Najważniejszy w życiu jest czas bezinteresownie poświęcony drugiej osobie. Miałam wielkie szczęście w dzieciństwie mieć taką osobę blisko mnie, był nią mój ojciec. Spędzałam z nim każdą wolną chwilę wywołując nocami zdjęcia, grając na fortepianie, jeżdżąc na łyżwach, reperując samochody czy majsterkując. Taki czas spędzony razem buduje i daje na całe życie wiarę w siebie. A ponieważ tak jak nie sposób jest oddzielić sztukę od swojego własnego życia, tak samo nie sposób oglądanych dzieł sztuki czy filmów analizować nie myśląc o własnych doświadczeniach.
„Lęk wysokości” Bartosza Konopki, który przedwczoraj obejrzałam na paryskim festiwalu Kinopolska zadedykowany jest „tacie” i oparty na osobistym doświadczeniu realizatora, który przez dwanaście lat zmagał się z chorobą psychiczną ojca. Ale jest pięknym, uniwersalnym, niezwykle wzruszającym obrazem szukania wzajemnej relacji, walki syna o utrzymanie kontaktu z „uciekającym mu” ojcem.
Film rozpoczyna się sceną, w której syn szpera po mieszkaniu ojca, brudnym, zapuszczonym, nie sprzątanym od wielu lat. Wszędzie walają się tony książek, gazet i śmieci. Czołowe miejsce zajmuje w tej przestrzeni telewizor, do sufitu przymocowane są dziesiątki pilotów, które dyndają na długaśnych sznurkach. Ojciec trafił do szpitala psychiatrycznego gdzieś daleko od Warszawy. Gdy syn zjawia się tam, żeby go odwiedzić, ten nie chce nawet z nim rozmawiać, prosi tylko o przyniesienie mu pary skarpetek „Tylko tyle?”-pyta syn.
Syn jest telewizyjną gwiazdą, nowoczesnym polskim człowiekiem sukcesu mieszkającym na nowo zbudowanym luksusowym osiedlu, z piękną żoną. Ojciec, człowiekiem przegranym, który utracił chęć do życia, który nie potrafi się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć.
Właściwie to od samego początku zastanawiałam się, co się stało, jakie były źródła jego choroby, jego „odstawania”. I właściwie nie musiałam zbyt długo szukać. Bartosz Konopka zrobił wspaniały film o ogromnej przepaści, pomiędzy młodym, ultra dynamicznym, pracującym na swój sukces, dobrze zarabiającym pokoleniem a generacją ich rodziców, żyjących często na finansowym i życiowym marginesie, pokiereszowanych życiem, połamanych doświadczeniami. Nie tylko o chorobie.
Trudno powiedzieć w którym momencie życie ojca Tomka załamało się, mamy na to kilka śladów-zdradzająca żona, rozpad rodziny…ale to tylko tyle. Bartosz Konopka nie wpadł w pułapkę opowiadania o polskiej historii ostatnich lat i chyba lepiej.
Na kilku filmach nagranych w dzieciństwie Tomka widzimy jak ojciec się nim zajmuje, jak razem wspinają się po górach, spędzają razem czas. I dla mnie, to właśnie te szczęśliwe chwile z dzieciństwa, powodują, że Tomek nie kapituluje przed wszystkimi trudnościami, jakie nie tylko tkwią w nim samym, ale które również na każdym kroku robi mu ojciec, który ucieka z psychiatryka, podpala mieszkanie sąsiadów, barykaduje się, nie mówi…Syn szuka klucza i w końcu, po wielu chaotycznych próbach udaje mu się z nim znaleźć, choćby na jakiś czas, porozumienie.
Jest w tym filmie scena, w której syn przypadkowo włącza jedną, spośród setek nagranych przez ojca, kaset wideo. Na ekranie telewizora widać nagle jego własną telewizyjną twarz. Czy ojciec, pozornie obojętny na to, co działo się z synem nagrywał wszystkie jego reportaże?
Po projekcji odbyła się pasjonująca dyskusja z reżyserem filmu Bartoszem Konopką. W Paryżu rozpoczyna się międzynarodowa kariera tego filmu, tu we Francji ma siedzibę dystrybutor. Życzę mu wielu sukcesów, jest lepszy od dziesiątek obrazów, które miałam okazję ostatnio oglądać (między innymi od potwornie nudnej i schematycznej „Rzeźni” Polańskiego. Trzymam kciuki za "Lęk wysokości"!
Przygnebiajacy film. Pisalam do ciebie historie mojej kolezanki o podobnym wydzwieku, ale cos zle nacisnelam i wszystko zniklo.Reasumując, to zycie pisze takie ponure scenariusze.
OdpowiedzUsuńOpisze innym razem.
Brzmi interesująco, mimo, że z opisu wynika,iż film niełatwy. Ale nasze życie też nie jest łatwe. Chyba każdy (wielu) z nas zna takie historie ze swojego podwórka, choć może nie tak skrajne.
OdpowiedzUsuńholly, coś się dzieje z publikacją komentarzy. Napisałam, wyświetliło, nie ma!
OdpowiedzUsuńJeśli pamięć nie zawodzi napiłam po 1: o potraktowanej przez ciebie lekko zabawie z aparatem fotograficznym. "Pola Elizejskie...", docenili ją internauci, co widać po lewej stronie.
2: Filmowi ja również życzę powodzenia. M.in. dlatego, że weszłam już w wiek w którym zdrowie rodziców, to żywotna sprawa.
Pięknie piszesz o Tacie, pozdrawiam.
Ardiolo,
OdpowiedzUsuńNa pewno trudny, smutny, ale tak jak piszesz, samo życie.
Sprawdzę, czy moje komentarze będą również znikać, ale podejrzewam, że to wina "podglądu"...
Czytając opis, miałam wrażanie że już gdzieś taką historię słyszałam. I przypomniało mi się że swego czasu było głośno o pewnym znanym prezenterze którego matka żyje w ...hm.. niezbyt komfortowych warunkach.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy ta historia była inspiracją do stworzenia takiego scenariusza.
Trudny i smutny temat tak naprawdę. Obyśmy nie często byli świadkami takich sytuacji.
Pozdrawiam
Ewo,
OdpowiedzUsuńJest mi przykro, że masz kłopoty z publikacją komentarzy, nie wiem, mam nadzieję, że to tylko przejściowy problem. A wracając do filmu i do taty, to może też kiedyś uda mi się coś mu zadedykować, bardzo chciałabym...
Modeliste,
OdpowiedzUsuńNie, jest to historia zainspirowana trwającą przez 12 lat chorobą ojca reżysera filmu, Bartosza Konopki. Sporo na ten temat mówił na spotkaniu po projekcji i w filmie korzystał z tych, bardzo przykrych doświadczeń. A swoją drogą przypomniałaś mi historią znajomego prezentera telewizyjnego, którego matka popełniła samobójstwo wyskakując oknem...
No tak... Napisałaś przecież ze to historia zadedykowana ojcu, oparta na osobistym doświadczeniu realizatora.
OdpowiedzUsuń-Tak to jest jak się pracuje na jednym oknie monitora a podczytuje na drugim :)
Tak czy inaczej..jak widać niemal każdy z nas słyszał bądź też spotkał się z taką sytuacją osobiście. Smutne.
Chętnie obejrzę film, jednak chyba dopiero po świętach. Teraz jestem na etapie wypierania trudnych tematów ze świadomości.
Oczekuję świąt!
Ściskam!
Holly, dołączam do zaciśniętych kciuków w sprawie filmu Konopki.
OdpowiedzUsuńWidziałam latem na wrocławskim festiwalu. Ale do kinowej dystrybucji film jeszcze nie wszedł (w Polsce).
Świetnie ujęłaś tę przepaść pokoleniową (stymulowaną przez świat) i to, że nie ma na nią ratunku innego jak miłość. Nie wystarczy poczucie obowiązku czy wstyd przed sąsiadami. Wszystko zdaje się nas z tego uwalniać. Ale te chwile, dawno temu przeżyte, gdy coś nas z sobą łączyło (bezinteresownie dawana bliskość) mogą zaprocentować.
Film, na który czekam, by zobaczyć go ponownie. Genialny tandem aktorów (Stroiński i Dorociński). Po seansie i ja miałam okazję słuchać rozmowy z twórcami. Interesujące było to przełożenie tematu na osobistą ranę, a zarazem wychodzenie poza wyłącznie osobistą historią. Pamiętam, jak reżyser podawał kilka wariantów zakończenia. Wybrał chyba najlepszy. Scena klamrowa (na początku niejasna, później wzruszająca)-ten pośpiech Tomka, to że już nie zdążył, choć jednak nie przegapił najważniejszego. bardzo dobre.
Pozdrawiam!
Tamaryszku,
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za te kilka słów. Przeczytałam Twoją recenzję z tego filmu (podobnie jak z pozostałych, które widziałam na festiwalu KinoPolska w Paryżu) i jedno zdanie Bartosza Konopki, które zacytowałaś wydaje mi się szczególnie piękne, pozwolę sobie więc je przytoczyć: "„Bo to jest tak naprawdę film o miłości. A gdy się kogoś kocha, to się nie oblicza, czy warto. Chodzi się za nim i podaje mu rękę.” Pozdrawiam