foto

foto

poniedziałek, 11 października 2010

Amélie Nothomb na Montparnassie czyli o sztuce sluchania



Mozna polemizowac, ile jest warta literacka tworczosc Amélii Nothomb, ale nie mozna, moim zdaniem, podwazyc jej niezwyklego talentu sluchania ludzi. W piatek, na spotkanie autorskie do paryskiego FNACU-u na Montparnassie przyszly tlumy. 

Gdy znalazla sie przed publicznoscia podniosla wzrok, tak jakby szukajac kogos znajomego. „Widze, ze sa tu osoby, ktore znam z listow”-powiedziala i czulo sie na jej twarzy rodzaj rozprezenia. 

„Jest Pani wierna FNAC-owi na Montparnassie i wydawnictwu Albin Michel...”- rozpoczela spotkanie prowadzaca.
-Tak i chcialabym przy tej okazji podziekowac wydawnictwu Gallimard, ktore nie chcialo mnie wydawac, bo to dzieki niemu trafilam do Albin Michel”-tlumaczy i podkresla  jeszcze raz slowo Gallimard, bodajze trzykrotnie, tak jakby niegdysiejsza odmowa sprawiala jej jeszcze dzisiaj duzy bol.

Pozniej opowiada o korespondencji z czytelnikami, o tym, ze rzeczywiscie dostaje ogromnie duzo listow i ze na wszystkie stara sie odpowiadac. „Ktorego dnia sie zalamie”-dodaje ze smiechem. „Moja codziennosc? Jest bardziej banalna niz to sobie wyobrazacie.  Mysle, ze jestem troche podobna do Gaston Lagaffe’a „-smieje sie. Czy listy, ktore Pani otrzymuje Pania inspiruja? „Pewnie tak, ale nie moglabym nigdy ujawnic zawartych w nich tajemnic. Nie wyobrazam sobie, zebym kiedykolwiek opublikowala korespondencje z moimi czytelnikami”-mowi, po czym uspakaja „nie, to o czym do mnie piszecie nigdy nie zostanie ujawnione”.
Poczatki? Chyba wszystko rozpoczelo sie od korespondencji z moim dziadkiem. Od szesciu lat rodzice zmuszali mnie i rodzenstwo do pisania do niego listow. Mieszkalismy wowczas w Japonii. Pamietam, ze dostawalismy kartke A4 i trzeba bylo ja zapelnic. Staralam sie pisac wielkimi literami, ale cos jednak trzeba bylo wyskrobac.Mysle, ze to odegralo ogromna role w moim pozniejszym pisaniu.  W wieku 12 lat zrozumialam, ze pisanie listow to sposob poznawania innych. Ci, ktorzy pisza tylko o sobie nic nie zrozumieli. Poznajemy sie poprzez spotkanie z innymi.

Moja nowa ksiazka? Temat otylosci? Wszystko zaczelo sie od notatki znalezionej w gazecie, ze w wojsku amerykanskim gwaltownie wzrasta liczba osob otylych. Zaburzenia w odzywianiu sa papierkiem lakmusowym innych problemow. To jest temat, ktory mnie zawsze pasjonowal, z przyczyn zupelnie osobistych. Bylam dosc okragla jako nastolatka. Jedzenie przeciez powinno byc czyms naturalnym a niechec do jedzenia, przesada,  jest proba przekazania nam jakiejsc wiadomosci.
Melvin nie potrafi sie odchudzac. W pewnym momencie nawet pyta mnie co ma z tym zrobic i ja mu wowczas tlumacze, ze jego cialo, jego tluszcz, to jest  artystyczna kreacja, to jedyne co stworzyl. I on bierze te kariere arystyczna bardzo powaznie.
Czy jest  to moja 19-sta powiesc? Alez skadze! 70-ta. Spogladamy z niedowierzaniem. No tak, tylko ja jeszcze niektorych nie opublikowalam.

Jak Pani pisze? Ani za wolno, ani za szybko, przeciez to sie dzieje w glowie. Jest to, patrzac z boku bardzo nudne zajecie. I bolesne. Wstaje o czwartej rano, ale zauwazylam, ze tylko wowczas udaje mi sie osiagnac to, co chce. Ale oczywiscie pisanie sprawia mi przyjemnosc. Jak zreszta wszystko to, co przychodzi z trudnoscia. To, co przychodzi nam latwo jest nudne-nieprawdaz?

Spotkanie dobiega konca. Wokol Amélie Nothomb zbieraja sie tlumy. Nie wiem, moze sto,  moze dwiescie osob. Gdybym napisala, ze zaczyna rozdawac autografy, to bylaby to nieprawda. Kazda osoba ma prawo do swoich pieciu minut. Stoje dosc blisko, aby uslyszec rozmowy, krotkie opowiesci  o sobie. Amelie Nothomb patrzy swoim rozmowcom w oczy, szczegolowo pyta o detale. Nie ma w niej zadnej pozy, krztyny snobizmu. Jest urocza, w swojej dlugiej czarnej sukience i czerwonej szmince na ustach. Ma cieply, serdeczny glos, Latwo sie z nia wchodzi w kontakt.
Skad Pani jest ? Z Polski? Opowiadam jej o historii pewnego quizu na blogu, z fragmentami wywiadu z francuska pisarka, oraz o tym, ze wiele osob  pomyslalo  wlasnie o niej. Ze jest w Polsce znana. Jest zdziwiona.  „Ja umiem tylko "to" po polsku” i intonuje....„Byly sobie swinki trzy...”. Tak mnie zaskoczyla znakomita dykcja, ze nie zdazylam sie nawet zapytalac, kto ja tego nauczyl. Mam nadzieje, ze nadarzy sie ku temu jeszcze jakas inna okazja.

A oto fragment wideo ze spotkania gdy opowiada o swojej najnowszej ksiazce.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz