foto

foto

piątek, 9 marca 2012

Doisneau i paryskie Hale


Gdy przed wieloma laty po raz pierwszy przyjechałam do Paryża, znajomi zabrali mnie do słynnych „Les Halles”, dumnie pokazując jakąś architektoniczną hybrydę wewnątrz której mieściło się centrum handlowe, kilka mniej lub bardziej modnych butików, kino, basen-słowem nic szczególnego. Z grzeczności nie pytałam, ale naprawdę nie wiedziałam co w tym miejscu wyjątkowego i co, tak naprawdę mam podziwiać.

Ostatnio zaglądałam w okolice Les Halles dosyć często, a to chcąc pokazać znajomym odwiedzającym Paryż dzielnicę „przyjemności ciała” -ulicę St. Denis i jej malownicze córy Koryntu albo Montorgeuil, gdzie pełno przewybornych restauracji o apetycznych nazwach takich jak Cielak, który ssie”, „Świńska nóżka” czy „Zielona kapusta”. Montorgeuil to ponoć nadal najbardziej „gastronomiczna” ulica Paryża. Wypatrzyłam też w kościele Sw. Eustachego witraże ufundowane przez producentów wędlin.

Ale z pewnością nigdy nie zdołałabym sobie wyobrazić czym były dla Paryża owe  „les Halles”, gdyby nie otwarta niedawno w miejskim ratuszu wystawa znakomitego francuskiego fotografa Roberta Doisneau.

Kilku słów o historii tego niezwykłego miejsca. Wiadomo, że paryskie targowisko istniało już w XVI wieku, gdyż właśnie tam miasto wyznaczyło przestrzeń na handel chlebem, jajkami, masłem i serami. Stąd też okoliczne ulice przyjmowały nazwy proponowanych na targu produktów: boczku, szewców, pościeli, starzyzny…


34, rue Montorgueil, Paryż 1953, Robert Doisneau

Ale modernizacją paryskiego targowiska zainteresował się dopiero Napoleon. W 1811 roku podpisał dekret, zezwalający na budowę potężnej hali. Projekt ten jednak upada wraz z Cesarzem i powraca  dopiero w 1851 roku, za Napoleona Bonaparte, który kładzie kamień węgielny pod budowę nowych hal. Z wielu powodów budowa zostaje wstrzymana i dopiero za Napoleona III baron Haussmann daje Baltardowi zadanie zaprojektowania nowych hal „z metalu i tylko z metalu”. Na dziesięciu hektarach stanie dziesięć pawilonów, których budowa zostanie zakończona w 1870 roku. W dwa lata później opisze je w „Brzuchu Paryża” Emil Zola. Są piękne, nowoczesne, z potężnymi piwnicami, oświetleniem i dostępem do wody. ”Kąpiąc się w promykach rozpoczynającego się dnia, kwadratowe, jednolite, objawiły się niczym nowoczesne maszyny, trudne do zmierzenia, rodzaj dymiących mechanizmów, niczym wrzący gar przygotowujący posiłek dla ludu, gigantyczny metalowy brzuch, zaśrubowany, nitowany, zrobiony z drewna, szkła i odlewu, o elegancji i sile silnika”-tak pisał w „Brzuchu Paryża” o nowych Halach Zola. 

Paryskie hale po wojnie, to tętniąca życiem dzielnica, niekoniecznie bezpieczna. Schronienie znajduje w nich również światek podziemny, kwitnie prostytucja. Życie toczy się tam dzień i noc.



Portret z papierosem, Paryż 1967, Robert Doisneau

Doisneau i paryskie hale to długa historia odwzajemnionej i tragicznej miłości. Miał 21 lat, gdy w roku 1933  po raz pierwszy wykonał pierwsze zdjęcie „Halles”. Ale ich kronikarzem w pełnym tego słowa znaczeniu stał się dopiero po wojnie.  W 1953 roku, zainstalował tam, jak mawiał, swoją „ pułapkę kłusownika” czyli spędzał dnie i noce krążąc gdzieś pomiędzy kościołem Sw. Eustachego i dwunastoma pawilonami Baltarda.
 Niewielu turystów trafia do miejsca, gdzie życie ujawnia się w całej swojej brutalności, ale Hale są miejscem, gdzie spotyka się cały Paryż, biedny i bogaty, wykwintny i pachnący prowincją. Doisneau ze swoim Relleiflexem 6X6 śledzi, obserwuje, podgląda. Fascynuje go, podobnie jak wielu innych fotografów z epoki, Kertesza, Brassaia, Cartier-Bressona i Ronisa- życie codzienne mieszkańców Paryża. Hale są tego życia kwintesencją.



Handlarka z Hal, Robert Doisneau

Wszyscy go doskonale znają, uważając za nieszkodliwego maniaka. Jest u siebie, krążąc wśród sprzedawców mięsa w zakrwawionych fartuchach, handlarzy kwiatów, warzyw, i ryb. Fascynuje go wczesno-poranny gwar, kłębiący się wokół straganów klienci. Te wizyty stały się z czasem coraz częstsze, przede wszystkim dlatego, że stało się jasne , że hale muszą zniknąć, że ich los jest już przesądzony a przenosiny do Rungis to tylko kwestia czasu.

To prawda, że dzielnica znajdowała się w katastrofalnej sytuacji sanitarnej. 50 proc. mieszkań nie miało dostępu do wody. W okolicznych domach tłoczyło się tysiące ludzi napływających z prowincji w poszukiwaniu lepszego życia. Znajdowali pracę w Halach, trudniej było o godne mieszkanie. Centrum miasta dusiło się pod natłokiem dowożących do nich żywność ciężarówek.  Nie mówiąc o szczurach…A Francja była potężnym, modelowym państwem w Europie-jego stolica musiała być czysta, sterylna. Hal należało się więc pozbyć jak najszybciej.

Doisneau, chociaż nigdy nie miał żadnych skłonności aktywisty, zaangażował się w ocalenie Hal. „Był chory z wściekłości”-wspominają znajomi. Ale świadomy, że nie da się ich ocalić, od lat 60-tych, systematycznie rozpoczął je dokumentować.


Plac budowy na miejscu byłych Hal, Paryż, lipiec 1974, Robert Doisneau

Wystawa jest opowieścią o tym, co artyście udało się utrwalić i zachować. Obrazy są to niezwykle, choć niewielkich rozmiarów i czarno-białe. Może powinny być na stale pokazywane tam, gdzie kiedyś były Hale? Gdy stoimy w godzinnej kolejce przed wejściem na wystawę, daje się wyczuć nostalgię za starym, nieistniejącym już dziś Paryżem. Za miastem, którego sercem i „brzuchem” była Hale.

12 komentarzy:

  1. Z dużą przyjemnością odwiedzam Les Halles w miastach w moim regionie,to niezwykłe handlowe miejsce, uwielbia robic zdjęcia obfitosci ryb, mięsiwa i warzyw.
    A w Paryzu, tez jak bylam pierwszy raz z corką, i szlysmy do Centrum Pompidou chyba?, to mijałam Halles, ale moja kuzynka, intelektualistka nie zachęcała mnie do odwiedzin tego miejsca, tylko do Pompidou kazała isc z 10-letnim dzieckiem. I pamietam, ze wtedy byla wystawa Magdaleny Abakanowicz/ 1995r/ Schody i winda w "rafinerii" jej sie podobały.Znaczy córce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ardiolo,
    Wyobrażam sobie, że targi w Twoich okolicach muszą być niezwykłe, pełne regionalynch specjałów, raj dla łakomczuchów i fotografów...Jeśli kuzynka intelektualistka, to pewnie podobnie jak wielu innych "lewicowych" opozycjonistów, mało przychylna nowemu zagospodarowaniu słynnego paryskiego targowiska. A "rafieneria"-jak piszesz- jeszcze się architektonicznie trzyma, nie starzeje tak szybko jak Forum Les Halles, które ostatnio znów przebudowują.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja uwielbiam twórczość Doisneau... szczególnie ludzkie twarze na jego zdjęciach, nie wiem, jak on to robi, że mogę patrzeć i patrzeć godzinami na jego portrety...

    OdpowiedzUsuń
  4. Co to dużo mówić, chyba na tym polega jego mistrzostwo! Przyznam Ci się, wydawało mi się, że widziałam już wszystko Doisneau, że mnie nie zaskoczy, a oglądałam tę wystawę o Les Halles jak zaczarowana, portret po portrecie, zdjęcie po zdjęciu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie opisane! Hale to paskudztwo, ciekawe co z tego wyjdzie po aktualnej przebudowie... Na wystawie jeszcze nie byłam, te kolejki mnie frustrują, aż czasu szkoda. Ale nie wątpię, że warto!

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba przyjść rano, tuż po otwarciu. I kolejka przesuwa się dość szybko, ale z zewnątrz wygląda imponująco, to prawda!

    OdpowiedzUsuń
  7. Paryż odnawia i odświeża się nieustannie. Zazdroszczę tej dynamiki paryżanom. Pewnie że żal, gdy giną symbole tożsamości miast, ale to nieunikniony i odwieczny proces.
    W mojej dzielnicy znikają nieustannie malownicze(choć zaniedbane) świadectwa minionych epok. Cierpię, ale i cieszę się na 'nowe'. Szkoda tylko, że nikt nie dokumentuje tych zmian z takim oddaniem i starannością jak R. Doisneau. Przydałoby się więcej 'dziwaków', tym bardziej, że dokumentowanie dzisiaj - zrobiło się łatwe, jak nigdy dotąd.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szkoda, że nie mieszkam we Wrocławiu, miałabym widzę pełne ręce roboty. Podczas mojego ostatniego pobytu, jak wiesz, zrobiłam sporo zdjęć. Gdy pokazałam je Wrocławianom mieszkającym w Paryżu nie uwierzysz, były one dla nich odkryciem! Na przykład zdjęcie tej sterczącej lokomotywy, czy też galeria sztuki nowoczesnej w bunkrze. Wrocław to się dopiero zmienia, Paryż przy nim wysiada!

    OdpowiedzUsuń
  9. Miód na duszę wrocławianki. Ja oglądam Paryż nieczęsto, zmiany więc widzę wyraźniej. Bywa, nie poznaję miejsca widzianego wielokroć. Tak więc zmienia się Paryż, zmienia...
    We Wrocławiu dzieje się wiele, szczególnie w porównaniu.
    Polska to nie Francja (pieniążki), Wrocław ma jedynie 700 tys. mieszkańców a nie 2 mln. I nie jest stolicą kraju.
    Jedyne czego bardzo brak, to te codzienne paryskie zmywarko-sprężarki pucujące każdy kącik. Ta 2 x dziennie tryskająca woda spłukująca pobocza szos. I zastępy 'pomarańczowych' w godzinkę rozprawiających się z najgorszym śmietnikiem po- imprezowym, targowym i każdym innym.
    Paryż nie wysiada, wierz mi. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Holly, bardzo ciekawy tekst. Nie przepadam raczej za Halami, wydaje mi się, że musi tam być dość niebezpiecznie. Poza tym jak wiele innych hali - np. Hala Mirowska w Warszawie - są dość brudne i nieświeżo pachną. Tym bardziej cieszę się, że poznałam ich historię i, że mogłam zobaczyć te niesamowite zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Katasiu,
    Jest jak najbardziej bezpiecznie, warto zajrzeć, ale raczej na sąsiadujące z nimi uliczki, na wielu z nich zachował się klimat dawnego Paryża. Polecam ulicę Montorgueil...to jest mój taki mały raj gastronomiczny...

    OdpowiedzUsuń
  12. Na mnie również centrum handlowe na Les Halles nie zrobiło dobrego wrażenia, ale Ty piszesz o starych Halach pięknie :)

    OdpowiedzUsuń