foto

foto

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Milosz w Operze Garnier

Nie bede pisac recenzji z wieczoru baletow Balanchine/Brown/Bausch w Operze Garnier. Nie potrafie, nie znam kodu. Napisze tylko, ze byl to wieczor magiczny. Nie tylko dlatego, ze balet ma w sobie juz cos z magii, gdy patrzy sie na nieziemska lekkosc ziemskich istot przesuwajacych sie bezszelestnie po scenie , ale rowniez dlatego, ze druga czesc, chyba najlepsza, byla oparta na poezji Czeslawa Milosza „Oda do ptaka”. 


Trisha Brown, slynna amerykanska choreografka odkryla utwor Milosza i oczarowalo ja brzemienie spolglosek. Poprosila Laurie Anderson o napisanie do tego utworu muzyki, sama zajela sie tancem. Spektakl jest polaczeniem swiata baletu klasycznego z nowoczesnym tancem i cybernetyczna muzyka. Laurie Anderson wspomina jak doszlo do powstania spektaklu. 


Znalazly sie z Trisha Brown w Domu Poetow, w malej nowojorskiej bibliotece, w ktorej mozna poznac utwory autorow z krajow Europy Wschodniej. ” Jako, ze jezyk polski nas pociagal-jezyk o spolgloskach zlozonych i chrzeszczacych, przegladalysmy  dziela wielu poetow. Z wielka radoscia odkrylysmy poemat „Ode do ptaka” Czeslawa Milosza. Dzielo o takiej elegancji! Anatomia ptaka i ruchu. Rozbite na sekwencje. Jezyk i ruch. Czulosc i uniesienie. Skladniki unikalne i wyrozniajace „ptaka”. Przypadkowo, tego samego dnia, polska aktorka i  mlody rezyser, Agnieszka Wojtowicz-Vosloo rowniez przegladala ksiazki w Bibliotece poetow. Zaprosilam ja do nas do studia, aby przeczytala poemat. To bylo niesamowite przezycie pracowac  nad jej pelnym pasji glosem” wspomina Laurie Anderson, tworca muzyki do baletu „O zlozony/O composite”.

Krotki fragment baletu  mozna obejrzec i posluchac poematu Milosza mozna tu

Dodaje tez piekny tekst "Ody do ptaka" Czeslawa Milosza

O złożony.
O nieświadomy.
Trzymający za sobą dłonie pierzaste.
Wsparty na skokach z szarego jaszczura,
Na cybernetycznych rękawicach
Które imają czego dotkną.

O niewspółmierny.
O większy niż
Przepaść konwalii, oko szczypawki w trawie
Rude od obrotu zielono-fioletowych słońc,
Niż noc w galeriach z dwojgiem świateł mrówki
I galaktyka w jej ciele
Zaiste, równa każdej innej.

Poza wolą, bez woli
Kołyszesz się na gałęzi nad jeziorami powietrza,
Gdzie pałace zatopione, wieże liści,
Tarasy do lądowań między lirą cienia
Pochylasz się wezwany, i rozważam chwilę
Kiedy stopa zwalnia uchwyt, wyciąga się ramię.
Chwieje się miejsce, gdzie byłeś, ty w linie kryształu
Unosisz swoje ciepłe i bijące serce.

O niczemu niepodobny, obojętny
Na dźwięk pta, pteron, fvgls, brd.
Poza nazwą, bez nazwy,
Ruch nienaganny w ogromnym bursztynie.
Abym pojął w biciu skrzydeł co mnie dzieli
Od rzeczy którym co dzień nadaję imiona
I od mojej postaci pionowej
Choć przedłuża siebie do zenitu.

Ale dziób twój półotwarty zawsze ze mną.
Jego wnętrze tak cielesne i miłosne,
Że na karku włos mi jeży drżenie
Pokrewieństwa i twojej ekstazy.
Wtedy czekam w sieni po południu, 
Widzę usta koło lwów mosiężnych
I dotykam obnażonej ręki
Pod zapachem krynicy i dzwonów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz