Zeby wprowadzic nas w nastroj Swiat, muzeum Oranzerii na placu Zgody przygotowalo rodzinom pod choinke przepiekna wystawe „Dziecko jako model” czyli dosc kompletna retrospektywe malarstwa z dziecmi w temacie. Mamy wiec portrety dzieci wlasnych i dzieci znajomych- Renoire’a, Cezanna, Gaugina, Picassa, Matisse’a...i wielu innych. Sama wystawa jest jednak nie tylko przegladem tendencji i nurtow w malarstwie, choc i od tej strony jest interesujaca, ale sporo mowi rowniez o samych artystach.
Temat wydawaloby sie wdzieczny, a jednak dzieci zaczely interesowac malarzy stosunkowo niedawno. Wlasciwie do konca XIX wieku, jedynym tematem „dzieciecym” byla Maria dziewica z malym Jezuskiem na reku. No i male, pulchne aniolki. Malowal rowniez swoje dzieci Rembrandt, ale dopiero XIX wiek przyniosl autentyczne uznanie dziecka jako osoby i szerokimi drzwiami wprowadzil ten temat do malarstwa.
Mysle, ze znakomitym portrecista scen rodzinnych i macierzynstwa byla Berthe Morisot. Na wystawie w Pomaranczarni mozna zobaczyc jej bardzo cieple portrety corki Julii. Portrety maluje rowniez swoim dzieciom Pierre Auguste Renoir na przyklad Claude’a zwanego Coco. Zostal on zrobiony podczas zabawy chlopca metalowymi zolnierzykami, i jest to jedyny znak, ze portretowanym dzieckiem jest chlopiec a nie dzieczynka. Coco ma wlosy zwiazane wstazka i nosi czerwona sukienke.
Tak naprawde to dopiero dzis stalismy sie az tak rygorystyczni w ubieraniu dzieci. Na wystawie w Pomaranczarni pokazano portret slynnego antropologa, Clauda Levy-Strauss w czerwonej sukience w paski. No, ale kiedys widocznie nie przywiazywano do takich drobiazgow zbyt wielkiej wagi.
Wystawie towarzysza wywiady z osobami, ktorych rodzice parali sie malarstwem i ktorych portrety wybrano na te ekspozycje. Oj nie mieli oni latwego zycia ...czesto musieli spedzac dlugie godziny w niewygodnych pozach.
Sa portrety malowane z nadzwyczajna miloscia, cieplem i fascynacja dziecmi i inne, gdzie wazniejsza staje sie strona formalna, a dziecko jedynie pretekstem, tematem ubocznym, jak u Cezanne’a i Gaugine’a. Sa tez portrety dzieci niesformnych, dzikich czyli takich jakimi widza je rodzice. I piekne motto Bettelheima w jednej z sal wystawowych. „Wychowanie nie jest zawodem, jest sztuka”.
Hm... Nie wiem czy miałabym ochotę oglądać portrety dzieci (rzadko mają one coś już wypisane na twarzach). Ale notka bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuń