Umowilam sie dzisiaj rano na kawe na placu Tertre ze znajoma. Mialysmy obejrzec wystawe Salvatora Dali. „Czy zna Pani Maisons-Laffitte?”- zapytala. „Czy chcialaby Pani to miejsce poznac?” Sa pytania nad ktorymi nawet nie warto sie zastanawiac. Oczywiscie, ze tak.
A wiec jedziemy, metrem do Charles de Gaulle-Etoile a pozniej podmiejskim pociagiem RER, linii A. „Kiedys, gdy nie bylo jeszcze RER, goscie Jerzego Giedroycia odjezdzali z dworca St. Lazare i przybywali tu pociagiem”-opowiada mi znajoma. Wysiadamy na dworcu a przed nami kilka minut marszu.
Droga to niezwykla. Przez kilkadziesiat lat pielgrzymowali ta droga najwieksi polscy pisarze i intelektualisci: Jerzy Stempowski, Gustaw Herling-Grudzinski, Konstanty Jelenski, Andrzej Bobkowski...i wielu, wielu innych. Lista musialaby liczyc kilka stron. Slucham opowiesci o powstaniu Maisons-Laffitte, o zolnierzach generala Andersa, ktorzy nie dali sie zwiesc, nie uwierzyli, ze Rosjanie pozwola nam na wolnosc i w 1947 roku, w Rzymie, zalozyli niezalezne, literackie, polskie pismo na emigracji. Wsrod autorow pierwszego numeru znalezli sie: Tymon Terlecki, Wiktor Weintraub i Jozef Czapski. Redagowali: Gustaw Herling Grudzinski i Jerzy Giedroyc. Dochodzimy powoli do domu obrosnietego dzikim winem z ktorego, jak pisal Leopold Unger, przez „pół wieku promieniować będzie rozum, rozwaga, program dla wolnej Polski”
Droga to niezwykla. Przez kilkadziesiat lat pielgrzymowali ta droga najwieksi polscy pisarze i intelektualisci: Jerzy Stempowski, Gustaw Herling-Grudzinski, Konstanty Jelenski, Andrzej Bobkowski...i wielu, wielu innych. Lista musialaby liczyc kilka stron. Slucham opowiesci o powstaniu Maisons-Laffitte, o zolnierzach generala Andersa, ktorzy nie dali sie zwiesc, nie uwierzyli, ze Rosjanie pozwola nam na wolnosc i w 1947 roku, w Rzymie, zalozyli niezalezne, literackie, polskie pismo na emigracji. Wsrod autorow pierwszego numeru znalezli sie: Tymon Terlecki, Wiktor Weintraub i Jozef Czapski. Redagowali: Gustaw Herling Grudzinski i Jerzy Giedroyc. Dochodzimy powoli do domu obrosnietego dzikim winem z ktorego, jak pisal Leopold Unger, przez „pół wieku promieniować będzie rozum, rozwaga, program dla wolnej Polski”
W progu domu wita nas p. Wojtek Sikora, ktory od smierci brata redaktora Giedroycia, Henryka i z jego upowaznienia, pelni funkcje kierownika Maisons- Laffitte. Wizyte rozpoczynamy od ogrodu zimowego, ktory pelni tez funkcje salonu. Zasiadamy przy starym, rzezbionym stole. „Pochodzi z Hotelu Lambert”-wyjasnia gospodarz- przy nim odbywaly sie spotkania, uroczystosci i narady”.
Pokoj jest duzy, widny i okna wychodza na ogrod. Na bocznej scianie widocznej z okna budynku niewielka, brazowa tabliczka z napisem „skwer Giedroycia”. W pomieszczeniu znajduja sie przede wszystkim biezace wydawnictwa takie jak Dialog czy Tworczosc. Po lewej stronie, nad stolem,. humorystyczne rysunki stworzone reka wloskiego artysty. Jest na nich m.in. Jozef Czapski, Ojciec Bochenski, Konstanty Jelenski...a na samej gorze, plaskorzezba z wizerunkiem marszalka Pilsudskiego, ktorego Redaktor czyli Jerzy Giedroyc szczegolnie cenil. W domu w ktorym jestesmy, Kultura zakotwiczyla sie w 1954 roku. Wczesniej, przez pierwsze kilka lat w Maisons- Laffitte, miescila sie w domu oddalonym zaledwie o kilkaset metrow.
Przechodzimy do gabinetu Redaktora. Trzy biblioteki szczelnie wypelnione ksiazkami, na biurku tylko jedno, jedyne zdjecie- slynnego Londynczyka, korespondenta Kultury, Juliusza Mieroszewskiego. Po lewej stronie, na scianie, okladka francuskiego pisma „le Combat” redagowanego przez Alberta Camus, ktore stanowilo wzor dla Kultury a tuz pod nim herb rodziny Giedroyciow. Na bocznej scianie portret cenionego przez Redaktora, ksiecia Adama Czartoryskiego. Ponizej, prywatne archiwum, w ktorym trzymano biezaca korespondencje. Okna wychodza na dom goscinny polozony zaledwie kilka metrow od glownego budynku i przerobiony ze starych stajni.
Na pietrze mieszcza sie pokoje Zofii i Zygmunta Hertzow z przepieknymi rysunkami Jana Lebensteina oraz pokoik Jozefa Czapskiego.
Tuz obok znajduje sie pomieszczenie, ktore bylo punktem newralgicznym domu, gdyz stamtad szla w swiat wysylka ksiazek, listow i czasopism. Pokoj jest wylozony drewniana boazeria a w centralnym punkcie stoi stara waga a po drugiej stronie pokoju jeszcze starsza, chyba kupiona tuz po wojnie. „Redaktor” utrzymywal korespondencje niemal z calym swiatem, mobilizowal, zachecal, lajal i komentowal . Z niektorymi korespondencja byla niezwykle bogata, listy wysylano nawet trzy razy dziennie. „Nierzadko, bylo tego tak duzo, ze trzeba bylo uzywac wozka!”-komentuje moj przewodnik.
Gdy przechodzimy na strych, do archiwow, to az nie chce sie wierzyc ze jedna osoba byla w stanie utrzymywac korespondencje az z tyloma pisarzami. Jerzy Giedroyc byl niewatpliwie tytanem pracy. Wiekszosc listow bylo dyktowanych maszynistce, ktora pisala je przez kalke. Inne pisal sam, niektore, ale rzadziej, odrecznie. Dla historykow badajacych dzieje paryskiej Kultury, jest to raj, gdyz cala korespondencja zachowana jest w kopiach. Porzadkowuja ja teraz stopniowo archiwisci z Biblioteki Narodowej.
Opuszczamy glowny budynek i przenosimy sie do domu goscinnego, w ktorym mieszkal i mial swoje biuro przez dlugie lata Gustaw Herling- Grudzinski. Tampowstawaly „Dzienniki pisane noca”, choc nie tylko o te nasza komunistyczna noc tego okresu chodzilo, ale takze o jego bardzo ciemny pokoj, w ktorym dopiero niedawno dobudowano nowe okno w suficie.Od stycznia rozpocznie sie wielki remont budynku mieszkalnego dla gosci i jestem jedna z ostatnich osob odwiedzajacych to pomieszczenie jeszcze ze sladami patyny na tynkach...
Przechodzimy wreszcie do polozonej w glebi ogrodu odnowionej biblioteki, w ktorej skladowanych jest ok. 150 tys. tomow. W kacie dostrzegam dwie stare maszyny do pisania. Do kogo nalezaly? Co na nich powstalo?
Wszystko w tym domu jest historia, nalezy do naszego dziedzictwa, do naszej pamieci. Pamieci o ludziach, ktorzy umozliwili dziesiatkom zdolnych,ale niezgadzajaych sie z polska powojenna rzeczywistoscia pisarzy na publikacje. Dzieki Giedroyciowi nie popadli w zapomnienie. Paryska Kultura byla nie tylko wydawnictwem, ale tez przystania dla szukajaych pomocy nowych emigrantow, takich jak Milosz, Marek Hlasko czy Roman Polanski.
Zyczeniem Redaktora bylo, aby Maisons-Laffitte pozostal miejscem sluzacym mlodym naukowcom konserwujacych pamiec o heroicznej pracy kilku niezwyklych Polakow. Moze znajdzie sie jeszcze jakas okazja, aby do tego miejsca powrocic? Warto tez zajrzec na pobliski cmentarz, na ktorym spoczywaja mieszkancy domu spod numeru 91. Ale to moze nastepnym razem.
Czytając post pomyślałam o upływającym czasie. Zadziwiające jak TERAZ staje się szybko HISTORIĄ..
OdpowiedzUsuńAna,
OdpowiedzUsuńCzy wolno mi zapytac Cie o "TERAZ"? Jakie sa Twoje wspomnienia zwiazane z paryska Kultura?
Bardzo ciekawa notka i bardzo ciekawa wyprawa!
OdpowiedzUsuńCzaro,
OdpowiedzUsuńbardzo dziekuje, szkoda tylko, ze dotarlam tam dopiero teraz...Pozdrawiam serdecznie
Nie mam wspomnień jako takich związanych z Kulturą, której ostatni numer był wydawany gdy ja byłam jeszcze uczniem polskiego liceum.
OdpowiedzUsuńKultura TERAZ? Trudne pytanie. Na pewno bardzo ważna.
Pozdrawiam serdecznie
Moja córka tu się urodziła i jesteśmy dumne, ze właśnie tam - atera mieszkamy w Poznaniu/....
OdpowiedzUsuńa teraz
Usuń