Indie zadomowiły się w moim życiu dawno temu. Zaczęło się od teatru Grotowskiego i jego inspiracji Indiami, bez których chyba nie dokonałaby się największa w historii teatru XX wieku rewolucja. Później nadarzyła się okazja, aby na własne oczy zobaczyć hinduski teatr. Do dzis pamiętam szok, jaki przeżyłam przyglądajac się mimice aktorów teatru Kathakala Kala Kendram z Kerali.
Analizowałam zaczarowana barwne stroje i twarze aktorów, prawie niewidoczne pod grubymi warstwami szminki. Wsłuchiwałam się w egzotykę obcej, ale fascynującej kultury mając świadomość, że z tej inności moglibyśmy czerpać pełnymi garściami. I faktycznie, wiele lat później indyjska epopeję- « Mahabharatę » zeuropeizował Peter Brook, i stała się ona moim następnym etapem w poznawaniu Indii. Wreszcie nadeszła fascynacja kuchnią, wyszukiwania tajemniczych przypraw : kardamonu, kurkumy, kolendry, ziarnek cebuli i musztardy, uczyłam się odróżniać rogan josh od kormy…Później przyszedł czas na fascynacje Gandhim i na kolorowe szale z Pashminy i przyjaźń z młoda artystką, która w Indiach szukała inspiracji i której kilka prac do dziś zdobi moje mieszkanie. I wreszcie spotkanie z Hindusem, który pasjonująco opowiadał o dzieciństwie spędzonym w Kaszmirze i balety Bejarta, którego szkoła do dziś nosi nazwę Mudra i którego wiele przedstawień było zainspirowanych indyjską sztuką tańca. Tak więc, choć nigdy w Indiach nie byłam, mam do tego kraju sporo sentymentu, pomieszanego, nie ukrywam, z fascynacją.
Otwarta przed kilkoma dniami w paryskim Centrum Pompidou mocno nagłośniona wystawa „Paryż-Delhi-Bombaj” dotycząca współczesnych Indii miała mi pokazać jaki jest tak naprawdę ten kraj dziś, po dwadziestu latach od wybuchu gospodarczego boomu. Prace nad przygotowaniem tej wystawy rozpoczęto już w 2007 roku. Do współpracy zaproszono pięćdziesięciu artystów z Francji i Indii. Francuzi mieli przedstawić swoja wizję tego kraju, artyści hinduscy opowiedzieć wszystkimi dostępnymi środkami o swojej. Miał to być rodzaj„spojrzenia skrzyżowanego” na drugi, największy pod względem ludności kraj na świecie i największą na naszym globie demokrację. Jak to zrobili? Jak im się to udało?-spróbuje w kilku zdaniach napisać.
Gdybym miała wymienić kilka tematów wiodących tej wystawy to powiedziałabym, że są to:
życie w slumsach, problemy z zanieczyszczeniem środowiska naturalnego, problemy społeczne takie jak zmuszanie do małżeństw kilkunastoletnich dziewczynek, a jednocześnie aborcja dokonywana przez kobiety na zarodkach płci żeńskiej, niska pozycja społeczna kobiet, nietolerancja wobec homoseksualistów i tzw. „trzeciej płci”, społeczeństwo kastowe.
Jest to jeden z pierwszych obrazów które rzucają nam się w oczy. Ściana kabli, komputerowych myszek i klawiatur, odpadów elektronicznych , którymi Krishnaraj Chonat, zdecydowała się przekazać ostrzeżenie wobec społeczeństw zachodnich, często traktujących Indie jako kraj w którym można umieszczać własne odpady. Indie to nie śmietnik a przecież elektroniczny szmelc, który wisi na ścianie Centrum Pompidou został przywieziony do Indii z Europy, aby po „rozbrojeniu” przez hinduskich robotników, wykonujących prace toksyczną i mało użyteczną- niby mógł służyć. Ale czy rzeczywiście służy czy też po prostu w ten sposób Zachód pozbywa się własnych śmieci?
Z kolei Hema Upadhyay buduje swój „korytarz niczym w slumsie” inspirując się dzielnicą Dharavi, największą dzielnicą dla ubogich w całej Azji usytuowaną w Bombaju, dokąd przybywają migranci w poszukiwaniu lepszych warunków życia. To rodzaj zbudowanego w pozycji pionowej gigantycznego slumsu, co prawda w miniaturze i kolorze, ale z materiałów odzyskanych w wyniku rekuperacji. Z jednej strony ten korytarz ma w nas wywołać uczucie ciasnoty a z drugiej, jest to rodzaj szacunku dla ludzi, którzy mimo tak ekstremalnych warunków potrafią sobie zorganizować życie.
Francuski fotograf Alain Bublex zainteresował się maestrią w „sztuce radzenia sobie” fotografując budynki Delhi obwieszone kilogramami kabli, połączeń elektrycznych i przewodów wiszących byle jak i byle gdzie, chyba mało bezpiecznych, ale za to jakoś dziwnym trafem funkcjonujących…
Stosunkowo mało jest na wystawie religii, a może nawet nie ma jej wcale, z wyjątkiem może pięknego czerwonego naszyjnika z…no właśnie wydawałoby się kwiatów, tyle że Sunil Gawde, tę tradycyjną hinduską ozdobę wykonała nie ze kwiatów, ale z pomalowanych na czerwono żyletek czyniąc aluzje do zamordowanego w 1991 roku premiera Indii Rajiva Gandhiego bombą ukrytą właśnie w takim pięknym naszyjniku. Ta praca przypomina również o tym, że wojny religijne, nie tylko z Pakistanem o Kaszmir, trwają. „Proszę nie dotykać”-tytuł jaki nosi ta praca, to też często powracający w sztuce lejtmotyw, że to, co widzimy, często różni się od tego czym jest naprawdę…
Wspomnę jeszcze o znaczącym miejscu jakie na tej wystawie poświecono tzw. hijras” czyli trzeciej płci”, chodzi tu o wszelkiego rodzaju, jak powiedzielibyśmy w Europie transwestytow czy tez raczej eunuchow, których w Indiach jest ponad milion a jak twierdza niektorzy, nawet 6 milionow. Jest to stara kasta, którą społeczeństwo bardzo źle toleruje, narażona na codzienne szykany i przemoc. Opowieści o okrucieństwie i bólu zadawanym przedstawicielom tej grupy wyświetlane są na przesuwającym się elektronicznym pasku i tekst ten podawany jest w języku angielskim.
Jedną z najbardziej znanych artystek młodego pokolenia w Indiach jest Shilpa Gupta, która do Paryża przywiozła nagranie wideo zatytułowane „Half widow” o problemie Kaszmiru, którego granice są przedmiotem kontestacji podziału dokonanego w 1947 roku. Artystka sama bierze udział w wideo, rzucając niczym w grze w klasy kamień na nierównomiernych rozmiarów przestrzeniach oznaczonych na betonowym podłożu. Ubrana jest w kurta, strój typowy dla Kaszmiru w kolorze białym, kolorze żałoby. W pracy tej staje się rzecznikiem kobiet, oczekujących na mężów zaangażowanych do wojny w Kaszmirze, ale o których od dawna nie było żadnej wieści.
Są też aluzje do Bollywodu (Pierre : Gilles), kości ludzkie przykryte czerwonym welurem (Anita Dube), indyjski football (Riyas Komu) i sześć ażurowych klatek symbolizujących „wewnętrznych wrogów” zachodniej cywilizacji (Sudarshan Shetty) czyli słabość do luksusu, złość, łakomstwo, zaślepienie, pychę i zazdrość. Jest tez ulica Bombaju (Leandro Erlich) pokazywana z okna mieszczańskiego, paryskiego wnętrza i wreszcie magazyn inoxu (Subodh Gupta). Są tez porozbijane młotkiem francuskie lustra w stylu rokoko na które przyklejono niezliczona ilość bindi, czarnych kółeczek, które noszą na czole indyjskie poślubione kobiety(Bharti Kher) , zdjęcia z paryskiej łaźni Sun City w której spotykają się homoseksualiści, co jest formalnie zabronione w Indiach(Sunil Gupta) i wreszcie dwie piękne prace Sheli Gowda –pierwsza z nich to girlandy uplecione z krowiego łajna (na pierwszym zdjęciu tego wpisu) a druga, warkocz poniżonej Draupadi, która przyrzekła sobie, że nigdy nie zwiąże swoich włosów dopóki nie umyje ich w krwi wrogów.
Praca Gowdy jest moim zdaniem rodzajem leitmotiwu paryskiej wystawy, gdyż tematyka walki kobiet hinduskich o równouprawnienie, o szacunek, o miejsce w społeczeństwie hinduskim jest moim zdaniem najbardziej widocznym i dominującym elementem tego przeglądu.
A ja się pytałam co słychać?
OdpowiedzUsuńWspaniale się czyta i ogląda. Mało się interesowałam Indiami, ale zacznę. Poruszyłaś tak wiele różnych tematów przy okazji 1 wystawy, mnie jednak zawsze porusza los kobiet i naznaczonych odrzuceniem. Wielki, piękny kraj - a tyle strasznych rzeczy ma w nim miejsce. Przy okazji cieszę się, że i okruch "mojej działki" znalazł się u ciebie.
Hm, ja pewnie narażę się wielu, ale Indie mnie bardzo mało inspirują. Tę wystawę miałam sobie odpuścić, bo obawiałam się dużo obrazków tak jak na zdjęciu nr 2, ale jednak zaintrygowałaś mnie Holly.
OdpowiedzUsuńEwo, jeśli udało mi się dać „wirtualnie”choćby najskromniejsze wyobrażenie o współczesnych Indiach, to bardzo się cieszę…
OdpowiedzUsuńCzaro, czy mam wyrzucić drugi obrazek?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie, jak inaczej wizualnie można byłoby uwierzyć, że to rzeczywiście wystawa o Indiach? ;-)
OdpowiedzUsuńWystawa wyglada na bardzo ciekawa i obiecalabym sobie, ze obejrze ja podczas kolejnej wizyty w Paryzu, gdyby nie to, ze moja kolejna wizyta w Paryzu bedzie wygladac tak jak poprzednia - bieg z lotniska na dworzec i z dworca na lotnisko.
OdpowiedzUsuńDlaczego nikomu nie przyszlo jeszcze do glowy urzadzanie wystaw na Gare de l'Est?
Katasiu,
OdpowiedzUsuńPomysł oczywiście genialny z galeriami sztuki na dworcach, jeśli zostanę kiedyś ministrem kultury we Francji albo w Polsce, to zarządzę, aby każdy dworzec wyposażyć w muzeum sztuki! A naprawdę nie da się pobytu w Paryżu przedłużyć choć o jeden wieczór?
Tym razem na pewno nie, moze przy okazji naszego nastepnego biegu na trasie lotnisko-dworzec-lotnisko sie uda.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze szybko zostaniesz francuskim ministrem kultury, bo nie tylko ja skorzystalabym z takich dworcowych muzeow. Przy okazji - male muzeum znajduje sie na lotnisku w Amsterdamie i zbiera naprawde spora publicznosc.
Bardzo ciekawy tekst, chętnie obejrzałabym tę wystawę, bo Indiami fascynuję się od dawna, a dwa miesiące spędzone w tym kraju okazały się być o wiele za krótko. Za parę miesięcy znów lecę do Indii i tym razem spojrzę na nie nowymi oczami - bo ile razy się tam jest, tak sądzę, tym inaczej się patrzy na ten kraj. Indie zmieniają człowieka.
OdpowiedzUsuńTen taniec kathakali, od którego zaczynasz tekst, widziałam na własne oczy właśnie w Kerali - niesamowite wrażenie sprawia taka gra gestów i mimiki. Dharavi też widziałam, aczkolwiek tylko z okien pociągu, nie odważyłabym się zwiedzać slumsów jak zwykłej dzielnicy, nie popieram wycieczek, by "oglądać biedotę", a takie są organizowane.
Te myszki komputerowe i kable ja bym jeszcze interpretowała w ten sposób, że w Indiach jest teraz centrum informatyczne, swoista Dolina Krzemowa, w Bangalore i Chennai, oczywiście na niższym poziomie niż ta amerykańska, ale bardzo bogata w talenty i potencjał ludzki. Ogromna liczba tych kabli i myszek może symbolizować ludzkie zasoby w dziedzinie IT.
Maleńka uwaga - kurty nosi się w całych Indiach, a także w Pakistanie i Bangladeszu, nie tylko w Kaszmirze, to zwykły, codzienny strój. Biały zaś tradycyjnie faktycznie jest kolorem żałoby (lub wdowieństwa, wdowy tradycyjnie noszą wyłącznie białe sari).
Jak długo ta wystawa będzie jeszcze pokazywana?
To naprawdę dobry pomysł z tymi galeriami na dworcach. Tymczasem, przynajmniej w Polsce, tworzy się przy dworcach galerie handlowe...
OdpowiedzUsuńChihiro,
OdpowiedzUsuńOczywiście bardzo Ci zazdroszczę spotkania z Indiami. Zastanawiam się, co masz na myśli, pisząc, ze Indie zmieniają człowieka. W jakim sensie? Na ile zmieniły Ciebie? Stałaś się bardziej tolerancyjna i otwarta na innych?
Wystawa potrwa jeszcze do 19 września, a więc jeśli przewidujesz krótki weekend w Paryżu, to będziesz miała okazję ją obejrzeć. Skądinąd mam wrażenie, że odbywa się całe mnóstwo imprez towarzyszących tej wystawie, koncertów, konferencji…może uda mi się o tym napisać. Serdecznie pozdrawiam!
Czaro,
OdpowiedzUsuńA może wyślemy oficjalny list w tej sprawie albo zaproponujemy zwołanie referendum? W każdym bądź razie w Szwajcarii istniałaby możliwość zrobienia projektu ustawy o wyposażeniu każdego dworca w muzeum sztuki. Jeśli naród by się zgodził...Ostatnio w New York Timesie ukazał się artykuł o gabinecie leczenia problemów psychicznych oglądaniem dzieł sztuki, przede wszystkim impresjonistów-ponoć to łagodzi obyczaje!
Holly, każdy, kto był w Indiach, twierdzi, że ten kraj go zmienił. Nie wiem, w jakim sensie, na to pytanie każdy ma swoją własną odpowiedź. Ale o ile można wrócić z większości krajów niezmienionym, nie spotkałam się z nikim, kto wrócił z Indii niezmieniony. Spotkaliśmy w Tokio na ulicy parę Izraelczyków, którzy jeździli po świecie i wiele widzieli. Właśnie spędzili trochę czasu w Indiach i zaraz potem przyjechali do Japonii. Powiedzieli jedną bardzo prostą, a bardzo trafną uwagę: "Świat dzieli się na Indie, Japonię i całą resztę". Choć brzmi to dziwnie, nie znam nikogo, kto miałby porównanie, a uważał inaczej i sama potwierdzam tę opinię, mimo że wydaje się być uproszczona i ogólna. Ale trzeba spędzić jakiś czas w Indiach i Japonii, by zdać sobie sprawę, jak bardzo odmienne te kraje są od całej reszty.
OdpowiedzUsuńIndie w każdym budzą dobre i złe cechy, nie znam drugiego takiego kraju, który prowokuje, budzi refleksje, pozwala dotrzeć do swego wnętrza w często tak niewygodny sposób. Co Indie zmieniły we mnie? To bardzo intymne pytanie, nie odpowiem na nie do końca. Ale wystarczy, że napiszę:
- nie przepadam za byciem w centrum uwagi non-stop i w Indiach przeszkadzało mi na początku, że każdy gapi się na mnie otwarcie. Jednak po paru tygodniach człowiek się do tego przyzwyczaja i pokonuje własną nieśmiałość czy wstydliwość. Ja pokonałam, nauczyłam się otwartości.
- przekonałam się, że komfort podróży nie ma dla mnie większego znaczenia. Wolę komfort od braku komfortu, ale brak komfortu czasem wyzwala, przybliża do ludzi.
- dostrzegłam, że różnice kulturowe mogą tkwić w najmniejszych szczegółach (ale to w Japonii też), że nic nie jest oczywiste, gdy ludzie zwyczajnie myślą w inny sposób.
- poznałam, kiedy podatna jestem na utratę cierpliwości i nauczyłam się, kiedy warto zacisnąć zęby i nie krytykować, nie narzekać, bo to i tak nic nie zmieni.
- przekonałam się, co oznacza znieczulica (nie na sobie, podróżnego z Zachodu zawsze chyba boli widok znieczulicy u innych na cudzą krzywdę - ale ta znieczulica buduje pancerz ochronny, nie zbawi się milionów głodujących i lepiej od razu pozbyć się złudzeń).
- stałam się bardziej wyluzowana w stosunku do życia, pozbyłam się jakichś dręczących mnie chorobliwych ambicji, których nie mogłam spełnić. Przestałam się miotać w życiu i chcieć osiągnąć niemożliwe.
- dostrzegłam, jak bardzo "duchowość" może być na sprzedaż
- odkryłam, jak bardzo różnorodne są Indie i jak łatwo oceniać po stereotypach
- nabrałam pokory w stosunku do oceny cudzych wierzeń i przekonań i przekonałam się, że to co dziwne w krajach zachodnich (np. moja wiara w reinkarnację i osobiste z tym doświadczenia) w Indiach są najzupełniej normalne i żadnego zdziwienia nie budzą.
Tę listę zmian mogłabym ciągnąć jeszcze długo. Ktoś może powiedzieć, że w podobny sposób może zmienić każdy inny kraj, ale jednak kto był w Indiach, uzna, że Indie są szczególne, niedające się porównać z niczym innym.
Pozdrawiam Cię ciepło!
Chihiro,
OdpowiedzUsuńZ dużym opóźnieniem odpowiadam na Twój komentarz, ale musiałam go przeczytać kilkakrotnie, aby lepiej zrozumieć przemiany, jakie u Ciebie nastąpiły po wizycie w Indiach i doszłam do wniosku, ze:
- byłabyś dla mnie idealnym towarzyszem do wypraw. Ja też nie przepadam za komfortem, najczęściej odcina nas on od ludzi i rzeczywistego świata
- że taka wyprawa wymaga jednak sporej odwagi i odpowiedniego nastawienia, gdyż tak naprawdę to nie wiemy do końca co nas czeka
- jeśli naprawdę stajemy się bardziej „zen”, pozbywamy przesadnych ambicji i nabieramy dystansu do siebie, to może rzeczywiście warto tam pojechać tylko po to?
- -o „duchowości” na sprzedaż muszę chyba przekonać się sama. Choć mam jednak nadzieję, że nie wszystko, co w Indiach duchowe jest naprawdę na sprzedaż
- W każdym bądź razie dziękuję za ten komentarz-przestrogę. Będzie mi on towarzyszył w podroży do Indii, jeśli uda mi się taką wreszcie pewnego dnia przedsięwziąć.
Również ciepło pozdrawiam.
Holly, dziękuję za odpowiedź na komentarz.
OdpowiedzUsuń- Cieszę się z tego, że napisałaś, że byłabym dla Ciebie idealnym towarzyszem podróży. Naprawdę :)
- Komfort w pewnych krajach bywa nie tylko oddzielający od ludzi, ale też powoduje paradoksalnie niewygodę. Nie czułabym się dobrze, płacąc za noc w hotelu tyle, ile przeciętny obywatel zarabia w miesiąc albo i dłużej.
- Właśnie, nikt do końca nie wie, czego się można spodziewać w Indiach. Jakiś czas temu recenzowałam na blogu znakomite trzy nowele Paula Theroux i wciąż czasem o nich myślę. Każdemu, kto planuje wyjazd lub marzy o nim, polecam ich lekturę: http://chihiro.blox.pl/2010/09/Indie-jako-nauczyciel-The-Elephanta-Suite-Paul.html
- Pewnie, że warto pojechać do Indii! Ale nie wszyscy wracają bardziej zen; koleżanka, która pojechała do Indii, wróciła umocniona w przekonaniu, że Europa to jest jednak cudowna i cywilizowana, a Azja to dzicz, mimo że widziała bardzo niewiele i była krótko na wycieczce zorganizowanej. Mam wrażenie (na podstawie rozmów z paroma osobami, które były w Indiach dłużej niż dwa tygodnie), że podróżny przechodzi tam przez pewne etapy. Ja na początku byłam trochę przestraszona chaosem, brudem, biedą. Potem przyszła złość i oburzenie: jak ci ludzie mogą tak żyć i zachowywać stoicki spokój (dała o sobie znać ciemna strona mojej natury, z którą zaczęłam wtedy walczyć). Potem oburzenie na to, że innych nie oburza to samo, co mnie. Aż wreszcie wyluzowałam, poczytałam o Indiach, porozmawiałam z masą ludzi, odnalazłam się w tym wszystkim i nauczyłam się odróżniać to, na co można się oburzać (np. pogarda dla biedniejszych i osób z niższej kasty czy korupcja) i na to, na co nie warto (np. okresowe braki prądu). Pierwsza wizyta w Indiach to taki chrzest, myślę, że dobrze potem zrobić przerwę, odpocząć, pomyśleć, poanalizować, poczytać, a potem pojechać ponownie z innym nastawieniem.
- Nie wszystko, co duchowe jest na sprzedaż, ale są miejsca-pułapki, które wykorzystują fakt, że są święte i turyści tam garną. I w Indiach widać np. wyraźnie, jak wiele katolicyzm ma wspólnego z hinduizmem, przynajmniej jak podejście hinduistów i katolików (indyjskich!) do religii jest podobne.
Życzę Ci zrealizowania podróży do Indii, bardzo jestem ciekawa, jakie miałabyś wrażenia.
Pozdrowienia serdeczne.
A ja post dzisiaj przeczytalam i podpisuje pod Chihiro. Bylam w Indiach dawno temu, jako studentka, ale te indyjskie miraze sa nadal we mnie obecne. To byla tak wyprawa zycia, łącznie z Nepalem. I chociaz potem zwiedzilam duzo krajow, nic mnie bardziej nie zafascynowalo. Tez na temat kiedys pisalam, ale w odniesieniu do przygody milosnej.
OdpowiedzUsuńA na dworcach w Polsce widzialam takie niby-biblioteki i wystawy o danym miescie. Pozdrawiam.