Pusta scena. W tyle pokryte pomaranczowo-czerwonym tynkiem sciany. Kilka bambusowych kijkow sterczacych jak brzezinowy las, ktore beda sie zamieniac kolejno w palac, wieze i wiezienie. Samotny fortepian zamiast orkiestry. Rozpoczyna sie przestawienie „Czarodziejskiego fletu”, Ostatnie, pozegnalne przedstawienie Petera Brooka jako dyrektora mitycznego juz dzis paryskiego teatru eksperymentalnego Bouffe du Nord. Znamy i pamietamy ten teatr, chociazby ze slynnej Mahabharaty, do ktorej Peter Brook zaangazowal Ryszarda Cieslaka i Andrzeja Seweryna.
Siedze na poduszce na podlodze, prawie na scenie. Spiewacy sa na wyciagniecie reki. Graja? Raczej bawia sie muzyka, intryga, opowiadaja o marzeniach i nieszczesciach, fantazjuja i zaklinaja. Samotny Papageno szuka swojej ukochanej Papageny. Tamino walczy o uwolnienie swojej ukochanej Paminy a Sarastro pilnuje, zeby nikt nie przeszkodzil w pierwszych milosnych deklaracjach i westchnieniach. Mozart napisal bajke i Peter Brook chcial byc jak najblizej Mozarta. Czyli nie robic ciezkiego, akademickiego przestawienia, ale spektakl lekki, oparty na improwizacji. Nie ma wiec ciezkiej opery, spiewanej z orkiestra ale nieglosny spiew , humor i asceza w ruchach. Jesli z opery wyrzucimy wszystko to, co zbedne ,obciazajace i pozostawimy mlodzienczy zywiol, fantazje i improwizacje to powstanie wlasnie spektakl wyrezyserowany przez Brooka. Publicznosc wstaje przy oklaskach. Mysle, ze to wierna, zakochana w starym mistrzu publicznosc teatru Bouffe du Nord, ale jest tez bardzo duzo mlodziezy. Czasem mowi sie o pozytywnej energii wysylanej nam przez czlowieka. „Czarodziejski flet” w Bouffe du Nord to dawka takiej wlasnie energii.Czarodziej Brook nas po raz kolejny oczarowuje.
I wielka niespodzianka. Role Paminy spiewa filigranowa, o przepieknym sopranie, polska spiewaczka Agnieszka Slawinska. Mysle, ze praca z Peterem Brookiem to wielkie uznanie dla jej talentu. Umawiamy sie na kawe i slucham opowiesci o jej pracy z mistrzem
.Photo: Pascal Victor, magazine Scène. Po prawej stronie, w glebi p. Agnieszka Slawinska
-Jak przebiegała Pani współpraca z Peterem Brookiem?
-Proby rozpoczelismy mniej więcej w połowie sierpnia, mialy potrwac trzy miesiace, premiera odbyla sie 9 listopada. Nie mialy one nic wspolnego z tradycyjnym przygotowaniem opery, nie bylo bardzo dlugo w zasadzie zadnych prob sytuacyjnych, zadnego ustawiania scen, jedynie czysta improwizacja. Stanowiło to dla nas wszystkich na tyle nowe doswiadczenie, że na dwa tygodnie przed premierą czuliśmy się jeszcze nieprzygotowani, dość osamotnieni a przeciez Peter Brook byl na wszystkich probach, przygladal nam sie, ale nie interweniowal. Dawal nam pelna swobode. Czasem odnosilam wrazenie, ze potrafi nas przeswietlac laserem, ze wie o nas wszystko a wynikalo to chyba z wielkiego daru obserwacji. Nigdy wczesniej nie spotkalam sie z tego rodzaju metodami pracy. Spiewakow w operze dobiera sie i przygotowuje pod kątem przede wszystkim glosu, techniki , ale nigdy predyspozycji psychicznych a odnosilam wrazenie, że przy tworzeniu naszego zespolu bralo sie pod uwagę nasze charaktery
-A jak wygladaly proby?
Rozpoczynaly sie od dwugodzinnego przygotowania fizycznego, yogi, pilatesa, cwiczeń na oddech, takie typowo aktorskie przygotowanie, a później rozpoczynały się rozmaitego rodzaju zabawy. Często dziecinne, takie podczas ktorych reaguje sie w sposob naturalny, niewyuczony, spontaniczny. Czy wie pani, jak sie czujemy podczas zabawy w kotka i myszkę? Takie najprostsze zabawy pozwalaja nam dotrzec do gleboko ukrytych, spontanicznych reakcji. Peter Brook bez przerwy zmienial sceny, nie mielismy prawie do konca kostiumow. Dwa tygodnie przed premierą bylismy przerazeni, odnosilismy wrazenie, że nic sie nie klei. Ale mielismy do niego absolutne zaufanie, wierzylismy, że wie, co robi. Choć jak mowię, nic nie bylo gotowe, zafiksowane. Na przyklad moj kostium zostal zaprojektowany i dopasowany pod wzgledem kolorystycznym do wnętrza i m.in do rozlozonych na podlodze dywanow. Te dywany, tuz przed premierą zdjeto, zmieniono mi rowniez, w ostatniej chwili kostium. Kreowanie spektaklu nigdy nie zostaje zakonczone.
-Wczesniej nie zetknela sie Pani z takim przygotowaniem opery?
Nikt nie pracuje z mlodymi spiewakami nad tym, jak sie maja zachowywac na scenie. Najwazniejszy jest glos, najlepiej mocny, brzmiacy. Tymczasem Peter Brook mowil do nas, ze mamy spiewac sercem a nie glosem. Patrzyl na nas swoimi blekitnymi, hipnotyzujacymi oczami i chcial w nas uslyszec prawde. A glos stal sie drugorzedny. Spiewamy przeciez w „Zaczarowanym flecie” piano, pianissimo, co jest niezwykle rzadkie w operze. Brookowi zalezalo chyba najbardziej , abysmy wymazali z nas wyuczone szablony, pozbyli sie manieryzmu i dotarli do prawdziwej natury czlowieka
-Jak Pani sadzi, co bylo celem takiego przygotowania?
-Żebyśmy poczuli sie wolni, zaczęli być prawdziwi, być sobą. Wówczas życie prywatne, troski i smutki pozostają poza teatrem. Ktoregos razu podszedl do nas po spektaklu i powiedzial, ze jestesmy dalecy od tego czego szukamy. Zaczelismy sie zastanawiac, co mozemy zrobic, zeby to zmienic. I nagle uswiadomilam sobie, ze odezwaly sie we mnie mechanizmy otrzymanego wyksztalcenia, mechanizmy spiewaka operowego. Choc przyznam, ze my jako studenci w Lodzi mielismy jednak sporo zajec z gry aktorskiej u prof. Zarneckiego. Brook mi wowczas powiedzial, poszukaj napiec, ktore sa w Tobie, zastanow sie, gdzie powstalo spiecie, ktore nie pozwala Ci wyzwolic prawdy. Jezeli potrafimy zapomniec, ktorej pozycji glosu powinnismy uzyc, jesli potrafimy byc naturalni, powrocic do punktu wyjscia, to pokonamy bariery, ktore wyzwala nasz glos. Nigdy nie laczylam mojej pracy z moim cialem. Teraz wiem, ze nie mozna wyjsc na scene, nie przygotowawszy ciala. Nigdy nie pomyslam, ze takie przygotowanie rozwiazuje wiele problemow glosowych. Powrot do cielesnosci, do natury pomaga glosowo. Trzeba rozluznic sie, zeby poszukac spokoju w ciele.
-Wydawalo mi sie, ze przygotowanie fizyczne aktora, praca nad cialem a nie tylko glosem, jako metoda pracy, weszla juz na stale do programu prob teatrow.
-Ale nie w operze. Owszem powtarza nam sie, ze mamy instrument w sobie, ale trzeba przynajmniej przez trzydziesci minut dziennie pracowac, aby sie wyciszyc, aby odnalezc w nas prawde.
-Jak reagowali na ten sposob pracy inni spiewacy?
Podobnie jak ja. Potrzeba nam bylo czasu, zeby zrozumiec jego metody. To, jak z nas wydobyc prawde, emocje i zrzucic wszystko to, w co obroslismy spiewajac do tej pory w operze.
-Z jakim doswiadeczniem rozpoczynala Pani prace z Peterem Brookiem?
Skonczylam szkole muzyczna w Lodzi a po studiach zostalam zaangazowana do Opery w Bydgoszczy a pozniej do Studia operowego w Strasburgu.
-Do konca roku bedzie pani spiewac w Paryzu a pozniej?
W 2011 roku wyruszamy w tournée. Od 10 stycznia bedziemy wystepowac w Luksemburgu a pozniej w calej Europie. Bedziemy m.in w Portugalii, Hiszpanii, Mediolanie. Wiem, ze bedziemy rowniez spiewac w Nowym Jorku. A rok 2012 to tournée po Azji, Japonii, Chinach, Brazylii...
-Czy spodziewala sie Pani ze nagle tak niesamowicie rozwinie sie Pani kariera?
Nie, zupelnie nie. Wszystko odbylo sie przypadkiem. Mialam zostac skrzypaczka, gralam od dziesieciu lat na tym instrumencie, ale bedac w liceum w Bialymstoku postanowilam zapisac sie do choru. Pani, ktora mnie przesluchiwala, stwierdzila, ze chor to nie jest dla mnie miejsce i powinnam zdawac na wydzial wokalny Konserwatorium. Zdalam, dostalam sie do Lodzi, choc o egzaminie dowiedzialam sie w ostatniej chwili.
A u Petera Brooka jak sie Pani znalazla? Czy trudno bylo przejsc przez sito audycji?
W moim przypadku stalo sie to bardzo szybko. Dowiedzialam sie w Strasburgu o audycji, zlozylam papiery. Najpierw bylo pierwsze przesluchanie na glos i pozostale kwalifikacje a pozniej druga audycja, juz bardziej zwiazana z rola Paminy. Po tym drugim przesluchaniu powiedziano mi, ze zostalam zakwalifikowana.
Marzenia?
Moze Wlochy? Swego czasu jezdzilam na master klasy do Mediolanu i za kazdym razem, gdy wysiadalam z pociagu na dworcu i slyszalam ten piekny jezyk to czulam sie wspaniale. Wlosi sa stworzeni do opery.
Bardzo ciekawy wywiad! I nie masz pojęcia, jak Ci zazdroszczę tych paryskich baletów i Mozartów :)
OdpowiedzUsuńAle zeby zdobyc bilet musialam odstac dwa razy po trzy godziny...za drugim razem zorganizowalam nawet spolecznosciowa kolejke...ale dzieki temu poznalam mnostwo teatralnych wariatow takich jak ja..."Czarodziejki flet" bedzie objedzal Europe, bedzie m.in w londynskim Barbicanie-Moze sie wybierzemy?
OdpowiedzUsuńHolly, jak zwykle poruszyłaś we mnie wiele czułych strun. Ale o Peterze, spotkaniach z jego teatrem, impresjach zwiazanych z wywiadem z p.Agnieszką itp. napiszę coś "u siebie"
OdpowiedzUsuńZ wielka przyjemnoscia przeczytam. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJestem zachwyconaswoja córka Kocham Cie Agnieszko. twoja mama
OdpowiedzUsuń