foto

foto

wtorek, 10 stycznia 2012

Francuzi i "Niedotykalni"

Francuzi po prostu nie cierpią kina społecznego  Kino musi przede wszystkim bawić, być łatwe, lekkie, finezyjne. Żadnych horrorów, obrazów biedy, i jak najwięcej obrazów miłych dla oka. A sprawy poważniejsze, bezrobocie, choroby, nieszczęścia? Te też daje się łatwo przerobić w dobrą komedię, zjadliwą satyrę, w łatwą do konsumpcji rozrywkę. Czy ktoś się ze mną nie zgadza?

Od kilku tygodni furorę robi we Francji film „Intouchables”, czyli  „Niedotykalni”. Obejrzało go już 15 mln widzów. To absolutny rekord.

Akcja filmu rozpoczyna się w poczekalni jednego z luksusowych pałaców-hoteli jakich pełno w kilku paryskich dzielnicach. Na rozmowę kwalifikacyjną czekają  kandydaci na opiekuna do sparaliżowanego od stóp do szyi francuskiego arystokraty. Z zawodu pielęgniarze, intelektualiści bez pracy-jednym słowem śmietanka białych bezrobotnych. Wśród nich, chyba zupełnie przypadkiem, czeka duży, dobrze zbudowany, przystojny murzyn. On z góry wie, że o takiej pracy, nie ma nawet co marzyć. Nikt mu jej nie da. I dzielnica z której pochodzi nie taka, i w jego życiorysie za wiele czarnych plam. Ale, aby otrzymać swój zasiłek dla bezrobotnych, potrzebny mu jest podpis, że pracy, mimo starań, nie otrzymał. I w ten sposób otrzyma swoje prawo do zasiłku.

 I nagle, niczym w bajce o Kopciuszku, królewicz-czyli obserwujący przepytywanych kandydatów arystokrata, zwraca uwagę na biednego, prostego, ale przystojnego murzyna, który choć mówi podparyskim slangiem i niewiele ze świata w którym się znalazł rozumie, to jednak, aby nosić, przenosić, myć i przewijać chyba się nadaje…

Między dwoma panami zawiązuje się dość silna więź, może dlatego, że Philippe ma sporo pieniędzy, a Driss nie mając żadnych przesądów,  w tym wydawaniu wspaniale mu pomaga, spełniając wszystkie jego szaleństwa, traktując swojego pracodawcę jak normalnego człowieka, nie przywiązując wagi do form obowiązujących wśród francuskiej wyższej klasy.

Zabawa jest świetna, mnóstwo dowcipnych dialogów, pomysłów godnych scenarzystów z najwyższej półki. Film się podoba, i to jak! Chociaż ten sen dla ubogiego mężczyzny z przedmieścia się kończy. Driss powraca do swojego środowiska bezrobotnych, handlarzy narkotykami, włóczącymi się bez nadziei na przyszłość mieszkańców paryskich przedmieść… Do przyszywanej matki, sprzątaczki. Tam jest u siebie, to jego świat.

Francuzi kochają ten film, bo pokazuje, że te dwa światy, bogatych paryskich dzielnic i nędznych, żyjących na zasiłkach  przemieść mogą jeszcze się ze sobą porozumieć, że potrafią razem żyć i śmiać się. Główne postaci grają znani i lubiani aktorzy, Francois Cluset (znakomity) i Omar Sy (energizujący). Ot taki dobry film propagandowy, niczego nie burzy, nikogo nie buntuje. Nie ma w nim nic na temat tego,  że na przedmieściach jest ponad 40 proc. bezrobotnych, że tam urodzeni nie mają żadnych szans na poprawę swojego losu. Ani oni, ani ich dzieci. Wiem, nie o tym miał być film.   

31 komentarzy:

  1. goraca10.1.12

    holly, popatrz, a ja wlasnie przed chwila narzekalam kolezance przez telefon, ze musze w koncu znalezc jakis wesoly francuski film, bo ostatnio co ogladam po francusku to bieda, choroba, wykluczenie spoleczne i nieszczescie (przez ostatnie 2 tygodnie w ramach intensywnego szkolenia jezyka obejrzalam m.in. "Polisse", "La guerre est declarée", "Un prophète", "Elle s'appelait Sarah"i po raz kolejny moj kultowy od lat "La Haine"). Po czym przeczytalam pierwszy paragraf tego wpisu... Widocznie mamy innego dystrybutora ;-) (choc przyznaje tez, ze ja francuskich komedii czesto celowo unikam - jakos mnie nie smiesza tak, jak inne...)

    Ale na "Les Intouchables" zrobilas mi wielki apetyt, zwlaszcza, ze jestes nie pierwsza osoba, ktorej sie on tak bardzo podobal :-) No i w koncu moze (moze!) sie nie poplacze po raz kolejny (przy wszystkich powyzszych ryczalam jak bobr ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam wszystkie polecane przez Ciebie filmy. "Polisse" nawet dwa razy. Po prostu nie potrafiłam oderwać oczu od ekranu. Ten film przyciąga mnie jak magnez a później rozkłada na emocjonalne łopatki...

      Usuń
  2. W zupelnosci sie zgadzam! Zabawa swietna, dialogi dopracowane, humor niebanalny. Duzy plus za sprytne przemycenie francuskim masom "niewygodnego" tematu. (Chociaz kwestia "problematycznych" przedmiesc, tozsamosci, "burek" itp, ostatnio cos we Francji przycichla). Moim zdaniem do historii kina ten film raczej nie przejdzie. Pozdrawiam z rue Eugène-Millon:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ... nie przejdzie, bo brak mu "tego czegos". Po prostu dobra komedia i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy16.5.12

      Tak faktycznie być kaleką i biednym murzynem,ubaw po pachy ! Zapraszam do kina ponownie i myšleć przy oglądaniu:)

      Usuń
  4. To moi Francuzi sa chyba jacys nie-tacy, bo nikt nie chce ze mna obejrzec tego filmu... Moj Pe nie potrafi przegryzc lekkich komedii, wczoraj zaserwowalam mu irlandzkie, lekkie "Waking Ned" , w polowie nie mogl juz wytrzymac i zmienilismy na "Martha Marcy May Marlene" (ktory polecam!). Chyba jednak musze obejrzec teb film bo kazdy o nim tak mowi. Poza tym uwielbiam F. Cluzet, a z filmow z jego udzialem polecam bardzo "A l'origine" oparte na faktach autentycznych. nie moglam uwierzyc, ze komus naprawde udalo sie tego dokonac...

    OdpowiedzUsuń
  5. Gorąca,
    A ja z kolei oglądałam ostatnio same komedie: Ma part du gâteau, Les Femmes du 6e étage, Les petits mouchoirs, Potiche, Tout ce qui brille...cieszą się więc, że podpowiedziałaś mi kilka ambitniejszych tytułów. Gratuluję wytrwałości w nauce francuskiego, brawo! Następnym razem, gdy się spotkamy, to pewnie będziemy rozmawiały już tylko po francusku!
    Intouchables, to nie jest wielki film, ale jako lekka, sympatyczna komedia warta obejrzenia. Poprawi Ci się humor, obiecuję!

    OdpowiedzUsuń
  6. Igo,
    Ale takie przemycenie tego, jak piszesz "niewygodnego tematu" publiczności kinowej się podoba. Może woli, żeby problemy zamiatać pod dywan, nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  7. no wlasnie takie mmialam wrazenie...(z tym zamiataniem tematow pod dywan). Choc trzeba przyznac, ze to przeciez komedia, a ten gatunek swoje prawa ma. Ok, moze nie jest to jakis wielki film, ale ruszyc sie do kina i posmiac warto:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki Holly, za tę recenzję, ciekawe, czy Niedotykalni znajdą dystrybutora w Polsce. Pewnie tak... Mam wrażenie (być może mylne), że francuskie kino w ślad za hollywoodzkim popada w skrajności, powstają głównie komedie albo filmy bardzo brutalne. A mnie brakuje kina środka, cudownie przegadanych, obyczajowych, psychologicznych filmów, jakie robił Eric Rohmer, czegoś w rodzaju Pięknej złośnicy albo Serca jak lód. Ach... rozmarzyłam się :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na Francuzach Pani Dobrodziejko, to ja nie znam się wcale. Jednak popieram ich zbiorowy gust do komedii, szczególnie przyzwoicie zrobionych. Świat zrobił się jakiś taki'trudny' (przynajmniej moje oko taki wychwytuje). Chętnie więc dała bym oku odpocząć, głowę zostawiając na okazje - gdy okaże się konieczna.
    Rozchmurz się "pozytywistko", filmy i ich twórcy raczej nie naprawią świata (!?). Nam natomiast, zwykłym zjadaczom produkcji filmowych, mogą poprawić humor i pozwolić zaprezentować osiągnięcia stomatologii :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Monya,
    "Waking ned" to jeden z moich ulubionych filmów, po prostu genialna komedia! Cieszę się, że mi o niej przypomniałaś. Za Cluzet jakoś specjalnie nie przepadałam, ale w tym filmie jest przeuroczy, warto! Postaram się więc obejrzeć "A l'origine", dziękuję za podpowiedź. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Bee,
    Uświadomiłaś mi, że mam dziury, Rohmera zupełnie nie znam, postaram się nadrobić braki, bo z tego co piszesz, chyba warto! Wczoraj widziałam mniej komediowy, w gruncie rzeczy bardzo piękny, kobiecy film "Louise Widmer", ale nie wiem czy by Ci się spodobał...Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ewo Droga,
    Oj znasz sie, znasz! Te szampany, i krewetki i wina i serki... francuskie wyrafinowanie nie jest Ci przecież obce, nieprawdaż?! Francuskie komedie kocham, mogę je oglądać 24 godziny na dobę, ale niech mi niczego nie udają! Niech nie udają, że poruszają jakieś problemy społeczne, bo do francuskiego salonu wpuszczają kogoś o innym kolorze skóry( Historia oparta na faktach autentycznych, ale chyba aż tak rzadka, że aż zrobiono z tego film!). Mogę i pokazuję wszystkie osiągnięcia sztuki stomatologicznej na komediach francuskich z Thierry Lhermittem czy Gérardem Jugnot, nie będę nawet podawała tytułów, bo jest ich sporo...Ale zgadzam się z Tobą, trzeba się śmiać, znam osoby, które chodzą tylko na komedie. Czemu nie? Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Holly, poczytałam odrobinę na temat "Louise" i coś mi się widzi, że to będzie właśnie kino, jakie lubię, przynajmniej jeśli chodzi o tematykę, co do realizacji muszę się przekonać na własne oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja lubię oglądać filmy francuskie z Francuzami, najczęściej w domu, bo mi tło kulturowe tłumaczą i wszystko inne, czego np nie rozumiem. I tez uwielbiam rozintelektualizowane albo takie teatralne kino francuskie, gdy ciągle filozofują o zyciu, jedząc i pijąc. Pamietam jakie wrazenie zrobil na mnie film Boxes Jane Birkin, z jej udzialem przed projekcją, albo Herbes folles starego Resnais, tez o Serge`u Gainsbourg. I kiedy Francuzi duzo mi komentowali / po angielsku/, to było szczegolne wrazenie. Ja nie jestem jeszcze zaawansowana w jezyku. A film proponowany przez Ciebie pewnie sobie obejrze, jak wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bee,
    Fim jest grany w kinie Balzac, tuż przy Polach Elizejskich, bardzo jestem ciekawa Twojej opinii, jeśli uda ci się go obejrzeć, to daj znać.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ardiolo,
    Polecam komedie! Swietny sposób na naukę francuskiego i chyba w są nawet zrozumiałe jeśli nie wlada się tym językiem za dobrze. Pamiętam, że gdy mój francuski był jeszcze w powijakach, trafiłam wieczorem na "Pere Noel est une ordure"-niewiele rozumiałam, ale płakałam ze śmiechu. Dziś rozumiem, i za każdym razem mam taką samą reakcję jak przed laty. To trochę taki mój francuski "Rejs". Ale na przykład "Le dinner de cons" to też majstersztyk. Polecam!

    OdpowiedzUsuń
  17. Holly, ja myślałam o tym zupełnie inaczej - Francuzi tak lubią kinos społeczne, że nawet francuskie komedie muszą być społeczne. A prawdziwym happy endem filmu (który powstał zresztą w oparciu o prawdziwą historię) jest dla mnie scena, w której Idrissa znajduje pracę jako kurier - jak najbardziej realistyczna.

    Podpisuję się pod słowami Bee, "Serce jak lód" to cudowny film! Choć współczesne francuskie filmy, które nie boją się wyjść na ulicę - jak na przykład "Polisse" - również mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
  18. Katasiu,
    Muszę chyba obejrzeć kilka polecanych przez was filmów kina tzw. "społecznego", o których wspominacie, bo mam wrażenie, że coś mnie ominęło. Nie wiem jak rozumiesz kino społeczne, ale dla mnie na pewno nie ma w nim za wiele do śmiechu. Francuskie kino społeczne? Przychodzi mi do głowy znakomita "Lekcja"(Entre les murs-Laurent Cantet) a z polskich widzianych ostatnio obrazów na przykład "Galerianki". Dziękuję za "Polisse"-wybieram się jutro!

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy14.1.12

    Bardzo dobry film, ogladalm w wersji niemieckiej, tu tez sie bardzo spodobal!Nie zgadzam sie jednak z tym zdaniem:"Chociaż ten sen dla ubogiego mężczyzny z przedmieścia się kończy. Driss powraca do swojego środowiska bezrobotnych"trzeba bylo zostac do napisow koncowych...mozna bylo przeczytac, ze ten prawdziwy Driss zalozyl wlasna firme, i rodzine, zone i troje dzieci, a Philippe ozenil sie i ma dwie corkiFilm polecam!

    OdpowiedzUsuń
  20. Zostałam do końca, czytałam napisy końcowe i znam historie. Ale ten film tak naprawdę urywa sie, gdy Driss musi wrócić do swoich i zrobić porzadek z własnym bratem. Philippe rozstaje się z nim serdecznie, ale to tak jakby jego rola się skończyła, jakby nagle przestał być potrzebny. I wtedy, co było wyraźnie pokazane na filmie, wraca do środowiska bezrobotnych. Czy dodanie informacji , że pierwowzór Drissa założył firmę dom i rodzinę, to nie jest trochę na siłę dopisywanie happy endu? Żeby bajka o Kopciuszku sie dobrze skończyła?

    OdpowiedzUsuń
  21. Anonimowy16.1.12

    przeciez to film na faktach, a takie sa fakty, z happy endem...cos lubisz polemizowac ;) czy to zle, ze od czasu do czasu historia sie dobrze konczy?Mnie sie film podoba, w koncu jakas odmiana od glupkowatych komedii i zlanych krwia filmow akcji...nie co miesiac graja w kinach cos dobrego...teraz czekam na Muppet Show ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Anonimowy16.1.12

    "I wtedy, co było wyraźnie pokazane na filmie, wraca do środowiska bezrobotnych. "-co prawda wrocil, ale juz jako inny Driss, silniejszy, pomogl bratu, znalazl w sobie sily, by odbudowac nic porozumienia z ciotka, oddal jajo...dla mnie to happy end.

    OdpowiedzUsuń
  23. goraca17.1.12

    holly, a ja z kolei dziekuje za polecenie pozycji lzejszych - zwlaszcza, ze mocno mi teraz potrzeba humoropoprawiaczy ;) A z francuskim walcze ostro, oj tak - choc mam wielka nadzieje, ze nasze nastepne spotkanie nastapi zanim opanuje ten jezyk do perfekcji ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. Anonimowy27.2.12

    Film jest super, na faktach. I zaden sen dla nikogo sie nie konczy, panowie nadal sa przyjaciolmi. A i w filmie opiekun arystokraty powraca zeby mu pomoc po raz drugi. Polecam!! Lekki, zabawny, na koncu kreci sie lezka...:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Wczoraj reklamowano go w TVP Kultura, jako komercyjny, ale wartościowy, co ostatnio jest nie do pogodzenia w filmie, podobno. Mam ogromna ochotę go obejrzeć. :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Anonimowy13.4.12

    NIETYKALNI a nie NIEDOTYKALNI

    OdpowiedzUsuń
  27. Anonimowy13.4.12

    DINER !! a nie DINNER!

    OdpowiedzUsuń
  28. Myślę, że należy się jednak kilka słów wyjaśnienia dlaczego "Niedotykalni" a nie "Nietykalni". Przede wszystkim widziałam ten film oraz dokonałam tłumaczenia tytułu zanim jeszcze wszedł on na polskie ekrany. Ja też się zawahałam, byłoby przecież prościej, ale jednak zdecydowałam się na "Niedotykalni" z tej prostej przyczyny, że w filmie nie chodzi przecież o "nietykanie" kogoś, ale jest wyraźna aluzja do indyjskiej kasty "niedotykalnych" do której należy Driss z racji urodzenia a Philipe z powodu kalectwa, nikt nie chce go już traktować "normalnie"-jest człowiekiem sparaliżowanym, a więc pozostało mu żyć na marginesie społeczeństwa. Stąd moim zdaniem tytuł francuski. Skądinąd w języku francuskim rozróżnienia miedzy "tykalnością" i dotykalnością nie ma, używa się słowa "intouchables", u nas jednak jest i indyjskie kasty pariasów-Dalitów nazywa się "niedotykalnymi". Nie jestem natomiast odpowiedzialna za polskie tłumaczenie, albo tłumacz jest słaby i nie zna francuskiego albo nie widział filmu, albo wybrał łatwiejsze dla reklamy , ale przekłamane rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  29. Clevera
    Dla mnie tylko komercyjny, niestety...

    OdpowiedzUsuń