Polozona w okolicach slynnych Halles, slynie z dziesiatkow a moze nawet setek bajecznych butikow z najbardziej wyrafinowanymi produktami kuchni francuskiej: tlustych watrobek, slimakow, wykwintnych serow i win. Pamietam, ze w ubieglym roku spacerowalismy ta ulica tuz przed samymi Swietami. Mielismy je spedzic na nartach i perspektywa wakacji byla dosc zachecajaca. Ale dochodzac do samego konca ulicy zaczelismy sie powaznie zastanawiac, czy naprawde chcemy opuszczac ten gastronomiczny raj...
Ale mialo byc o ulicy Montorgueil. Tak wiec oprocz raju dla lakomczuchow, ulica ta zaslynela ze slynnego obrazu Moneta. Mozna go zobaczyc w Muzeum Orsay. Namalowal on ulice Montorgeuil w dniu zamkniecia wystawy swiatowej 30 czerwca 1878 roku, miasto przypominalo dzisiejsza ulice w Kairze, tlum szalal z radosci...Ale nie pisalabym o obrazie Moneta gdyby nie ciastkarnia Stohrera, najwazniejsza dla nas instytucja na ulicy Montorgueil
Stohrer, jak glosi legenda, byl ulubionym kucharzem-cukiernikiem krola Stanislawa Leszczynskiego. Wiec, gdy w 1725 roku odbyl sie slub polskiej ksiezniczki z krolem Francji Ludwikiem XV ziec , krol Stanislaw przywiozl ze soba swojego kucharza do Paryza, Wersalu a tak naprawde do zamku Chambord, gdzie zamieszkal po slubie corki krolewski ziec. Nicolas Stohrer uczyl sie zawodu w Wissemburgu, gdzie rodzina Leszczynskich mieszkala przed przeprowadzka do Wersalu. Ponoc, jak glosi legenda, krol Stanislaw czytal wlasnie bajki z tysiaca i jednej nocy i nazwal nowa specjalnosc swojego kucharza Ali-Baba(bylo to nasze ciastko paczowe). Stohrer nasaczal je malaga, do ciasta dodawal rodzynek, bitej smietany i szafranu (krol Stanislaw byl potwornym lasuchem a sklonnosc do slodyczy odziedziczyla po nim jego corka Maria). Piec lat pozniej Stohrer zalozyl pod numerem 51 slynna juz dzis ciastkarnie.
Piekarnia Stohrera slynna jest dzis na calym swiecie i nazywana jest "Ciastkarnia krolow" o czym zaswiadcza korona jaka zdobione sa wypieki a wyjatkowy charakter tego miejsca potwierdzila krolowa Anglii Elzbieta II, ktora po przyjezdzie do Paryza odwiedzila wlasnie tego cukiernika. A oto, co mozna tam znalezc.Baba w rumie, z kremem Chantilly i Alibaba...
.
maga-mara - została dawcom książek.
OdpowiedzUsuńholly codziennie coś nowego wspaniale opisuje.
A ja? Na wspomnienie ciastkarni Stohrera - zjadłam ćwierć kilo Trufli.
Mam nadzieję, że 3 m płot wokół Hotelu Lambert nie zostanie, jak to w krajach arabskich jest w zwyczaju, bo nie wiem co wówczas musiałabym zjeść - ze smutku. Ewa
Nie wiem, czemu napisałam "dawcom", pewnie zaćmienie potruflowe.
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą dowiedziałam się, że maga-mara w najlepsze czyta sobie w Sopocie, przy Hoffnera 9.
Nawet dzidziuś na kolanach nie przeszkadza.
I tak to sobie wszyscy po całym świecie krążymy.
Pozdrawiam holly, niezmienny paryski "elemencie". Ewa
Pani Ewo,
OdpowiedzUsuńAlibaby od Stohrera maja rzeczywiscie smak niebianski, ale wpadla do mnie sasiadka z pudelkiem ptasich mleczek i calkowicie przeslonily mi one smak "paczowego". Marza mi sie jeszcze krowki, takie prawdziwe...a trufle byly tez pewnie, sadzac po spalaszowanych ilosciach- znakomite. Czy we Wroclawiu tez sa takie slynne cukiernie?
Nie skusilam sie na Alibabe (walcze z cukrem ;) )ale chcialam doniesc, ze teraz cena juz wyzsza - 4,10 za sztuke i to naprawde mala :(.
OdpowiedzUsuńNo i nie wiem czy zauwazylas ale na tablicy (Histoire de Paris) wkradl sie blad: Maria Leczynska miast: Leszczynska. Dla swiata to nic ale dla Polonusa... koniec Swiata!
Irez