Znajoma z Genewy namowila mnie na spotkanie z Tomaszem Lubienskiem zorganizowane w Bibliotece Polskiej na temat literatury ostatnich dwudziestu lat. Zapowiadalo sie wiec ciekawie, ale nie bylo.
Przede wszystkim prelegent wyglaszal swoje przemowienie po francusku z ktorym radzi sobie zupelnie niezle, ale pozbawil je w ten sposob pikantnosci jezyka...cytatow, dowcipow. Ale taka jest zasada wykladow w Bibliotece i nie wolno mu tego zarzucac. Zreszta nie to bylo problemem.
Jak na redaktora naczelnego "Nowych ksiazek" spodziewac by sie moglo od niego odrobiny entuzjazmu i szczerej sympatii do autorow. Mozemy o tym zapomniec. Rozpoczal od razu od stwierdzenia, ze literature jest slaba, bo autorzy nie moga odwolac sie do przeszlosci, bo nic nie przezyli, ani wojny, ani komunizmu a wiec o czym tu maja pisac?
Drugie wyznanie bylo porownaniem aktualnej produkcji do literatury dwudziestolecia miedzywojennego i o zgrozo, zdaniem pana Lubienskiego "tamten" okres byl nieporownywalnie lepszy...nie brakowalo talentow...i to jakich a teraz...
W gruncie rzeczy, to nawet szkoda, ze upadla cenzura, bo ta przynajmniej zmuszala autorow do odwolywan sie do historii...tymczasem teraz wywalaja kawa na lawe...bo moga...i opisuja rzeczywistosc, "na surowo"-jak wytlumaczyl.
Stad, jak tlumaczyl pan Lubienski, nie ma co sie dziwic, ze mlodzi probuja szokowac. Nie maja biografii, takiej jaka my mielismy, nie maja zagrozenia zewnetrznego a wiec wrogiem numer 1 stal sie supermarket i tak wokol tego supermarketu kraza biedacy, atakujac go ze wszystkich sil. Tymczasem, zdaniem redaktora, bywanie w supermarkecie cywilizuje, wiecej, po co tu atakowac konsumpcje, ktora u nas wcale nie jest tak bardzo rozwinieta...
Mimo to, jest kilku pisarzy, choc niewielu, godnych uwagi. Niekoniecznie w Warszawie, gdyz obserwuje sie tendencje do decentralizowania a nawet swoistej agresji wobec centrali. Do pisarzy liczacych sie naleza wiec wedlug niego: Olga Tokarczuk zyjaca gdzies na poludniowym zachodzie Polski i Stasiuk, ktora zrobil kariere osiedlajac sie u Lemkow. Jest jeszcze Andrzej Bart bodajze z Gdanska i zdecydowana ulubienica Lubienskiego czyli Dorota Maslowska. Wspomnial rowniez o Jacku Dukaju zaznaczajac, ze literatury tego gatunku nie lubi. Dobrze, ale lakonicznie ocenil pisarstwo Michala Witkowskiego z Wroclawia oraz Jacku Dohnala z Gdanska.
Ktos zapytal o Pilcha, ale mozna bylo sie zorientowac, ze za tym autorem, krytyk nie przepada.
Nie wspomnial ani slowem o popularnych i znakomitych ksiazkach takich autorow jak Krzysztof Warga czy tez Malgorzata Kalicinska, ktora jest na pewno polskim fenomenem ostatnich lat w dziale literatury tzw. kobiecej.
Nie wiem, czy pan Lubienski lubi literature...mam wrazenie ze nie i nie jemu przeslalabym swoj rekopis...A moze lubi tylko to co, pisze sam?
Chyba tak.
OdpowiedzUsuńCzytajac spostrzezenia o TYM panu zaczynam rozumiec dlaczego zamknieto biblioteke w Instytucie Polskim - jesli osoby o podobnym pokroju maja decydowac o polskich instytucjach kulturalnych we Francji, to...
wole nie konczyc.
Irez