Francuskie słowo „bagatelle” i polskie „bagatela” znaczą właściwie dokładnie to samo. A więc kto pożyczył od kogo? Sprawdziłam i okazało się, ze Francuzi od Włochów (łacina)a my od Francuzów. Zajrzałem też dla upewnienia się do słownika języka polskiego, który podaje trzy znaczenia bagateli-cos nieistotnego, drobiazg, głupstwo lub błahostka, albo ogrodowy pałacyk lub pawilon modny w XVIII-wiecznej Polsce, wreszcie - rodzaj miniatury instrumentalnej (zwykle fortepianowej) o nieokreślonym charakterze i pogodnym nastroju.
Bagatelą nazwała swój ogrodowy domek (un pavillon) w zamku Bellevue, markiza de Pompadour a Park Bagatela w lasku Bulońskim powstał jako...rezultat zakładu między marszałkiem d’Estree, słynnym pijakiem i kobieciarzem (przepraszam, we Francji mówi się libertyn!) i jego szwagierką czyli Marią Antoniną. Marszałek zakupił ową domenę w 1775 roku za niewielkie pieniądze i się tym chełpił! Zona Ludwika XVI zakpiła sobie z niego, że jego „włości” chętnie i szybko odwiedzi i dobrze byłoby, gdyby je choć trochę na jej królewską wizytę przygotował.
Padł zakład o 100 tys. Ludwików, że za 64 dni rezydencja godna królowej będzie gotowa. Nie chodziło tu jednak o pieniądze, ale o honor marszałka, który zatrudnił do pracy 900 ludzi, w przeciągu jednej nocy z architektem zrobił projekt i przeznaczył na ten jeden z wielu kaprysów, jak stwierdził -bagatela, czyli 3-4 mln ówczesnych Ludwików.
Orangeria w parku Bagatelle
Domek ogrodnika w ogrodzie Bagatelle
Ponadto prawdziwy ogród warzywny. Ze wszystkimi odmianami warzyw znanymi w XVIII wieku.
Ja ten park bardzo lubię. Za niezwykły spokój, ale przede wszystkim za bajecznie piękne, kolorowe pawie (jest ich tam naprawdę dużo i potwornie hałasują!). Można do nich podejść bardzo blisko, są calkowicie oswojone a gdy widzą aparat fotograficzny, to natychmiast ustawiają się do zdjęcia... Właśnie tak!
Byłam kiedyś w Bagatelle na bajecznej wystawie kwiatów. Park piękny, miejscami trochę dziko i naprawdę spokojnie. Pamiętam jeżdżącą spiralną kolejkę. Świetne miejsce na rodzinną wyprawę. Miło, że d'Estree miał fantazję i gest.
OdpowiedzUsuńZrobiłaś piękne zdjęcia, holly.
Ewo,
OdpowiedzUsuńImpuls dała mu kobieta… gdyby nie ona, być może park nigdy by nie powstał.
Dziekuje za miłe słowa!
Zawsze wszystko dzięki kobietom! ;) A ten paw to nie chciał ogona pokazać?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Twój blog trochę się ożywił :) Życzę miłego "afrykańskiego" dnia (patrzę na temperatury po prawej...)
No to "banda feministek" gotowa. Faktycznie do różnorakich inspiracji mamy talent, tylko laury i tak zbiera brzydsza połowa świata. Zaś o wkładzie mme Pompadour wiemy tylko dzięki holly, dzięki jej erudycyjnemu i żywemu - niezmiennie - blogowi.
OdpowiedzUsuńCzaro, pokazał, pokazał i ni tylko ogon…
OdpowiedzUsuńPiekny ogrod, wydaje sie idealny na spedzenie w nim "afrykanskiego dnia." Dobrze jest wiedziec, ze mozna znalezc takie zielone miejsca w Paryzu intra muros (bo Ogrodu Luksemburskiego, w ktorym kazdy skrawek trawy jest zajety przez piknikowiczow bardziej niz plaze na Lazurowym Wybrzezu, nie licze :) )
OdpowiedzUsuńLista miejsc w Paryzu ktore chcialabym zobaczyc wydluza sie:-). Ale to dobrze, to jest wlasnie w tym miescie pociagajace.
OdpowiedzUsuńkto szuka milionera z takim domem, nie wchodzić na www.niepostrzezeni.pl
OdpowiedzUsuńza 3 mln PLN udowodnię że Bóg nie istnieje!