas,
Offenbach, Berlioz czy Gautier. Czarne dni Ogrodu nastały w okresie oblężenia
Paryża w 1870 roku. Gdy sami mieszkańcy miasta musieli się żywić szczurami i
kotami, nie było mowy, aby było czym wykarmić
zwierzęta egzotyczne. Wówczas odstrzelone zostały między innymi
największe atrakcje, dwa słonie, Castor i Pollux, które wylądowały niedługo
później na stole najlepszej paryskiej restauracji.
Tym razem największe emocje wzbudza potężnych rozmiarów niedźwiedź oraz
niezliczona ilość ptactwa, brodzącego w przepływającym po ogrodzie strumyku. No
i niezliczona ilość zjeżdżalni, elektrycznych kolejek, trampolin…oraz spacery
na plecach wielbłąda.
Polecam Ogród Aklimatyzacyjny
wszystkim odwiedzającym Paryż z maluchami a zainteresowanym Japonią, jeszcze do
8 maja –obejrzeniem „Japońskiego Ogrodu”-najlepiej w piękny słoneczny dzień!
Udało mi się również dowiedzieć jak po japońsku pisze się
"Holly":
A dla turystow bez maluchow jest jeszcze ogrod japonski Albert-kahn w Boulogne-Billancourt ;)
OdpowiedzUsuńzyta
Ach, ach. Bardzo to wszystko piękne, aż chciałoby się wsiąść do pociągu, byle jakiego...
OdpowiedzUsuńZdjęcia robisz przepiękne. Holly po japońsku wygląda malowniczo i tajemniczo. Świetny pomysł na zaprezentowanie nam i tej wersji.
Niedźwiedź niebywale niedźwiedziowaty! a ogrodzenie wydaje się niewysokie (?)
Zbieram się do popracowania nad swoją stroną, by była choć podobnie piękna i wygodna do czytania. Może uda się któregoś dnia, bo strach przed 'przeciąganiem' ogarnia mnie okrutny. Nie ten talent i odwaga. Pozdrawiam.
Japonia i Paryż? Cudowne 2 w 1:))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zyto,
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie! Znam ogród Alberta Kahna i nawet kiedyś o nim pisałam na blogu-jest faktycznie przepiękny i na szczęście można go oglądać spokojnie, bez tłumu dzieci….
Ewo, tyle ochów i achów, że chyba się zarumienię, napisz coś krytycznego, błagam! Choć jeśli chodzi o niedźwiedzia, to się z Tobą całkowicie zgadzam-był niezwykle fotogeniczny!
OdpowiedzUsuńMidori,
OdpowiedzUsuńSporo ostatnio tej Japonii w Paryżu, na każdym kroku…ale przyznaję, że piękny koktajl!
Oj, to musiało być faktycznie tłoczno, niemniej ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńProszę bardzo holly:
OdpowiedzUsuń- lewy cudzysłów przy słowie "Ogród Japoński" został w poprzedniej linijce,
- ...przygląda nam się z zazdrością w oczach dziki tłum...ajajaj, cieszysz się małodusznie z uprzywilejowanej pozycji (bo ty już w ciuchci).
Czy wystarczy, abyś nie rumieniła się, podziwiana - czołowa europejska blogerko? :)
Ewo,
OdpowiedzUsuńOby los dał każdemu blogerowi takich czytelników jak Ty! Kajam się przed małodusznymi uczuciami, ale to była taka mała radość z dokonania dobrego wyboru! Gdyby nie ciuchcia, to przyszłoby nam stać chyba ponad godzinę na wejście...A wahaliśmy się! Pozdrawiam serdecznie!
Holly, nie mialam pojecia o tym Ogrodzie Japonskim :) a na Porte Maillot czesto bywam. Jesli pogoda dopisze, to moze wybiore sie tam z kolezanka, co do mnie z Polski przyjechala :)
OdpowiedzUsuńDziekuje w kazdym razie za inspiracje :)
Ewo jesteś cudowna, i nie wiem jak Ci dziekowac za płomień który zapaliłaś we mnie iskrzący fascynacją do Paryża i spowodowało to ze dziś z przyjaciółką zobaczylismy bilety za 200zł w dwie strony do Paryża i kupiłyśmy po przeczytaniu tego posta, i w czerwcu jstesmy w Paryżu i choć bez żadnych pieniedzy na nocleg ale z wielką fascynacją i miłoscią do tego miejsca :) jeszcze raz dziekuje.
OdpowiedzUsuńTez chciałam Ciebie prosic bys zerkneła na moje prace, zalezy mi na Twojej opini. Dziwne ze akurat na Twojej ale przywiązałam sie do Twojego bloga i chciałam dac Ci coś od siebie byś moze tez choc w małej czesci zainspirowała sie moimi obrazami jak ja Twoimi tekstami.
Pozdrawiam
Dziekuje
Happy Weekend !!
http://modocreauit.blogspot.com/
Spaery,
OdpowiedzUsuńA więc udanej wyprawy! Ogród japoński tylko do 8 maja a więc trzeba się pospieszyć...
@i believe…
OdpowiedzUsuńTo jesteście dziewczyny zupełnie szalone ! Życzę udanego pobytu, a gdybyście miały jeszcze jakieś pytania, to śmiało, jestem w Paryżu do końca czerwca, odpowiadam chętnie…
Serdecznie dziękuję za okazane mi zaufanie i pokazanie własnych prac! Bardzo mi się podobały, masz już własną kreskę, własny styl dość łatwo rozpoznawalny, a o to chyba dość trudno. Prace z "przeszłości” spokojniejsze, bardziej wyważone. Czy przewidujesz jakąś wystawę?
Wpis owszem interesujący, ale w komentarzu informacja - bomba!!! Jak to do końca czerwca???? Holly przecież Ty i Paryż to mariaż doskonały!! Mam nadzieję, że Twój mąż nie przeczyta tego ;)
OdpowiedzUsuńDroga Bee,
OdpowiedzUsuńNie, jeszcze nie wyjeżdżam, tylko w lipcu wyruszam w świat, czyli oczywiście niedaleko, bo na południe Francji, najpierw na festiwal w Avignonie, a później będziemy krążyć po okolicy. Jak też sobie nie wyobrażam wyjazdu z tego miasta...
Holly, niestety choroba mnie powalila, wiec nie dalam rady :/
OdpowiedzUsuńNa szczescie moglam o tym przeczytac i poogladac zdjecia u Ciebie :)
Uff, kamień z serca :)
OdpowiedzUsuń