Hamburgery zdobywają serca Paryżan? Nikt mi oczywiście nie uwierzy, jeśli nie wyjaśnię o co chodzi. Otóż po mieście kursuje od niedawna modna, nowa restauracja na kółkach z hamburgerami w menu- „Le camion qui fume” czyli… dymiąca ciężarówka albo Food Truck- camion bouffe.
Amerykański koncept przeniosła na paryskie ulice Kristin Frederick z Kalifornii, z porządnym dyplomem francuskiej szkoły gastronomicznej w kieszeni. Cóż to takiego, owa tajemnicza ciężarówka w której jak, rozpisują sie facebook i tweeter, zjeść można najlepsze hamburgery w Paryżu?
Miejsce, w którym krążąca po Paryżu parysko-amerykańska gastronomia na kółkach przyrządza specjały, codziennie się zmienia, najpierw trzeba więc na Internecie sprawdzić gdzie. No właśnie…
Dziś to było Porte Maillot. Dotarłam na miejsce gdzieś około 13-stej. Kolejka spora, przede wszystkim młodzi ludzie, intelektualiści w wielkich okularach, młode małżeństwa z dziećmi. „Zostało tylko dziewięć hamburgerów”-krzyknęła szefowa do gigantycznej już kolejki, choć pozostało jeszcze z godzinę do zamknięcia a ogonek nadal się wydłużał...Widać było na twarzach wielu osób spore rozczarowanie, ktoś przypomniał, że jutro spotkanie na Quai Valmy w 19-stce…
Mnie się udało! Dostałam do ręki karteczkę z numerkiem, zapłaciłam 10 euro za hamburgera i frytki…pozostało już tylko cierpliwie czekać.
Ale kolejka posuwała się bardzo powoli…mały tłumek patrzył zahipnotyzowany w trzyosobową ekipę, której szefowała Kirsten. Cierpliwie, mimo mżącego deszczu, przeszywającego wiatru, czekaliśmy na swoją kolej obserwując podsmażanie boczku, podpiekanie chlebków, nakładanie gorącej cebulki…
Mój hamburger dostałam do rąk, zapakowany w torebkę, gdzieś około 14. 15. Byliśmy jednymi z ostatnich osób, które opuściły „dymiącą ciężarówkę”. Miałam mojemu hamburgerowi nawet zrobić zdjęcie, ale byłam już tak wygłodzona, że po prostu zapomniałam… nie wiem, czy kiedykolwiek przyszło mi tyle czasu czekać… Tak naprawdę, nie wiem czy sukces „dymiącej ciężarówki” to tylko pachnące, pyszne hamburgery, czy raczej sam pomysł, na facebooku ma ona już ponad trzy tysiace fanów! I amatorów amerykańskiego specjału przybywa!
Adres „dymiącej ciężarówki”znajdziecie tu
A nie słyszalaś angielskiego w kolejce? Mój Kim, jak widzi takie amerykańskie specjały, zawsze kupuje. Na Malcie jeździ taka mini- "nyska", po naszemu,z kiełbaskami z Milwaukee/ niemieckimi/ i on nie może się nigdy oprzeć.
OdpowiedzUsuńOczywiście , że słyszałam! W kolejce było sporo cudzoziemców. W końcu nie wszyscy muszą kochać francuskie ślimaki i ostrygi, a hamburgery były ponoć takie jak w Ameryce...Dodam tylko, że "szefowa" i jej pomocnicy mówią po angielsku, a w języku Woltera- z cudownym angielskim akcentem.
OdpowiedzUsuńNo to już nie wiem; hamburger za dyszkę, po przeszło godzinie czekania pod chmurką, przy paskudnej pogodzie. Czy to nadal hamburger czy... mroczny przedmiot pożądania?:)
OdpowiedzUsuńEwo,
OdpowiedzUsuńPo godzinie stania w kolejce w takich warunkach, to nawet chyba gdyby mi dali zdechłego kota przyprawionego ketchupem, to miałabym wrażenie, że to ambrozja! Czyżbym wpadła w pułapkę?
Holly, obawiam sie , ze niestety... wpadlas jak przyslowiowa sliwka w kompot, typowa konsumpcyjna pulapka... biedactwo ;)
OdpowiedzUsuńAle zarty na bok, jesli smakowalo, to najwazniejsze. Ja znowu w kwestii formalnej - Quai de Valmy to w "mojej" 10tce, to przeciez nabrzeze mojego Canal St. Martin a nie jakas tam 19tka!!! (tu zaplonelam slusznym oburzeniem w kompletnie nieistotnej sprawie :) )
Ale przeczytalam ze smakiem, mimo ze poczulam ten przenikliwy wiaterek po pleckach i obiecuje, ze w przyszlosci czesciej zajrze, teraz tak mi sie jakos sklada...
Pozdrawiam serdecznie,
Irez :)
Dziękuję za poprawkę! Oczywiście, że masz rację! Jutro „dymiąca ciążarówka“ będzie w „Point Ephémère“, nad kanałem St. Martin, a więc w dziesiątce, ale za stacją metra Jaures, dwieście metrów dalej zaczyna się już 19-stka, nieprawdaż? Mam tam w okolicy znajomych, dlatego nawet nie sprawdzałam precyzyjnie adresu. No i jeszcze jedno, klientela była bardzo „bobo“, taka z dziewiętnastki. Dla mnie nie jest to zjawisko kulinarne, ale socjologiczne. Zwróć uwagę, jakie niesamowite zainteresowanie budzi ono wśród młodych ludzi. Przemieszczanie się cieżarówki śledzi się na Tweeterze!
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, jeśli jesteś blisko, to może się skusisz, żeby temu zjawisku sie bliżej przyjrzeć?
No niestety nie dalam rady ale masz racje, ze to bardziej zjawisko socjologiczne, bo z kulinarnym to chyba ma niewiele wspolnego.
OdpowiedzUsuńOczywiscie za Jaures Canal St. Martin zmienia nazwe na Bassin de la Villette i to juz 19tka. To moj lokalny patriotyzm protestuje, wiec prosze o wyrozumialosc!
Chcialabym, zebys kiedys odwiedzila „Point Ephemere" (na terenie dawnej cementowni - o ile sie nie myle), stanowiaca swoista atrakcje, i niejako oddajaca klimat dziesiatki - mieszanina robotniczo-artystycznej abstrakcji. Cos wlasnie dla bobos, ktorzy stanowia teraz nieodlaczny element Kanalu - na calej jego rozciaglosci ;)
Pozdrawiam, Irez
Co do wartości gastronomicznej, to dziś rano, towarzysząca mi wczorajszej ekspedycji osoba, o dużo bardziej wyrafinowanym podniebieniu niż moje, ku wielkiemu zaskoczeniu nagle rzekła „Ale niesamowite były te wczorajsze hamburgery, nie sądzisz?” Tylko westchnęłam, mając jeszcze w pamięci chrupiący smak chlebka, świetnie wypieczonego mięska czy karmelowej cebulki…
OdpowiedzUsuńIrez, to niesamowite jak Paryżanie są przywiązani do swoich dzielnic. Popełniłam gafę-przepraszam, to tak jakbym powiedziała, że ulica Marszałkowska znajduje się w Moskwie, dostałabym podobne baty….
Dziękuję za podpowiedź-Point Ephemere wpiszę na listę moich planów wyprawowych!
Pozdrawiam serdecznie.
Ach dziewczyny (holly i irez) gdy tak sobie gwarzycie gdzie zaczyna się i kończy kolejny paryski ślimaczy zwój, łezki mi się kręcą. Tyle lat wsiadałam na Joures, spacerowałam wzdłuż kanałów nie bacząc - Canal czy Bassin.
OdpowiedzUsuńNawet hamburger by mi teraz przeszedł (choć nie pamiętam czy choć jednego w życiu zjadłam) byle w Paryżu.
Ewo,
OdpowiedzUsuńCzeka Cię pewnie jeszcze niejeden spacer wzdłuż kanałów , trzeba może tylko jeszcze zaczekać do wiosny…
Holly, widzę, że kolejka, facebook, twitter, bobo, ale... czy smakowało? :) Mnie przez godzinę nie chciałoby się chyba czekać nawet na obiad od Paula Bocuse, ale najwyraźniej brakuje mi Twojego reporterskiego zacięcia ;)
OdpowiedzUsuńKatasiu,
OdpowiedzUsuńTo nie zacięcie reporterskie, to łakomstwo! Ale gwarantuję Ci, że nie żałowałam...